poniedziałek, 24 lipca 2017

Od Bezimiennego C.D: Silyen



Pamiętaj, że jesteś potworem. W każdej minucie swego życia pamiętaj o tym. Nie możesz mieć nikogo bliskiego. Bo wtedy poznasz smak jego krwi.

Od zawsze unikał bliższego kontaktu z ludźmi. Bo przecież był potworem, nieprawdaż? Tym który rozszarpuje na kawałki. Ten który zabija bez mrugnięcia okiem. Co jeśli nawet taki potwór jak on zechce się zmienić? Trzyma się z całych sił tego strzępka normalności którego kiedyś dostał w swoje drżące dłonie. Tak. Trzymaj się jej. Nic innego nie pozostało. Gdy pierwszy raz podczas swojego biegu natrafił na ludzi to nie pytał. W swym niemym amoku zabił ich nie bacząc na ich przerażenie w oczach. Obawa przed Nimi przerodziła się w paranoję w bardzo krótkim czasie. Jak miał żyć? Jak spełnić obietnicę za którą nie wiedział jak się zabrać? Obserwował. Ukryty w smolistej nocy. Dowiedział się kiedy najczęściej ludzie i inne stworzenia opuszczają swe domostwa. Gdy było ich najmniej, wtedy otwierał oczy. Okazało się, iż jego matka której imię brzmi noc została po jego prawicy. A to był tylko początek jego wędrówki ku spełnionym obietnicom. Jak do tej pory na własnej skórze nauczył się co może swobodnie jeść a co niestety mu zaszkodzi. Jednakże wciąż nie zdawał sobie sprawy jak przyrządzać różnego typu “dania”. Te szare pulpy które dostawał… tam. Były ciepłe i nie smakowały jak to wszystko co do tej pory udało mu się spróbować. Może właśnie na tym polega wolność? Na soczystości czerwonych kulek i orzeźwieniu czystej wody? Chciałby poznać nazwy tego wszystkiego. Chciałby nauczyć się żyć. Lecz do kogo mógł się zwrócić? Gdzie miał szukać pomocy? Oni tam są. Pamiętał o tym zawsze na każdym swoim kroku. Przypominał sobie o tym gdy kładł się spać i szeptał to do siebie gdy otwierał oczy. Bo wiedział, iż prędzej czy później go znajdą. Ale do tej pory będzie uciekał. Będzie walczył. Skoro nie mógł uczyć się od ludzi zaczął uczyć się od zwierząt. Podpatrywał co te jedzą, jak wykopują korzenie a jak inne rośliny omijają szerokim łukiem. Były jego cichymi nauczycielami nawet nie zdając sobie z tego sprawy. Czasami gdy któreś go zauważyło cicho dziękował na co zwierzę uciekało spłoszone. Wszystkie się go bały. Bo jesteś potworem. Nie mógł z nimi rozmawiać więc próbował z ludźmi zamienić słowo bądź dwa. Przecież oni na pewno by go nauczyli. Tych wszystkich nazw. Znaczków na papierze. Pomogli by. Nie potrafił z nimi rozmawiać. Nie witał się z nimi tylko podchodził i wskazując na konkretną rzecz pytał co to takiego. Ludzie dziwnie na niego patrzyli a niektórzy widząc go z daleka nawet uciekało. Zupełnie jak te zwierzęta. Bo jesteś potworem. Zaprzestał więc tego precedensu. Nie rozumiał co mieli na myśli mówiąc o przywitaniu. Oto najczęściej ludzie pytali. Lub o to czy zapomniał języka w gębie. Nie byli zbytnio zadowoleni gdy go pokazywał udowadniając, iż tak nie jest. Zwierzęta były jednak pod tym względem prostsze. Nawet jeśli uciekały. Jeśli pogłębiały jego mniemanie o samym sobie. I wtedy nadszedł ten jeden dzień. Gdy jedno ze zwierząt ani myślało uciekać na jego widok. Nawet samo podeszło, przecząc wszystkiemu co do tej pory białowłosy znał czy się nauczył. Od początku tej dosyć niecodziennej znajomości ani razu nie pomyślał nawet aby wyciągnąć dłoń ku zwierzęciu i je pogłaskać. Gdy tylko próbował to sobie wyobrazić to widział swe dłonie poplamione karmazynem. Był w końcu Potworem, nieprawdaż? Więc trwał w pewnej odległości od nowego towarzysza swych rozmów. Może i zwierzę mu nie odpowiedziało nawet raz jednakże wciąż miał je w swym mniemaniu za niezwykle cennego rozmówcę.
A więc tak pierwsze żywe stworzenie które przed nim nie uciekało okazało się kozłem sarny. Tak. To był dobry początek. Tak uważał przez pierwsze dni. Jego potworzaste sumienie zostało poruszone przez czystą niewinność zwierzęcia. Oczywiście później przyszły te nieznośne myśli. A co gdy on odejdzie i zwierzę o mądrych oczach skończy jako danie któregoś z ludzi? Hej, takie jest życie, prawda? Nie mogło takie być. Nie mógł pozwolić dać skrzywdzić czegoś… czegoś tak… Czegoś co przed Tobą nie uciekało? Taka była prawda, nieprawdaż? To zwierzę było na zewnątrz jego klatki pierwszym żywym stworzeniem które nie brało go za potwora. Cóż z tego, iż zapewne nawet nie rozumiało co do niego mówi? Nie uciekło od niego w las jak najdalej. Zupełnie jakby uciekało przed tropiącym je drapieżnikiem. Ba! Nawet przybywało kolejnej nocy. Czy robiło to przypadkiem czy też specjalnie? Większość ludzi zapewne cieszyłaby się z przychylności Bogów bądź z ufności zwierzęcia. Jednakże On był potworem. Zabijał i mordował. I wszystko w koło to wyczuwało. Zupełnie jakby potrafili przejrzeć jego przeszłość. Ale czy patrząc w jego oczy mogli dostrzec to, ile bólu zniósł? Mogli dojrzeć lata katowania? Mogli dojrzeć jego wyciągniętą dłoń w ich stronę? Ku normalności? Nie potrafił ściągać swej maski na zawołanie a jeśli to czynił to zdarzało się to częściej przez przypadek. Nie mógł okazywać emocji na swej bladej twarzy. Nie mógł sobie pozwolić na taką lekkomyślność.
Więc chciał ją przestraszyć aby i nikt ją nie skrzywdził. Nie pozwoli na zabranie tych mądrych sarnich oczu przez ciemność. Przez pustkę. Tak powtarzał wciąż od nowa w swej głowie gdy szedł w jego kierunku z dłońmi zaciśniętymi w pięści. To dla jego dobra, nieprawdaż? Zwierzę raz zranione nie zaufa ponownie. Nie zaufa. Stanie się… Potworem. Jego puste oczy wpatrywały się w te zwierzęce. Widział w nich gwiazdy które tak go ciekawiły. Te mądre oczy pełne ufności do jego osoby. Przez moment widział ją. Jej rude włosy. Jej uśmiech i wyszeptane przez zakrwawione usta “wybaczam”. Jego lewa dłoń delikatnie zadrżała. Ona miała tak bardzo podobne oczy do tej sarny. Nie było tam gwiazd lecz on widział je również w jej oczach. Widział również jak te wszystkie jasne punkty zamknięte w jej oczach powoli gasną. Jedna po drugiej. Gdy serce kończyło swój  bieg. Delikatnie, ledwo dostrzegalnie zmarszczył brwi. Dlaczego zwierzę nie ucieka? W myślach wciąż powtarzał coraz szybciej z uporem “uciekaj”. I oto nareszcie stanął przed nim. Wystarczy, iż go zrani, nieprawdaż? Widział jak jego nocny towarzysz jest zmęczony. Wiedział o tym, gdyż był drapieżnikiem. Gdyż był nauczony w szukaniu wszelkich oznak słabości. Powoli podniósł dłoń do góry bez wyrazu na swej chudej twarzy. Nie. Nagle poczuł jak sarna opiera o niego głowę. Czuł jego ciepło. Zatrzymał gwałtownie podniesioną dłoń zaopatrzoną w metalowe pazury. Był przecież potworem, więc dlaczego? Jego podniesiona dłoń delikatnie zadrżała. Czuł się tak jakby kozioł sarny chciał mu przekazać, iż się go nie obawia. Nie. Chodziło o to, iż nie widzi w nim potwora, nieprawdaż? Ach. Ale to były tylko spekulacje. Przecież on go nie rozumiał. Mowy. Więc dlaczego trwał? Trwał w bezruchu razem ze zwierzęciem, zupełnie jakby ugrzęźli w jednej chwili. W tej samej chwili. Jednocześnie wyczuwał jak bardzo zwierzę jest zmęczone. Słabe. Specjalnie dla niego tutaj przybywało? Może nie będzie podchodzić do innych ludzi? Spojrzał na swoją uniesioną dłoń ku górze. Może… Potworze. Przez moment dojrzał krew na swej dłoni. Ach. Wyprostował dłoń mrużąc delikatnie przy tym oczy. Powoli opuścił dłoń w dół na szyję sarny. Jej futro było miękkie. Czuł spokojne bicie jej serca. Jej ciepło. Chciałby zatrzymać tą chwilę przy sobie.

Pamiętasz? Jak igrałeś z moją cierpliwością? Właśnie tak to się kończy. Śmiercią cennych Ci osób. Bo ty ich nie możesz posiadać. Potwory żyją w samotności.

Delikatnie pogładził sarnę po szyi. Nie chciał wierzyć w jego słowa. Kiedyś Elen go uczyła jak się obejmuje innych. Zaufanie. Spojrzał na swoją drugą dłoń i po chwili również i ją uniósł do góry. Powoli, ostrożnie, zupełnie jakby nie do końca był pewny jak to zrobić. Położył drugą dłoń na jego szyi i przytulił go do siebie. Trochę sztywno i trochę niepewnie. Lecz czuł, iż to tak powinno być. Zamknął na chwilę oczy. Jednak gdy to zrobił dojrzał tą krew. Te błagające oczy. Otworzył je ponownie i wyszeptał cicho.
- Nazwano  mnie Morte. Perfectum. Sang miało być mą siła napędową. Chcieli wymusić na mnie Obediencia. Więc dlaczego nie uciekasz? - przytulił ją mocniej. Myślał, iż może lepiej by było gdyby zwierzę biegło. Gdyby nie był w stanie spojrzeć w jej mądre oczy. Ach gdyby tylko mógł cofnąć czas i pierwszego dnia już.. Co? Zabił ją? Nie. Ponownie wyszeptał. - Muszę odejść sarenko. Nie podchodź do innych ludzi. A jeśli zamkniesz swe oczy już na zawsze… idź do takiej jednej elfki o rudych włosach. I o jasnych oczach. Ona się Tobą zaopiekuje. - nie potrafił puścić zwierzęcia. W głowie powtarzał “jeszcze chwilkę”. Nie miał częstych okazji do tego aby poczuć czyjeś ciepło. Aby usłyszeć z bliska czyjeś bicie serca. Powoli rozluźnił uścisk aby odejść. Bał się zostawać dłużej w jednym miejscu a tutaj został już dłużej niż w ostatnim. Wiedział, iż nigdy więcej nie zobaczy swego dosyć niezwykłego towarzysza. Miał jednak nadzieję, iż zwierzę w pewnym stopniu go rozumie. I dzięki ostrzeżeniu będzie wiodło jeszcze swe szczęśliwe życie. Powoli zabrał swoje dłonie i delikatnie podniósł głowę zwierzęcia aby zabrał go z jego boku. Z jego głowy również dłonie zabrał powoli patrząc w jego mądre oczy. Odezwał się z delikatnym skłonem. - Dziękuję. - powiedziawszy odwrócił się do niego plecami i ruszył w kompletnie inną stronę niż zawsze. Tak. Musiał ruszać dalej. Schować się. Przy tym mieście zabawił już dostatecznie długo. Dopiero jednak po chwili zdobył się na pierwszy krok w przód.

[Droga Sarenko?]

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz