poniedziałek, 10 lipca 2017

Od Bezimiennego do Silyena.

Znalezione obrazy dla zapytania fantasy moon tumblr

Noc. Gwiazdy nigdy nie przestawały go zadziwiać. Nigdy również nie potrafił ich zrozumieć. Czym są? Dlaczego nie można ich dosięgnąć? Pamiętał co mówiła mu o nich Elen. To dusze tych którzy byli dla kogoś ważni. Ponownie wyciągnął w ich kierunku swą zabandażowaną dłoń jakby naprawdę mógł ich dosięgnąć. Czy mógłby? Co by się wtedy stało? Dwa Światy zderzyły by się ze sobą? Nastąpił by niekontrolowany wybuch? Co sprawia, że one tak świecą? Miał tak wiele pytań na które nie otrzymywał żadnych odpowiedzi. Wolał jednak nie ryzykować spotkania z ludźmi gdyż nigdy nie był pewny czy właśnie nie prowadzi swej ostatniej rozmowy. Bo Oni go w końcu znajdą, prawda? Podniósł się powoli, wręcz ociężale. Jakby nagle grawitacja stanowiła dla niego zbyt duży wysiłek. Jego twarz nie zdradzała żadnych emocji. Ponownie opadł na ziemię nie łagodząc upadku w żaden sposób. Dosłyszał zbliżające się zwierzę więc przymknął na moment oczy. Niezbyt duże. Na czterech nogach. Niezbyt ciężkie. Otworzył oczy i okręcił głowę w bok. W moment aby dojrzeć kozła sarny który z pochyloną głową zmierzał w jego stronę. Było w nim coś innego. Coś specjalnego. Może to chodziło o jego oczy? Były jakby mniej dzikie. Zwierzęce. Może nawet bardziej ludzkie od jego własnych oczu. Wpatrywali się przez chwilę lecz chłopak spodziewał się, iż za chwilę zwierzę ucieknie w popłochu. Westchnął cicho gdy tak się nie stało i nie odrywając od niego wzroku powoli się podniósł. Dojrzał... jakąś rzecz z kryształami. Ktoś założył to mu? Był czyimś zwierzęciem? Czy może zaplątał się w to niepotrzebnie? Przekrzywił głowę delikatnie w bok bardziej mu się przyglądając i jednocześnie korzystając z okazji, iż zwierzę nie uciekło. Wyprostował głowę po czym podwinął kolana do góry i oparł na nich ręce by następnie oprzeć o nie głowę. Wciąż wpatrując się w dzikie zwierzę. Zazwyczaj nie miał okazji przyjrzeć się im z aż tak bliskiej odległości. Odezwał się cicho. 
- Sarna... - gdy zwierzę nie uciekło na dźwięk jego głosu poczuł jakby zrobiło mu się trochę lżej. Ponownie się odezwał patrząc w jego rozumne oczy. 
- Też wolisz noc od dnia? Gdybyś potrafił mówić na pewno powiedziałbyś mi coś o gwiazdach. - odchylił się nagle do tyłu i położył ponownie na plecach rozkładając przy tym ręce. Podniósł do góry swoją prawą, zabandażowaną dłoń. Ponownie się odezwał patrząc w gwiazdy. 
- Jak myślisz? Czy da się ich dosięgnąć? Złapać na chwilę. Czy nie zrobi im to krzywdy? - jego dłoń gwałtownie opadła na ziemię. Ponownie nawet nie amortyzował jej upadku. Nie usłyszał jednak aby zwierzę uciekło więc obrócił głowę aby na nie spojrzeć. Gdy je dostrzegł wpatrywał się w jego oczy swoimi oczyma pozbawionymi wyrazu. Ponownie cicho się odezwał. 
- Nie możesz być tak blisko ludzi. Oni Cię zabiją. Ja bym Cię zabił gdybyś uciekał. Ale ty nie uciekasz. Nie boisz się mnie? - nie otrzymawszy odpowiedzi powrócił wzrokiem do gwiazd. Po chwili ciszy dosłyszał spokojny ruch kopyt które się oddalały. Nie biegł więc nawet on sam nie wstał aby za nim pogonić. Był jakiś inny. I w pewnym sensie poczuł się trochę lżej mogąc się odezwać do żyjącej istoty. 

***

Kozioł sarny zjawił się następnego dnia. I jeszcze jednego. I później również. Razem był to już prawie tydzień. Drugiej nocy gdy się pojawił chłopak próbował go przestraszyć poprzez syczenie i szczekanie lecz nie dało to oczekiwanego rezultatu. Wtedy znowu zaczął do niego mówić. Trzeciej nocy udawał, iż śpi lecz sarna uparcie trwała na swym miejscu co w końcu sprawiało, iż chłopak obracał w jego kierunku głowę i patrzył w rozumne oczy. Ponownie mówił sarnie o wszystkim i o niczym. Zupełnie jakby mógł uzyskać ułaskawienie swej duszy poprzez zwierzanie się zwierzęciu. Czwartego dnia nawet oczekiwał jego przyjścia więc leżąc i patrząc w niebo tak naprawdę nie skupiał się zbyt bardzo na gwiazdach tylko na charakterystycznym odgłosem czterech kopyt. Nigdy jednak nie wyciągał dłoni aby pogłaskać zwierzę czy schwytać. Oto i nadeszła piąta noc. Tym razem był trochę bardziej po za otaczającym go światem. Gdy sarna przybiegła nie odwrócił się do niego tylko wpatrywał w niebo nucąc coś cicho pod nosem. W końcu się ocknął i odezwał cicho jakby doskonale zdawał sobie sprawę z obecności zwierzęcia. 
- Czuję się jak wtedy. Trawa też jest zielona. Ma nawet podobny zapach. Lecz tym razem mogę dostrzec niebo... - zasłonił swymi dłońmi swoją twarz wraz z oczyma i ponownie się odezwał - Dlaczego ona nie może żyć a ja umrzeć? Ach. Bo jestem psem. Który słucha swego Pana. Ślepo. - opuścił powoli swe dłonie na dół po czym zdał sobie sprawę jak bardzo przyzwyczaił się do towarzystwa sarny i tego, iż może do kogoś się odezwać. Zamknął oczy i ponownie się odezwał. 
- Sarenko. Zadałem Ci tak wiele pytań. Ale mam jeszcze jedno. Najważniejsze. Czym ja jestem? - podniósł do góry swoje dłonie patrząc na nie wraz z przekrzywianiem głowy. Kontynuował cicho. - Czy naprawdę jestem Potworem? Czy będę musiał Cię zabić? Tak jak zrobił by to Potwór? - zamilknął nagle i obrócił się na bok, plecami do zwierzęcia. Nie odezwał się już słowem zupełnie jakby zakończył właśnie tym zdaniem rozmowę. Pogrążył się w rozmyślaniu. Czy zabicie zwierzęcia uczyniło by kogokolwiek Potworem? Takim Potworem jakim był On? Westchnął cicho i ponownie się odezwał cicho, głosem bez wyrazu.
- Dobranoc sarenko. - mogło by się wydawać, iż rzeczywiście chłopak za chwilę pogrąży się we śnie. Lecz zamiast tego wstał powoli i poprawił kaptur na swej głowie. Zawsze żegnał się z nim słowami "dobranoc" po czym odchodził w sobie tylko znanym kierunku. Gdy już stał odezwał się cicho.
- Sarenko. Dzisiaj ostatni raz tu przybyłem. Musze ruszać dalej. A ty musisz trzymać się z dala od ludzi. Więc wybacz mi sarenko. - obrócił się w jego stronę z brakiem emocji na swej bladej twarzy. Z kapturem na sej głowie który przysłaniał mu oczy wyglądał bardziej mrocznie. Bardziej groźnie. Wyciągnął lewą dłoń zaopatrzoną w metalowe pazury po czym ruszył powoli w kierunku zwierzęcia. Jak go wystraszy to przestanie tutaj przychodzić, prawda? Przestanie ufać ludziom gdy się go skrzywdzi? Tak jak ty już im nie ufasz. Zatrzymał się ważąc w swej głowie słowa i wciąż wpatrując się w rozumne oczy sarny. 

[Sarenko?]

(Wybacz, iż wyciągam to aż tak daleko lecz ten pomysł usadowił się w mej głowie i nie potrafił odpuścić. Daję Ci pole manewru. Możesz uciec bądź pokazać się pod swa ludzką postacią lub... co tam jeszcze tylko wymyślisz. Jeśli coś nie pasuje lub się nie zgadza - zmienię natychmiast.)



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz