czwartek, 13 lipca 2017

Od Bezimiennego do Sarai'a

Podobny obraz

Szamocze się jednocześnie głośno dysząc. Trudno zdecydować który z nich ma większe szanse na powodzenie. Chłopak nie jadł od dwóch dni co oznaczało, iż energii ma jeszcze trochę w zapasie i raczej nie musi się tym przejmować. Jednakże mężczyzna najwyraźniej posiadał już jakieś doświadczenie w chwytaniu ludzi. Nagły szybko ruch i już był skierowany głową do dołu przez założoną dźwignię na rękę. Jeden ruch w złą stronę i ją złamie. Rzucił spojrzenie w kierunku pomalowanego mężczyzny który delikatnie się uśmiechał. Nie. To wyglądało bardziej jakby pokazywał kły. Jak wilki które walczą między sobą.


Tydzień wcześniej…
Wspinaczka na drzewo nie zabrała mu dużo czasu gdyż nabrał w tym niezłej wprawy. Siedział więc teraz w koronie zrywając jabłka którymi się zajadał. Trzy schował do tobołka na tak zwane “później”. Zjadał je całe razem z ogryzkiem i pestkami, zupełnie jakby była to najnormalniejsza rzecz pod słońcem. Było jeszcze widno ale uznał, iż jeszcze może sobie pozwolić na trochę frywolności. W końcu raczej nikt tak wcześnie nie wstaje. Poczuł ukłucie w lewym barku. To samo co wczoraj i przedwczoraj. Wgryzł się w jabłko i przeżuwając biegał wzrokiem dookoła. Pobliskie krzaki? Zbyt oczywiste. Może więc to domostwo które mijał? Zbyt daleko. Nie wiedział dlaczego posiadał to głupie uczucie, iż jest obserwowany skoro nie potrafił nikogo znaleźć za to odpowiedzialnego. Nienawidził niekomfortowych sytuacji. Wgryzł się w jabłko i zastygł w bezruchu. To nie mogli być Oni, prawda? Podniósł się delikatnie sprawiając, iż jabłko wypadło mu z dłoni. Nie. Ale na wszelki wypadek zeskoczył z drzewa i ruszył sprintem głębiej w las. Ku schronowi gdzie bezszelestnie się porusza.




Aktualnie…
Chłopak nie pozostaje dłużny i warczy gardłowo. Jednakże mężczyzna najwyraźniej na to liczył gdyż nie zrobiło to na nim najmniejszego wrażenia. Odsapnął cicho. - Dlaczego niby Oni Cię chcą? - słysząc to krótkie zdanie nagle zamarł. Oni? Czy Oni dali mu zlecenie na złapanie go? Jego serce na krótki moment przestało bić a przez jego głowę przetoczyły się krwawe obrazy tego jak skończy gdy tylko dostanie się w ich ręce. Dostanie karę. Jaką jedną. Będa go karali dzień w dzień. Tym razem zabiją go. Tym razem pozostawi po sobie jedynie pustą skorupę skąpaną we krwi. Próbował się szarpnąć lecz ból w ręce na którą mężczyzna założył dźwignię skutecznie go przed tym powstrzymywała. Usłyszał jak wzdycha z dezaprobatą. - Uspokój się. Stoczyłeś dobrą walkę ale ją przegrałeś.




Cztery dni wcześniej…
Biegnie. W lewo. W prawo. Zaciera za sobą ślady. Dobrze mu się wydawało, iż ktoś go śledzi. Ktoś zostawia za sobą ślady które on potrafi odczytać. Dlaczego mu się przygląda? Sprawdza go? A może czeka na nadarzającą się okazję? Kiedy chłopak będzie najsłabszy? Wbiegł sprawnie na drzewo i znieruchomiał na gałęzi, wpatrując się w smolistą noc. On tu był. Jego oczy delikatnie zalśniły szkarłatem. Może to znów jego dziwne przeczucie? Może to tylko paranoja przez Nich? Przecież nie zniżyliby się do jakiegoś łowcy głów, nieprawdaż? To oznaczało, iż później gdyby przyprowadził chłopaka do nich musieli by go zabić. I zapewne rozkazali by to zrobić chłopakowi którego chwilę wcześniej pojmał. W lesie powoli się rozjaśniało. Ach, słońce wstaje. Pozwolił sobie na to aby zadrzeć głowę do góry. I nagłe uderzenie szumu zwierząt naokoło które obudziły się do życia. Tak oto nadchodzi życie. Zamknął powoli oczy oddając się snowi. Swoim koszmarom. Bo tam gdzie budzi się życie, śmierć zagłębia się we śnie.




Aktualnie…
Jego słowa echem odbijały się w jego głowie. Przegrałeś. Poczuł jak jego blizny palą wręcz żywym ogniem. Nie. Widział te błyski stali. Czuł ten zapach medykamentów którymi go faszerowali. Jego wzrok stał się tępy. Wpatrzony w ziemię. Mężczyzna uznał to za pogodzenie się z porażką. Cichy śmiech i trzask łamanych kości. Nie. Oni znowu Cię zakują. Walcz. Gryź. Rób to do czego się stworzyli. A obietnica? Pieprzyć obietnicę. Teraz masz szansę wykorzystać to co tak skrzętnie hodowali. Wypuść potwora. Uwolnij bestię. Tak. Tak. Cicho pod nosem wyszeptał. - Nie… - mężczyzna podniósł jedną brew do góry jednak nie przejął się tym zbytnio. Wtedy chłopak gwałtownie podniósł na niego oczy i już głośniej powiedział. - Nie. - jego oczy jakby trochę się zmieniły. Jakby były bardziej rozbiegane. Bardziej dzikie. Pewne siebie. Nieobliczalne. A przede wszystkim. Groźne. Tak wyglądały oczy osoby która jest jedną z najniebezpieczniejszych. Tej która nie ma nic do stracenia.




Dwa dni wcześniej…
Widział go dzisiaj. Zastawił na niego pułapkę co uznał wręcz za obrazę swojej osoby. Chociaż ile ten mężczyzna mógł o nim wiedzieć? Na pewno naopowiadali mu, iż jest zwierzęciem. Albo jakimś nieokiełznanym… Potworem? Potrząsnął delikatnie głową i przyjrzał się pułapce. Pośrodku znajdował się kawałek chleba. Mężczyzna dobrze wiedział, iż chłopak nie jada zbyt często. Mądre posunięcie. Ale to również pokazywało, iż nie wie zbyt dużo o samym chłopaku. Zręcznie przeskoczył nad sidłami i w locie zgarnął kawałek chleba, sprawiając iż pułapka nawet nie drgnęła. Schował chleb do tobołka pozostawiając go na inną okazję. Wstał i wyprostował się wręcz wyzywająco. Czuł jednocześnie strach jak i adrenalinę. Działo się coś na czym się znał lecz jednocześnie ta nadchodząca walka mogła być jego ostatnią. Bo to przecież oczywiste, iż do tego to zmierza, nieprawdaż? Teraz zachowują się jak para wilków która krąży w kole, łypiąc na siebie groźnie. Jeden wie o drugim lecz czekają. Sprawdzają który z nich pierwszy się potknie. Chłopak rusza lekkim truchtem przed siebie.




Aktualnie…
Otwiera szerzej oczy gdy próbuje się obrócić lecz tak jak i wcześniej silny uścisk mężczyzny uniemożliwia mu to. Pomalowany mężczyzna odzywa się spokojnym głosem. - Już Ci mówiłem. Przegrałeś. - zaczął coś grzebać przy swym pasie, najwyraźniej szukając sznura którym go spęta. Jak bydlę. Jak Potwora którym jesteś. Krzyknął tym razem z pomrukiem. - Nie! - ponowił próbę obrócenia się na którą mężczyzna nie zareagował. Odwrócił się dopiero gdy usłyszał narastający trzask. Dosyć charakterystyczny. Gdyż kość pęka i przebija się przez skórę w dosyć charakterystyczny sposób. Spojrzał wprost w te delikatnie karmazynowe tęczówki. Szeroko otwarte oczy na których nie widniała żadna z emocji. Jego oczy były dzikie. Rozbiegane. Ponownie krzyknął lecz tym razem już trudno było nazwać to krzykiem człowieka. Bardziej podpada to pod ryk. I to mocno zdenerwowanego zwierzęcia. Chłopak gdy złamał swoją rękę którą trzymał mężczyzna skorzystał z chwili jego zaskoczenia po czym wybił się do góry wraz z uniesionym kolanem. Uderzył nim w brzuch, dosyć dotkliwie. Krzyknął. - Nie wrócę do nich! Nie! Nie wrócę tam! - gdy mężczyzna puścił go pod wpływem uderzenia odskoczył na pewną odległość. Stał w rozkroku, przygarbiony, dysząc ciężko niczym po maratonie. Mężczyzna również dyszał. Oboje trwali na przeciw siebie gdy chłopak ponownie krzyknął niemalże rykiem. - NIE BĘDĘ WIĘCEJ ICH POTWOREM! - odchylił się do tyłu pozwalając słońcu ogrzać tylko jego przód. Wyglądało to zupełnie tak jakby oblekał się w ciemność. Gdy na nowo spojrzał na mężczyznę najwyraźniej już trochę się uspokoił. Ważył w głowie wiele opcji. Dodał pół rykiem pół mową. - Nie będę więcej zabijał w ich imieniu. Nie mają nade mną kontroli. Przekaż im to. - chłopak zdawał się nie zwracać uwagi na swoją złamaną rękę i cieknącą po niej krew. W tym półmroku wyglądało to tak jakby wyciekała z niego ciemność. Oczekiwał na odpowiedź mężczyzny wciąż trwając w pozycji do ataku.


[Pomalowany mężczyzno?]

(Zrodziło się oto i to. Podoba mi się. Prosze bardzo - baw się dobrze~)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz