czwartek, 14 września 2017

od Aenaina do Bezimiennego

Niewiedza obcego zadziwiała go coraz bardziej, a on sam zaczynał go niepokoić. Był dziwny, przywodził na myśl stworzenie zupełnie oderwane od świata lub pochodzące z zupełnie innego - pustego i ponurego, w którym nie znalazło się nic, do czego mógłby porównywać to, na co natykał się teraz.
- Wypatroszyć - przytaknął. Zawahał się, zastanawiając się, czy chłopak znowu chce wyjaśnień. Cóż, zapewne tak. - No wiesz, pozbawić wnętrzności, tego co w środku. Żołądka, wątroby i tak dalej.
Skąd on się u licha urwał? Aenain zmarszczył brwi, biorąc podaną mu przez niego rybę do ręki. Oślizgłe oko o brązowej tęczówce patrzyło na niego pustym wzrokiem, gdy szedł w stronę chaty. Rabuś skradał się u jego boku, jego kroków niemal nie było słychać.
Po chwili znowu posypały się pytania.
Talindyjczyka jakimś cudem zdziwiło, że jego nowy znajomy nie wiedział co to złodziej. Zupełnie jakby to było coś nie do przewidzenia. Chociaż nie, właściwie było. Zawsze wydawało mu się, że co jak co, ale złodziejstwo jest na tyle pospolitym przestępstwem, by występować wszędzie i być znanym każdemu. Zresztą to było jedno z pierwszych słów, których nauczył się, gdy tutaj przybył.
Westchnął. Cóż, przynajmniej wie czym jest sól. Dobre i to.
- Złodziej to ktoś, kto kradnie...zabiera cudze rzeczy. Bez pozwolenia i zapłaty - wyjaśnił. Czuł się trochę dziwnie, tłumacząc tak wszystko, szczególnie że miał wrażenie, że wychodzi mu to dość topornie, ale cóż innego miał robić? - A sól jest dla smaku. O ile ktoś lubi.
Zostawił rybę na pieńku stojącym pomiędzy koszem a ścianą i przeciągnął się leniwie.
- Większość ryb łapię w sieci, zwłaszcza gdy łowię w towarzystwie miejscowych rybaków. - Wskazał na sfatygowaną sieć rozwieszoną nieopodal, chcąc wyprzedzić ewentualne pytanie. - Oficjalnie wszystkie. Ale, cóż, skoro mnie już widziałeś, to szczerze mówiąc większe o wiele wygodniej chwyta się w szczęki. Tak samo jak dziczyznę.
Ucichł na krótką chwilę.
- Na ostanie ci nie odpowiem, bo nie wiem - stwierdził w końcu, wzruszając ramionami. Po raz kolejny zmierzył go uważnym spojrzeniem. - Dlaczego miałbyś musieć atakować kogoś, kto nie atakuje ciebie?
A ty dlaczego atakowałeś kiedyś niewinnych?, odezwało się coś w głębi jego podświadomości, wywołując w nim nagłą ochotę na zajęcie się czymkolwiek.
Nie czekając na odpowiedź, wszedł do chatki i po chwili wyłonił się z nożem w ręce. Rozsiadł się wygodnie na progu, sprawnie rozciął brzuch ryby i zabrał się za wyciąganie jego zawartości, która niezwykle zainteresowała Damala. Pies uniósł łeb i moment uważnie go obserwował, a gdy Aenain wyciągnął z kosza kolejną, wstał i podszedł bliżej, stawiając uszy. Zmiennokształtny rzucił w jego stronę wątróbką i wrócił do patroszenia.
Obcy obserwował uważnie jego poczynania; wkrótce dołączyło do niego stare psisko, próbujące wyprosić na piękne oczy kolejny kąsek. Krokodyl poczuł, że ta milcząca widownia zaczyna go irytować.
- Będzie trzeba je trochę przyprawić, a potem upiec - powiedział im, nie odrywając wzroku od ryby. - Mam chyba jeszcze trochę chleba, ale jest pewnie czerstwy. Nie spodziewałem się dzisiaj gości.

[Obrośnijmy w zdrowy tłuszczyk! :D]

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz