niedziela, 10 września 2017

Od Bezimiennego do Aenaina

Jego oczy wydawały się inne. Zupełnie dzikie jak u dużych kotów. Podobne do jego własnych. Oczy mordercy. Gdy patrzyli sobie w oczy można by przysiąc, iż za moment będzie można podziwiać krwawe pobojowisko jednakże bestie siedziały zamknięte głęboko na cztery spusty jakby teraz o ich czynach decydowało coś kompletnie dla nich niecodziennego. Człowieczeństwo. Zacisnął mocniej dłoń na rybie gdy mężczyzna się obruszył na wspomnienie o rybie i jej niezbyt dobrym smaku. Spojrzał krytycznie na rybę którą trzymał kurczowo w dłoniach. Dlaczego wszyscy uparcie twierdzili, iż te stworzenia są dobre w smaku? Podniósł wzrok na zielone tęczówki jakby oczekując dalszych wyjaśnień. W swoim Świecie nie wierzył praktycznie niczemu na słowo. Przecież doskonale wiedział czym to się kończy, nieprawdaż? Karmazyn tak trudno schodzi. Nie zdawał sobie sprawy, iż pies mógłby cokolwiek mu zrobić. Jak do tej pory jedyny zwierzętami które były w stanie go zaatakować mieszkały głęboko w lesie. Zwierzęta które znajdowały się przy obejściu ludzi były... inne. Nie atakowały bez potrzeby a gdy długo wpatrywały się w jego oczy dochodziły do wniosku, iż nie ma potrzeby tracić paru kłów czy też zdobywać nowych ran. Jak i większość po prostu się bała. Tak jak zwierzyna łowna boi się drapieżnika. A więc była by to miła odmiana gdyby nie fakt gospodarza. Czy to, iż sam ma tak dzikie oczy sprawiał, że pies był tak spokojny? Niepokoiło go trochę co może skrywać za sobą ten człowiek z wyglądu. Wtedy zaczął odpowiadać na jego pytania. Nie zadał ich po to aby zbyć go czymś. Naprawdę był ciekawy tego całego świata który przez większość jego życia trwał za grubymi drzwiami bez jego udziału. Chłonął więc każdą (mniej lub bardziej przydatną) wiedzę jak gąbka. Tak też było tym razem. Z uwagą przyglądał się mężczyźnie gdy odpowiadał. Gdy była mowa o tataraku obejrzał się na najbliższy krzak i powtórzył cicho jego nazwę pod nosem. Następnie słysząc odpowiedź o pelikanie otworzył trochę szerzej oczy. Wyobraził sobie dokładnie to co usłyszał. Nie był pewny ale może nawet takowe "pelikany" widział. Jego wzrok odrobinę się ożywił gdy wpatrywał się wciąż w krzaki. Jakby za chwilę miał stamtąd wyskoczyć pelikan i pożreć resztę ryb znajdujących się prze nim. Propozycji od mężczyzny padłą jakby nieoczekiwanie. Wzrok ponownie się wyciszył a umysł naprowadził na główny tor. Spojrzał na wyciągniętą w jego stronę dłoń i przycisnął mocniej rybę do swej piersi. Naprawdę od sporego czasu nie jadł i miał zamiar nawet walczyć o jedzenie jeśli zaszła by takowa potrzeba. Podniósł wzrok na jego wyczekujące oczy. Właściwie miał do stracenia tylko jedzenie. Błąd. Ach. Jego źrenice powiększyły się prawie do granic możliwości tak jak robią to koty zaraz przed skokiem na ofiarę. W jego głowie rysowały się jednak plany ucieczki lub ewentualnego wyszarpnięcia się z niespodziewanego uścisku. 

Nikomu nie ufaj. Bo i nikt nie zaufa Tobie. 

Słysząc kolejne nowe słowo delikatnie zmarszczył brwi i powtórzył cicho. 
- Wy-ptroszyć?- spojrzał na rybę już nieco mniejszymi źrenicami. Właściwie o czymś takim kiedyś opowiadała mu Elen. Jak to się nazywało... ach tak! Gotowanie. To może właśnie było to? Słysząc kolejną sentencję skierowaną w jego stronę, delikatnie się zgarbił jakby w samoobronie przed ciosem który miał nigdy nie nadejść. Jednak raz wyuczonych "sztuczek" trudno było się oduczyć. Słyszał dużo razy jak ludzie tak zanim wołali. W zasadzie nigdy nad tym się nie zastanawiał ale musiało oznaczać coś złego. Przez chwilę widocznie się zastanawiał. Dlaczego nie dać mu tej ryby? Wtedy będzie mógł zadać mu pytania i może nawet dostać na większość odpowiedzi? Skoro przecież nie uciekł przy pierwszej okazji jak zazwyczaj czynią to inni. Ani nie wygonił go z okrzykami. To może... jego źrenice ponownie się powiększyły gdy podał mu ostrożnie rybę do jego dłoni. Gotowy w każdej chwili do obrony. Do ataku. Do ucieczki. Przypatrywał się uważnie mężczyźnie by po chwili zadać kolejne pytanie delikatnie zachrypniętym głosem. 
- Co to... złodziej? I po co sól? Jak łapiesz te ryby? Nie muszę Cię atakować? - pytał szczerze bez krzty rozbawienia w głosie. Z jednej strony ciekawski lecz z drugiej ostrożny. Jak dziki kot który po raz pierwszy widzi na oczy człowieka. Trzymając się na odległość stara się wszystko zbadać. Jednocześnie sami ludzie czują czyhające niebezpieczeństwo na ich kruche życia. Chłopak miał nawet delikatnie ugięte nogi w kolanach jakby rzeczywiście za chwilę miał rzucić się do ucieczki bądź na mężczyznę. Chciał lepiej wybadać grunt na którym stoi. Musiał wiedzieć więcej. Zabij. Nie musi. Nie zagraża mu a przynajmniej na chwilę aktualną. 

[On je szanuje - ale jeszcze o tym nie wie >:D]

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz