Przez
długi czas, gdy to wszystko się działo nie bardzo potrafiła rozróżnić
rzeczywistości od swoich myśli, na szczęście nigdy nie miała z tym większych
problemów i ogarnęła szybko swój umysł. Prawdą było, iż łączyła fakty,
wpatrywała się w mężczyznę wolno podążającego w ich stronę, a następnie
spojrzała jednoznacznym i niepewnym wzrokiem w stronę stworzenia przed nimi.
Które spowodowało, iż jej własny wierzchowiec nieźle się wystraszył, pomimo
uspokajań swojej najbliższej przyjaciółki. Dziewięcioogonowy lis, znacznie
większy, niż jego leśni odpowiednicy, znacznie groźniejszy i znacznie więcej
warty w tym kraju. Przejechała spokojnie dłonią po całej długości szyi
trójnogiego stwora, na co ten zareagował przeciągłym, ale ostrzegawczym
mruknięciem. Jego głowa ciągle była skierowana w stronę dumnie obserwującego go
lisa, ognistowłosa wyraźnie czuła, że coś tu jest nie tak, że jej przyjaciel
się boi i choć bardzo by chciał stąd uciec, musi stać w miejscu. Tak zwana
hierarchia stadna, u zwierząt jakże niezastąpiona. Ludzie to odczucie już dawno
w sobie zatracili, a najlepszym przykładem była choćby i ona. Ciche, niepewne
mrugnięcie wprawiające dwa śnieżnobiałe zęby w delikatne drgania, które były
oznaką niepewności w stosunku do stojącej przed nimi istoty. W pewnym momencie
duży stwór nawet cofnął się o krok, chyląc nieznacznie łeb, jednak wciąż
powarkując w duchu, tak, jak robią to niejednokrotnie wilki, gdy samiec alfa
próbuje stawić do pionu pozostałych członków stada. Zaraz za nimi zaś znalazł
się zakapturzony mężczyzna, który wyciągnął ku niej dłoń. Nie trudno było się
domyślić, co ten znak oznacza, jednak obróciła jedynie nieco głowę i wpatrywała
się w niego przez krótką chwilę. Bo po tej krótkiej chwili jednym ruchem dłoni
zdjął kaptur a długie, sarnie uszy wyprostowały się, zaś krótkie włoski falowały
lekko pod wpływem lodowatej bryzy. Jej oczom ukazał się nie tylko młody,
przystojny i niezwykle charakterystyczny mężczyzna, ale też i Książę, obecny
Władca Drothaer. Nigdy nie widziała Księcia na własne oczy, nie na żywo, a tym
razem, on był przy niej, dotykał ją i nawet, nieświadomie jego osoby,
pocałowała go. Przez chwilę czas wydawał się dla niej zatrzymać, jednak tylko
na krótką chwilę, bo zorientowała się, że jej usta spoczęły na nosie kogoś
takiego. Odruchowo uniosła jedną rękę i delikatnie przejechała palcem po swoich
wargach, wpatrując się w jego nos. Ten "gest" nie mógł uciec jego
uwadze, mimo, iż robiła to zupełnie nieświadomie. Ale nie miała zbyt dużo czasu
na przemyślenie tego wszystkiego, bo straż wydawała się niecierpliwić i w
końcu, pod jej nieuwagą okrążyła zarówno ją jak i jej sporych rozmiarów towarzysza,
który stanął wryty w jednej pozycji zaczynając być coraz bardziej zdenerwowanym
tą sytuacją. Ognistowłosa nawet nie zdążyła spostrzec zbliżającego się do niej
jednego ze zbrojnych, który ruchem silnej ręki zrzucił ją z wierzchowca i
cofnął się wraz z nią o parę kroków, do kręgu. To jednak spotkało się z wyraźną
nieprzychylnością dwuoogonowej istoty, która ryknęła niczym opętana i
przełamując na chwilę całkowicie swój strach, zaskoczyła za oddalającym się
strażnikiem, lecz wtedy spotkała się z co najmniej dziesiątką długich,
wycelowanych w jej stronę włóczni. Wtedy uniósł łeb i jedną łapę, utrzymując
się już tylko na dwóch, kręcąc głową aby przyjrzeć się wszystkim ludziom w
mocnych, lśniących zbrojach. i dziewczyna nie była zbyt zadowolona z takiego
przebiegu sytuacji, zanim jednak cokolwiek zrobiła, przyjrzała się każdemu z
kolejna, mimo, iż mieli oni hełmy, jakby starała się rozpoznać choć jednego z
nich. Faktem bez potrzeby ukrywania było to, że również i wśród miejskiej
straży miała swoich "sojuszników", ale to nie była miejska straż. To
był ktoś zupełnie inny, najprawdopodobniej gwardia królewska, o wiele bardziej
wyszkolona do walk, niż zwykły psiejduch spod bramy. Z jej ust mimo to nie
wydało się ani jedno słówko, ani jeden pomruk zniesmaczenia czy niezadowolenia,
ba, wydawała się być nawet zbyt spokojna. Jedyne, co ją denerwowało, to fakt
skrępowanych z tyłu rąk, bo nie było to zbyt wygodne. Spojrzała po wszystkich
uzbrojonych dookoła, następnie wlepiła wzrok w oczy księcia, a na samym końcu
westchnęła głośno, unosząc klatkę piersiową, i poświęciła uwagę swojemu
przyjacielowi. Zręcznym ruchem wyślizgnęła jedną dłoń z objęć rycerza w mimo
wszystko śliskiej zbroi, co pozwoliło jej na ułatwienie, a następnie uniosła
wolną rękę i pokazała niezrozumiały dla większości znak w powietrzu.
- Teitheadh,
Cian. - Uśmiechnęła się dość smutno do niego, a ten jak na zawołanie, pomimo
strachu, przemknął głową pomiędzy włóczniami i zbliżył łeb tuż do swojej
właścicielki, wydając cichy pomruk zmartwienia. Następnie jednym z dwóch ogonów
wyrwał siłą włócznię jednemu ze strażników, którą następnie zbliżył do
ognistowłosej i potrząsnął narzędziem w powietrzu, wydając kolejny pomruk,
zupełnie tak, jakby coś jej mówił.
- Nie
bój się, wrócę. Zawsze wracam. - Dodała po chwili, zamykając oczy i
przykładając swoje czoło do siatkowej głowy stwora, a ten zrobił to samo,
prostując ją niczym ścianę. Po tym krótkim, dziwnym, ale wyraźnie bardzo ważnym
dla tej dwójki wydarzeniu, stworzenie łypnęło ostatni raz na dostojnie
siedzącego lisa i podskoczyło wyodrębniając się z kręgu, a następnie niezwykle
szybkim tempem pognał w stronę miejskich murów. Dziewczyna wciąż nie odezwała
się ani słowem, ale po chwili poczuła obecność kogoś znajomego, kto pod żadnym
pozorem nie powinien się wtrącać. Po krótkiej chwili milczenia dało usłyszeć
się niewinny śmiech jakiegoś starca.
-
Dajcie mili panowie spokój tej małej, ona naprawdę żałuje... - Odezwał się
spoza kręgu, i stanął niebezpiecznie blisko uzbrojonych, mimo, że wszyscy
pozostali "zwykli" ludzie trzymali się z daleka. Był to zwykły,
podstarzały mężczyzna, lekko przyprószony siwizną na czuprynie oraz brodzie,
ubrany w podarte łachmany, ale za to z przyjazną, zabliźnioną w kilku miejscach
twarzą. Spotkał się on jednak z piorunującym złotym spojrzeniem smoczycy, która
uniosła rękę i wyprostowała dłoń, aby następnie gwałtownie zamknąć ją w pięść,
co wydawał się zrozumieć wyłącznie stary żebrak. Zmarszczył niespodziewanie
brwi i westchnął z oburzeniem, a następnie machnął lekceważąco ręką i oddalił
się w swoją stronę, przemieszczając pomiędzy zaciekawionymi i mocno
przestraszonymi ludźmi. Chwilę po tym nie było go już widać. I dopiero w tamtym momencie, dziewczyna,
sama, naprzeciw Księcia, dziewięcioogonowego lisa i okrążona przez kilkorgu
dobrze zbudowanych, a przede wszystkim ciężkozbrojnych mężczyzn, uniosła
spokojnie głowę i spojrzała prosto w szare tęczówki, w końcu się odzywając.
- Z
tymi Bogami to tak średnio mi się układa szczerze powiedziawszy. Ilekroć ja coś
zrobię, to reagują, ale najwyraźniej zapomnieli o tym, co ktoś kiedyś zrobił
mi. - Mruknęła, po czym spuściła znudzony wzrok i wpatrywała się przez chwilę w
śnieżnobiały śnieg. Dmuchnęła nosem, przez co wilgotna i ciepła para uniosła
się w powietrzu tworząc niewielką chmurkę między nimi, która następnie
przerzedziła się pomiędzy hełmami. Wyciągnęła również i drugą rękę z uścisku
strażnika, a następnie wyciągnęła wpierw zdobiony sztylet, a następnie swój
własny, srebrzysty, może niezbyt drogi, lecz na pewno spełniający swoją
funkcję. Zbliżyła się do księcia i podała mu oba przedmioty, a następnie
jeszcze, patrząc z delikatnie zmarszczonymi brwiami i uniesioną głową w jego tęczówki,
sięgnęła dłońmi za swoim karkiem i wysunęła spod zbroi niewielki wisior
zakończony małą płaskorzeźbą smoka z okiem wysadzonym jakimś drogocennym,
żarzącym się na pomarańczowo kamieniem. Również i to wręczyła mu do dłoni.
- Ty
masz tego pilnować i oddać mi jak już się to wszystko skończy, bo im na pewno
nie zaufam. - Opuściła ręce spokojnie wzdłuż swojego ciała, dobrze wiedząc, iż
każdy z nich poszczególnie zrozumie, że chodzi o straż. Znała procedury
więzienne, trzeba było oddać dosłownie wszystko, dostawało się jedynie starą
więzienną szatę w zamian, czasem też onuce na zimę, jak w tym roku. Następnie
jak gdyby nigdy nic okręciła nieznacznie głowę, spoglądając po nich wszystkich
i ruszyła krok w stronę zamku. Jej ogniste włosy zafalowały na wietrze, unosząc
dość charakterystyczny, ale bardzo przyjemny zapach w mroźne powietrze. Nie
zwracała najmniejszej uwagi na gapiów czy na ludzi stojących dookoła. To było
oczywiste, że ją zapamiętają, ale już niejednokrotnie tworzyła sytuacje, po których
było "głośno". Nigdy jeszcze jednak nie zdarzyło się jej uczestniczyć
w takim momencie, i to jeszcze jako główna bohaterka.
- To
idziemy? Z drugiej strony, zawsze chciałam zwiedzić królewskie lochy. -
Uśmiechnęła się lekko do siebie, jakby potrafiła znaleźć iskierkę dobra w
każdej złej sytuacji, niezależnie od tego, jak okropna ona by nie była.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz