Niczego nie mogła wiedzieć, skoro
jej oczy niczego nie mogły dostrzec. Ludzie wcześniej spoglądali na nią,
niektórzy jak na wyrzutka, inni z przestrachem lub niejaką irytacją. Książę
jednak nie zauważał tego, nie wiedział w końcu, kim jest nieznajoma, a przy
okazji nawet nie dostrzegał jej w tłumie. Była zwyczajną obojętną osobą, niczym
się niewyróżniającą spośród tylu ras istot, które błąkały się na targowisku.
Nie przypuszczałby nawet, że ostanie świadkiem jakiejkolwiek zbrodni.
Teoretycznie rudowłosa mogłaby mieć rację, jednak przez prowadzone obserwacje,
tak wieloletnie, zdołał zauważyć jak mieszczanie polują w lasach, czy też łowią
ryby. Ten człowiek, bo nim właśnie był, mógł być jednym z prawych w swoich
interesach, pomimo wysokich cen za swoje towary, wszystko było z nim w
porządku. Czarnowłosy czasami widywał go podczas leśnych przechadzek pod
postacią kozła. Wbrew pozorom twarze zapadały mu w pamięci, jeśli tylko czymś
się charakteryzowały. Myśliwy nie należał do urodziwych, miał niezadbane włosy,
które z jednej strony zdawały się być dłuższe, z drugiej krótsze, ugniecione
teraz czapką z gronostaja najprawdopodobniej. Gęste nieco posiwiałe już wąsy,
zakrywały mu znaczną część ust, a duży i zawsze czerwony nos, był
najwidoczniejszym punktem jego twarzy. Prócz tego wyróżniał się również
króliczą dolną wargą. Jednakże nie tego dnia widział go poza miastem, dlatego w
duchu mógłby przyznać rację dziewczynie. Nie potrafił tego jednak zrobić na
głos, nie to było wtedy głównym zadaniem młodego księcia. Nie wystraszył się
jej groźby, kiedy tylko poczuł ostrze przy szyi. Wiedział, że nie odważy się
zaważyć na jego życiu. To raczej nie należało do jej planu dnia, a przy okazji,
kto o zdrowych zmysłach morduje na oczach gapiów, których po zebraniu się w
ciasnym gronie, rozsunie po chwili królewska straż. Dziewczyna zostałaby
poddana największym torturom jeśli młodemu księciu cokolwiek by się stało. Nie
wiedziała o tym jednak, bowiem skąd? Pewien czas mężczyzna zastanawiał się, czy
powinien zdjąć swój kaptur i pozwolić jej na chwilę zastanowienia, przemyślenie
swoich czynów. Jako książę mógł osiągnąć wszystko, jednak jako nieznajomy w
szkarłatnym płaszczu, musiał się wysilić. Dlatego nie zdjął okrycia głowy, a
jego uszy wciąż pozostały oklapnięte, niemalże przyklejone do głowy i włosów.
Usta wykrzywiły się nieco w lisim uśmiechu, a dłoń Silyena powędrowała do
kaptura. Zamknął palce na materiale i naciągnął go jeszcze bardziej na twarz.
Nie musiała wiedzieć, ani widzieć niczego, dlatego jedynie wskazał tą samą ręką
po chwili, a dokładniej palcem wskazującym, miejsce, z którego bez zapłaty
zabrała nieoskórowanego zająca. Spostrzegł przy okazji to, że była Draconką,
przez całe swoje życie poznał ich kilku, byli to wysoko urodzeni dostojnicy z
bardzo rozkapryszonymi dziećmi. Żadne z nich nie mogło uczyć się w Ravele,
bowiem nie przejawiło, wbrew oczekiwaniom rodziców, żadnych umiejętności
magicznych. Z tego, co było mu wiadomo, próbowali to nawet na nich wymusić,
poprzez różne niepoczytalnie w mniemaniu innych istot, próby. Stawiali dzieci w
trudnych sytuacjach, które wymagały szybkiego refleksu, wzrostu adrenaliny i
przy okazji strachu, to zazwyczaj w taki sposób ukazują się umiejętności
nadnaturalne. Silyen słyszał w późniejszych latach o ich wyczynach na polach
bitwy. Zamiast zostać potężnymi magami, stali się świetnymi wojownikami. Los
czasami potrafi płatać figle. Dziewczyna jednak nie przypominała mu ani
dostojników, ani też żadnych rozkapryszonych dzieci. Dobrze stwierdził, iż jest
zwyczajną żebraczką, a do tego złodziejką. Pomimo jakże przyjaznej twarzy i z
pewnością miękkich, przyjemnych w dotyku włosów, nie ufałby jej. Istoty
okrywają się płaszczami, by chronić ciało przed chłodem lub deszczem. Podobnie
jest także z sercami, bowiem przywdziewają one zbroje, które mają za zadanie chronić
je za wszelką cenę, nie pozwalając przedostać się złu, tym samym, bardzo
często, nie przepuszczając również żadnego dobra. Niektórzy uznają, że lepiej
jest nie czuć bólu i radości, niż czuć sam ból. Jest w tym ziarenko prawdy,
jednak los wydaje się być rozłożony symetrycznie dla każdego. To, co zapisano
każdemu z osobna, przywdziane jest w wyznaczoną część dobra jak i zła.
Równowaga w świecie to cenna rzecz, o jaką trzeba dbać i w żadnym wypadku nie
powinno się jej zaniedbywać, igrać z nią i droczyć się. Nikomu jeszcze nie
wyszło to na dobre, a przeciwnie, potrafi zaszkodzić. W geście jego ręki, były
zawarte słowa „Oddaj i przeproś, a o wszystkim zapomnę.”. Uważał, że to
wystarczy, aby Draconka wszystko pojęła. Zakadał jednak, że należała do upartej
grupy istot i nie wszystko pójdzie tak łatwo. Nie chciał oferować jej pomocy,
bowiem dokonała czynu obrzydliwego, przy okazji, poszła też łatwiejszą ścieżką.
Zmierzył ją raz jeszcze wzrokiem i machnął ręką we wskazywaną stronę. Ludzie
wkoło kompletnie nie zwracali na nich uwagi, jakby taki widok był
codziennością, może to dotyczyło osoby nieznajomej złodziejki. Wydawało mu się
jednak, że rutyną nie byłoby ganienie jej przez mężczyznę w szkarłatnej
pelerynie. W razie kolejnej próby gróźb rudowłosej, za pasem miał ukryty
srebrny, zdobiony sztylet, na którego rękojeści znajdowały się niezrozumiałe
wzory, a kiedy te, splątywały się pośrodku srebra – między nimi w wyrzeźbionym
okręgu – umiejscowiony został błękitny kamień. Jednak nie pobłyskiwał niczym
odbijający światło księżyca, wydawał się być bardziej matowy, z wplecionym w
siebie odcieniem bieli. Całość wyglądała dość delikatnie i niepozornie. Życie
nauczyło go jednak, iż pozory mylą, a w
tej sytuacji, takie pozory mogłyby być śmiertelne w swoich skutkach.
Czarnowłosy książę był przygotowany na wiele, choć swej gotowości do wyzwań nie
zdradzał. W pewnym momencie dziewczyna opuściła głowę, z bardzo zaciekawioną
miną. Nie mogła zdjąć mu kaptura siłą, więc może chciała dowiedzieć się czegoś
o jego tożsamości w inny, okrężny sposób? Tego nie wiedział, choć tak przypuszczał.
Chwycił ją lekko za ramię i pociągnął za sobą w stronę straganu. Nie chciał jej
puścić, by nie stracić jej przypadkiem z oczu, byłoby to dosyć nieprzyjemne i
nieprzychylne dla jego osoby. A z jej strony nieco żałosne. Tak przynajmniej
sądził. Nie miał zbyt wielkiego do czynienia dotychczasowo ze złodziejami, choć
zdarzało się. Fakt faktem, tak naprawdę to małe zwierzątko nie było niczym
drogim, aczkolwiek równie dobrze, jako Dracon, mogłaby sama upolować dla siebie
jakiekolwiek stworzenie. Nie trudno jest stworzyć dla siebie broń podstawową,
prymitywną. A nawet upleść sieć i zarzucić ją na boku rzeki nie byłoby trudno.
Istoty tego nie robią – kradną. Poprzez opanowanie, nie wydał z siebie żadnego
dźwięku, który świadczyłby o jego wewnętrznym gniewie. Książę doprowadził
rudowłosą do straganu, gdzie wąsaty mężczyzna patrzył na nią z dość znaczną i
bardzo widocznym powątpiewaniem jak i ze złością. Czarnowłosy patrzył na
wszystko spod kaptura, nie chcąc by i mężczyzna go rozpoznał. Usłyszał jednak z
lewej strony jak kilku mężczyzn równym krokiem przygniata śnieg, który
trzeszczał pod nimi w takt, przygrywając zbrojnym. Dłoń Silyena nieco przytrzymała
materiał nakrycia głowy, naciągając go na profil. Tak prędko zorientowano się,
że nie ma go w zamku? Dziadkowie prawdopodobnie bili już własne rekordy. Był
przekonany, że nieznajoma złodziejka dostrzegła bystrym okiem jego gest. W
końcu to nie mogło umknąć jej uwadze. Zmrużył oczy, czekając na jej jakąkolwiek
reakcję.
[Edano?]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz