Naprawdę cieszył się, że w
momencie zbliżenia się dziewczyny do niego, miał na sobie kaptur. Krył jego
zmieszanie i przy okazji znaczne niezadowolenie. Młoda dziewczyna wydawała się
być zbyt pewna siebie. Jednak podczas tej sytuacji nie mógł za bardzo zareagować,
bowiem wszystko trwało dosłownie chwilę. Spodziewał się dziwnych występków z
jej strony, jakiejkolwiek kradzieży, ale nie tego. Nie mogła wiedzieć kim jest
nieznajomy, co skrywa pod cieniem nakrycia głowy. Stał więc w miejscu
pozwalając, aby wiatr wiał w jego plecy, zwijając pelerynę z drugiej strony w
rulon, jakby chcąc okryć nią księcia. Złość oblała go jednak, kiedy rudowłosa
szybkim i bardzo zwinnym ruchem odebrała mu jego cenny sztylet. Należał do tych
sentymentalnych, pomijając jego cenę w pieniądzu. Taki krok był jednym z
najgłupszych jaki mogła popełnić młoda Draconka. Jeśli ktoś skrywa swoją twarz,
za wszelką cenę nie chcąc zdradzić swojej tożsamości, to najprawdopodobniej nie
warto z nim zadzierać. Nie wiadomo bowiem, na kogo można trafić. Tak czy
inaczej, kiedy zaczęła odbiegać od niego, nie miał zamiaru jej gonić i biegać
niczym poparzony. Dobrze wiedział co się dokładniej wydarzy, a potem jedyne
czego mógł oczekiwać, to przeprosin. Niestety nic nie poszło po jego myśli.
Jako nieznajomy, był nikim i poprzez swoją drugą, prawdziwą twarz, nie mógł
pozwolić sobie na pościg, aczkolwiek to nie zmieniało jego nastawienia. Książę
zwykłym krokiem jął podążać śladem dziewczyny, ale ukradkiem rozejrzał się,
słysząc ryk, a potem krzyki tłumu. Stricte, dziewczyna urządziła duże
zamieszanie, po którym zapewne połowa targowiska ją zapamięta. Przez myśl
przeleciało mu pytanie, na temat tego, jak ma zamiar kontynuować swoją
złodziejską karierę, skoro tak naprawdę nikt nie pozwoli się jej już zbliżyć do
straganów, doskonale wiedząc kim jest. Nie było mu jej jednak żal, bowiem sama
sobie na to zapracowała. Westchnął pod nosem, gdy z tłumu wybiegł rozryczany
stwór, jak się domyślił, wierzchowiec rudowłosej. Ku jego zdziwieniu posiadał
trzy łapy, a także nie mógł zlokalizować oczu i nosa istoty. Zastanawiał się
przez moment, gdzie podziały się jego narządy, bowiem głowa przypominała
jedynie dziwną wycinaną serwetę. Chciał przyjrzeć mu się z bliska, jednakże
rozpędzony nie zatrzymał się nawet na chwilę, jedynie zabierając ze sobą
dziewczynę, by gnać dalej. Książę szedł z nimi, gdy ludzie rozchodzili się na
boki, aby nie zostać staranowanymi. Kaptur wciąż przyodziewał jego głowę, a
peleryna falowała na wietrze w takt wciąż dostojnych kroków. Po krótce rozległ
się kolejny ryk stworzenia, a także dostrzegalny był jego wystrzał w górę,
niczym dębujący koń, który czegoś się wystraszył lub zwyczajnie odmówił
posłuszeństwa. Czarnowłosy jegomość, wiedział jednak co wydarzyło się przed
uciekinierami. Poczuł to głęboko w sobie, a także był świadom konieczności. Nie
można odczytać i opowiedzieć logicznie o systemie porozumiewania się, jaki
występował pomiędzy Silyenem al. Terhalem. Dlatego książę nie lubił o tym
opowiadać. Głównie sam polegał na logice i sprycie, a jeśli coś było wyzwaniem,
stawał mu naprzeciw, byleby udowodnić to, że wyjaśnienie czegokolwiek jest
możliwe. On sam rozumiał to co ich łączy, jednak mało kto, mógłby pojąć to w
taki sam sposób jak młody mężczyzna o przenikliwym, szarym spojrzeniu.
Dokładnie naprzeciw rudowłosej i jej wierzchowca siedział lis o dziewięciu
ogonach. Ganiącym, ale nad wyraz spokojnym spojrzeniem wpatrywał się w
stworzenie, na którym siedziała Draconka. Tak, jakby wywoływał u niego duży
respekt, a także wymagał posłuszeństwa i uległości. Pokazywał to, że on stoi
nad nim, że jest silniejszy i o wiele bardziej dumny. Wywierał presję. Jego
ogony były rozłożone tuż za grzbietem, tworząc puszystą zasłonę, której sierść
powiewała niesiona bryzą. Książę również wiedział już, że dziewczyna łączy
wątki, kiedy to poklepywała stworzenie, by to się uspokoiło. Obawiał się
jedynie, jak ludzie zaczną go postrzegać, kiedy dowiedzą się, że okradziono
księcia. Wszystko można było załatwić bardzo cicho, bez gapiów w pobliżu, bez
żadnego widowiska. Jak widać, dziewczyna nie należała do takich. To wpływało na
jego reputację w okręgu mieszczan. Kto bowiem, chciałby mieć króla, którego
okradła zwykła mieszczanka, która w wolnych chwilach przeistaczała się w łotra
buszującego po targowisku. Defacto młody mężczyzna stanął za parą i spojrzał na
nich piorunująco, czego dojrzeć jeszcze nie mogli. Początkowo wystawił jedynie
otwartą dłoń, dając do zrozumienia to, że czas na zwrócenie jego własności.
Ludzie wkoło domyślali się już tego, kto kryje się pod zasłoną szkarłatu, a on
czuł na karku straż królewską, której tak bardzo chciał tego dnia uniknąć. Na
chwilę czas jakby się zatrzymał, kiedy Terhal siedział naprzeciw zbrodniarki, a
książę z wyciągniętą dłonią stał za nią. Prawdopodobnie biła się z myślami.
- A teraz pomyśl, czy to wszystko miało sens i czy na pewno ja odebrałem to jako zabawę. – powiedział spokojnie, a dziewięcioogonowy lis podniósł się z siadu i stanął tuż obok księcia w płaszczu.
Dłoń szlachcica uniosła się do nakrycia głowy i jednym ruchem zdjęła go. Sarnie uszy wyprostowały się niczym wystrzelone z procy, a piorunujący wzrok od razu zetknął się z tęczówkami rudowłosej Draconki. Tego niestety nie mógł jej odpuścić. Kara należała się praktycznie każdemu zbrodnialcowi, który zrobił coś z własnej woli, w sposób świadomy zgrzeszył przed Czterema. Ciemny warkocz pod wpływem podmuchu wiatru, przeniósł się na prawe ramię dwudziestopięciolatka. Ludzie przykładali dłonie do ust, wydawali zdziwione i zdumione odgłosy. On jednak doskonale wiedział, że za parę chwil zjawi się tutaj straż. Tak samo jak i wiedział, że przez pewien czas nie będzie mógł wychodzić z zamku, do momentu, kiedy cała sprawa nie ucichnie. Nie było mu to w smak, jak można się domyślić. Jak raz, nie zwracał teraz uwagi na nic, na ludzi, na śnieg i pogodę. Wzrokiem wciąż tkwił w dziewczynie. Zanim jednak rudowłosa zdołała oddać sztylet księciu – otoczył ją i jej wierzchowca – niewielki oddział strażników. Książę opuścił dłoń z cichym prychnięciem, zły na całą sytuację. Dawno już nie denerwował się w taki sposób. Jeden ze strażników ściągnął dziewczynę siłą z wierzchowca, reszta natomiast ze skierowanymi w niego włóczniami, stała nieruchomo, zamykając okrąg. Reagowali bardzo szybko, jednak dla większego bezpieczeństwa towarzysz Silyena co jakiś czas spoglądał w stronę niezidentyfikowanej istoty.
- Dlatego powiedziałem ci, że kradzież nigdy nie popłaca. Ty jednak zlekceważyłaś słowa zakapturzonego przechodnia, zachowując się egoistycznie. Bogowie pokazują ci teraz, jak źle postąpiłaś. A teraz oddaj to, co sobie przywłaszczyłaś. – spojrzał na nią z niepodobną do siebie wyższością.
Nie zachowywał się tak, nie zawsze, jedynie kiedy tego potrzebował, kiedy sytuacja czegoś wymagała. Doskonale potrafił wziąć się w garść, wiedział kiedy granice się kończą, kiedy trzeba stać się o wiele poważniejszym i zdać sobie sprawę z powagi zdarzenia. Nie był jedynie lekkomyślnym zmiennokształtnym. Skądże, nie tego go w końcu uczono. Strażnik w lśniącej, dobrze wykonanej, trwałej zbroi z wygrawerowanym na niej herbem rodu Talishaarów wciąż przytrzymywał złodziejkę, co by nie próbowała uciec, bowiem żarty skończyły się już wtedy, gdy została ujawniona tożsamość księcia. Wydawało się, że Terhal łypie na niego lisimi oczyma, jakoby pochwalał jego zachowanie, wciąż falując ogonami na wietrze.
- A teraz pomyśl, czy to wszystko miało sens i czy na pewno ja odebrałem to jako zabawę. – powiedział spokojnie, a dziewięcioogonowy lis podniósł się z siadu i stanął tuż obok księcia w płaszczu.
Dłoń szlachcica uniosła się do nakrycia głowy i jednym ruchem zdjęła go. Sarnie uszy wyprostowały się niczym wystrzelone z procy, a piorunujący wzrok od razu zetknął się z tęczówkami rudowłosej Draconki. Tego niestety nie mógł jej odpuścić. Kara należała się praktycznie każdemu zbrodnialcowi, który zrobił coś z własnej woli, w sposób świadomy zgrzeszył przed Czterema. Ciemny warkocz pod wpływem podmuchu wiatru, przeniósł się na prawe ramię dwudziestopięciolatka. Ludzie przykładali dłonie do ust, wydawali zdziwione i zdumione odgłosy. On jednak doskonale wiedział, że za parę chwil zjawi się tutaj straż. Tak samo jak i wiedział, że przez pewien czas nie będzie mógł wychodzić z zamku, do momentu, kiedy cała sprawa nie ucichnie. Nie było mu to w smak, jak można się domyślić. Jak raz, nie zwracał teraz uwagi na nic, na ludzi, na śnieg i pogodę. Wzrokiem wciąż tkwił w dziewczynie. Zanim jednak rudowłosa zdołała oddać sztylet księciu – otoczył ją i jej wierzchowca – niewielki oddział strażników. Książę opuścił dłoń z cichym prychnięciem, zły na całą sytuację. Dawno już nie denerwował się w taki sposób. Jeden ze strażników ściągnął dziewczynę siłą z wierzchowca, reszta natomiast ze skierowanymi w niego włóczniami, stała nieruchomo, zamykając okrąg. Reagowali bardzo szybko, jednak dla większego bezpieczeństwa towarzysz Silyena co jakiś czas spoglądał w stronę niezidentyfikowanej istoty.
- Dlatego powiedziałem ci, że kradzież nigdy nie popłaca. Ty jednak zlekceważyłaś słowa zakapturzonego przechodnia, zachowując się egoistycznie. Bogowie pokazują ci teraz, jak źle postąpiłaś. A teraz oddaj to, co sobie przywłaszczyłaś. – spojrzał na nią z niepodobną do siebie wyższością.
Nie zachowywał się tak, nie zawsze, jedynie kiedy tego potrzebował, kiedy sytuacja czegoś wymagała. Doskonale potrafił wziąć się w garść, wiedział kiedy granice się kończą, kiedy trzeba stać się o wiele poważniejszym i zdać sobie sprawę z powagi zdarzenia. Nie był jedynie lekkomyślnym zmiennokształtnym. Skądże, nie tego go w końcu uczono. Strażnik w lśniącej, dobrze wykonanej, trwałej zbroi z wygrawerowanym na niej herbem rodu Talishaarów wciąż przytrzymywał złodziejkę, co by nie próbowała uciec, bowiem żarty skończyły się już wtedy, gdy została ujawniona tożsamość księcia. Wydawało się, że Terhal łypie na niego lisimi oczyma, jakoby pochwalał jego zachowanie, wciąż falując ogonami na wietrze.
[Edano?]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz