wtorek, 24 stycznia 2017

Od Edany do Silyena #2

Ciężko było stwierdzić emocje, jakie nią w tamtej chwili targały. Przyglądała się mu, oczekując odpowiedzi, jednak spotkała się jedynie z milczeniem i dość dziwną, ciekawą reakcją. Czuła na sobie jego wzrok i mimo, że nie widziała nic poza ludzkimi ustami, wiedziała, że nie jest on do końca człowiekiem. Czuła to, a umieć wyczuwać musiała, bo inaczej w tej branży nie dałoby się żyć. Zmarszczyła brwi ponownie, gdy zobaczyła gest jego dłoni, która najpierw spoczęła na materiale kaptura i zaciągnęła go jeszcze bardziej na nieznajomą twarz, a następnie spoczęła przez jakiś czas nieruchomo w powietrzu, ukazując stragan właściciela skradzionego królika. Wiedziała, co to znaczy i nie podobało jej się to. Wiedziała, co o niej sobie myśli zakamuflowany jegomość i chciałaby mu wiele rzeczy wytłumaczyć, ale nie było na to szans. Uważała, że takich ludzi jak on bardzo trudno jest zmienić. Bardzo trudno uświadomić im o istnieniu czegoś poza pryzmatem świata, który widzą. Większość ludzi i innych ras uznawała, że złodziejstwo to taka łatwa fucha, że wszystko ma się od razu, po łatwiźnie, bo się nie chce. Jednak to nie były czasy, gdy robiło się coś złego komuś i ten ktoś grzecznie czekał na roztrzygnięcie problemu w u króla, o nie. Tutaj każdy wykazywał samosąd. A jak się trafiło na bardzo pamiętliwego delikwenta, to trzeba było uważać na każdy skrawek swojego ciała, co by przypadkiem strzałą nie dostać podczas zwykłego spaceru po słonecznych ulicach. Bo każdy sądzi, że złodzieje to szumowiny z okropnym sercem, które nie widzą nic poza materializmem ich łupów i jeszcze się z tego cieszą. To nie wyglądało tak, przynajmniej nie w jej otoczeniu. Złodziej, żeby umieć kraść, musiał posiadać talent lub ćwiczyć niezłomnie latami, aby opanować mistrzowsko sztukę kradzieży. W jej przypadku miała małe ułatwienie- mamiąco uroczą buźkę, choć i nie ta zawsze dawała radę. Mimo tego jednak, nikt nie zwolnił jej z obowiązku trenowania swojego ciała, sztuki walki ostrzem i łukiem, a nikt też rzecz jasna nie miał zamiaru jej tego uczyć.  Rodzice Draconów często zmuszali swoje dzieci do samodzielności bądź ukradkiem pomagali im nauczyć się czegoś, lecz ona rodziców straciła nie kończąc nawet dziesiątego roku życia i nie tylko szybko musiała nauczyć się samodzielności, ale i umiejętności przetrwania. I, żeby sobie ktoś nie pomyślał, nie uważała się za lepszą od innych, bo się tego nauczyła, czy też nie mówiła wszystkim wkoło "nie znasz życia", bo uważała to za idiotyczne, ale bardzo denerwowało ją przyszywanie metki na podstawie jednego czynu. Złodziej, poza nauką walki i naturalną gibkością ciała, powinien znać również przynajmniej podstawy charyzmy i najlepiej być samym w sobie charyzmatycznym człowiekiem, ale najgorsze w tej fusze było to, że trzeba było uważać. Na każdym kroku niemal, trzeba było uważać kogo się okradało, trzeba było dokładnie patrzeć i przede wszystkim, liczyć się z konsekwencjami swoich czynów. Trzeba być przygotowanym na to, że ktoś kiedyś może Cię w końcu złapać, zanieść do straży lub co gorsza do króla, który nie ulegnie urokowi i przekonywaniom, to będzie trzeba albo uciekać, albo pogodzić się ze swoim losem więźnia. Ktoś pewnie chciałby zapytać; "więc po co tak właściwie złodzieje są złodziejami,  skoro są tego same minusy?". Dziewczyna z chęcią odpowiedziałaby, na podstawie własnych obserwacji. Niektórzy kradli, bo nie mieli innej perspektywy na życie, niektórzy zaś jej po prostu nie potrafili dostrzec, inni byli zafascynowani tym fachem lecz szybko rezygnowali, a jeszcze inni czerpali z tego zwykłą przyjemność. Jak to było z nią? Na pewno nie miałaby problemów ze znalezieniem uczciwej pracy, nie była też biedna; potrafiła szybko zarobić, nawet, jeśli kradzież nie wchodziła w grę. Nie czerpała z tego również jakieś większej satysfakcji, jedynie niektóre skradzione przedmioty odstawiała "do gabloty", aby na stare lata móc podziwiać drogocenne błyskotki innych ludzi. Mimo to, nikomu jeszcze nigdy nie wyjawiła swojego prawdziwego celu w kradzieży i wątpiła, by ktokolwiek się miał o tym dowiedzieć. Z przemyśleń wyrwał ją fakt bycia złapanym za ramię, znów, przez zakapturzonego mężczyznę. Spojrzała nań nieco dzikim wzrokiem, ale dziecinnie wywróciła oczami i poszła razem z nim.
- Chrzanić to. - Burknęła pod nosem, strącając usilnie jego rękę ze swojego ramienia, co by przynajmniej tyle wolności poczuć. Mimo to szła razem z nim, po niecałej minucie będąc tuż przed straganem, z którego wykradła martwego królika. Spojrzała znudzonym wzrokiem w oczy sprzedawcy, po czym uśmiechnęła się nieznacznie, ale najwyraźniej szczerze. Odsunęła się o krok od księcia i oddała królika na swoje miejsce, robiąc bardzo niski ukłon, jedną rękę przykładając do piersi, zaś drugą teatralnie wysuwając na bok, jakby próbowała coś objąć.
- Najserdeczniej przepraszam miłego pana, to się więcej nie powtórzy. - I została w tym ukłonie przez parę sekund, promiennie uśmiechając się w stronę starszego jegomościa, a w pewnym momencie nawet puszczając mu oczko. I zaraz po tym oczku, zerknęła w bok, dostrzegając coś nieco błyszczącego się spod peleryny mężczyzny stojącego obok. Już wcześniej to dostrzegła, jednak wolała nie zwracać uwagi, przynajmniej tymczasowo. Ale to się już zmieniło, bo straciła swój drogocenny łup i nie była z tego powodu jakoś strasznie zła, niemniej jednak chciała się w pewien żartobliwy sposób "zemścić" na swoim nowym znajomym, kimkolwiek on był. Dlatego bardzo szybkim, delikatnym i płynnym ruchem podwinęła jego pelerynę i wysunęła zdobione ostrze z pasa, robiąc piruet i łapiąc go za rękę, aby odwrócić tyłem do straganu, a przodem do niej. Poświęciła dosłownie ułamek sekundy na spojrzenie na niezwykle piękny sztylet, przez chwilę nawet się zastanawiała, kim on jest, że posiada takie caceńko, ale na myśli nie było czasu.
- Uuu, ładne! -  Schowała dłoń z ostrzem za plecami i spojrzała ku górze, ku mężczyźnie, po czym uśmiechnęła się - tym razem naprawdę szczerze - i bardzo pogodnie. Podskoczyła na sekundę i wolną ręką przytrzymała jego policzek, zaś miękkie usta dziewczyny spoczęły na jego nosie, i choć trwało to może dziesięć setnych sekundy, świat dla księcia jakby na chwilę spowolnił. Jednak nie dla niej. Bo ona zaśmiała się cicho i opadła równie szybko na ziemię.
- To w nagrodę! - Odparła również z radosnym śmiechem, po czym obróciła się na pięcie o sto osiemdziesiąt stopni i odbiegła od księcia chowając sztylet do własnego pasa, a gdy była już w niewielkim tłumie zdziwionych ludzi, gwizdnęła na palcach. Z niedużej odległości rozległ się jakby groźny ryk, przypominający nieco te zasłyszane czasem w lesie w nocy, gdy spędzało się noc w wiosce. Ryk drapieżnika, którego boją się wszyscy nieuzbrojeni, a tym bardziej oddzieleni od tego świata dostojni mieszczanie. Przemknęła niezauważenie pomiędzy dziesiątkami ludzkich nóg, schylając nieco głowę, aby jeszcze trudniej było dojrzeć jej charakterystyczne, miękkie włosy. Parę sekund po tym między ludzi wskoczył przedziwny stwór, wzrostem przewyższający nieznacznie dorodnego, królewskiego ogiera. Ognistowłosa wskoczyła na przerwę pomiędzy długą szyją a bardzo charakterystycznym grzbietem stworzenia z dwoma ogonami. Trójnoga istota ryknęła przeciągle w stronę okolicznej gawiedzi, wprawiając swoje dwa zęby przypominające pajęcze szczękoczułki w drgania. Przez to wszyscy przerażeni ludzie odsunęli się od parę metrów, pozostawiając dziewczynie jak i jej przyjacielowi sporą dozę terenu. I już miała uciekać, nie przejmując się zupełnie biegnącą w jej stronę strażą, czy księciem obserwującym ją bez przerwy, ale nagle usłyszała jako nieco znajomy dźwięk. Z oddali. Chwilę zajęło jej zorientowanie się, do jakiej istoty ten dźwięk należy, niemniej jednak było to bardzo dużym zaskoczeniem. Stworzenie o dwóch ogonach machnęło nimi niespokojnie, unosząc się na jednej tylnej łapie niczym patrolująca teren łasica, zaś dziewczyna objęła jego szyję i pogładziła istotę delikatnie po grubej skórze, aby je uspokoić. Oboje wiedzieli, co się święci i wyczuwali biegnące w ich stronę stworzenie. Wzrok złotych oczu ognistowłosej zwrócił się nagle ku zakapturzonemu mężczyźnie, nie bardzo wiedziała co sądzić.

- Książę...? - Zapytała cicho samą siebie, zamierając w miejscu, uspokajając jedynie swojego niespokojnego i wyraźnie niepewnego przyjaciela. Żyła w tym mieście trochę i niemal codziennie u przebywała, co prawda nietrudno było nie słyszeć o tragedii królewskiej rodziny czy o samej rodzinie, ale też zdarzyło jej się raz w życiu dojrzeć to stworzenie. Dziewięcioogonowy lis, zwiastujący mniejsze bądź większe niebezpieczeństwo księcia, który to w razie problemów zawsze przybędzie mu na pomoc. Spojrzała ukradkiem na zdobiony sztylet. Teraz wydawało się to wszystko nabierać sensu. Klepnęła stworzenie w szyję, przez co ten lekko opadł na ziemię i spiął mięśnie, w każdej chwili będąc gotowym do długiego susu, jednak na razie będąc powstrzymywanym przez swoją właścicielkę.

Nie rozumiem Cię.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz