wtorek, 24 stycznia 2017

Od Kiler

To była wyjątkowo.... Paskudna egzekucja.
Nie lubiłam, gdy ktoś pastwił się nad żywymi stworzeniami. Ale cóż, na to poradzić ? - Akurat, to co działo się teraz, nie leżało w zasięgu mojej mocy. Byłam tutaj, tylko po to, aby dostarczyć kolesia posądzonego o kradzież konia wysokiej krwi.
Siedząc w siodle Sigurda, czułam jak się jeży kiedy miażdżyli chłopakowi rękę kamieniem.
Pogłaskałam, swojego tygrysa po grubym futrze, pocmokałam.
-Już, malutki. -Szepnęłam, zaciągając uzdę do siebie, aby przypadkiem nie rzucił się na biednego szlachcica, który dyrygował katem. -Mogę swoją zapłatę ? -Zapytałam, grabowym głosem, starając się nie puścić pawia od widoku szarpanej skóry i miazgi zamiast kości, która zmieszana z krwią wydobywała się na zewnątrz. Zamknęłam oczy, zaczynając liczyć by powściągnąć nerwy i coraz wyraźniej, odczuwalnej treści żołądka, która coraz usilniej wznosiła bunt.
-Nie chcesz popatrzeć ? -Zapytał szlachcic.
-Nie! -Uniosłam się. -Znaczy, mam jeszcze inne misje do wykonania. No i jesteśmy zmęczeni. -Wsunęłam dłoń w futro na karku Sigurda, który uśmiechnął się przyjacielsko, pokazując swoje białe i ostre kły.
Widok, kłów mojego wierzchowca, z których ściekała ślina musiał zmiękczyć szlachcica, bowiem zaraz pokiwał głową i rzucił mi pełną sakiewkę.
-Dzięki wielkie. -Machnęłam jedną ręką, dotykającą czoła jakbym chciała zasalutować. Ściągając specjalnie zamontowane cugle, ruszyłam w inną stronę. Oby jak najdalej, od tego zwyrodnialca.
~*~*~
Wróciłam do miasta, w którym mieszkałam. Jako iż, mój dom był niemal na jego końcu a mnie i Sigurda złapał deszcz oraz głód, postanowiłam zatrzymać się na noc w najbliższej karczmie. 
 -To do prawdy był męczący dzień,  i paskudna egzekucja. -Wzdrygnęłam się, wychodząc otulona ręcznikiem z łaźni przy portowej tawernie, gdzie w pokoju spał mój wierzchowiec. Spojrzałam na swoje tatuaże, po czym założyłam, bluzkę o czerwonej, głębokiej barwie i z rozkloszowanymi rękawami.
Na nogi zaś, naciągnęłam błękitne spodnie, po bokach odsłaniających moje nogi. Ponieważ połączone były, szerokim splotem przypominającym siatkę o dużych oczkach.
-Od razu lepiej. -Odetchnęłam, zakładając bardziej lekkie buty.Związałam swoje włosy w wysokiego kucyka i wróciłam do karczmy.Machnęłam barmanowi, by szykował dla mnie posiłek. Blask złotej monety, zdecydowanie ułatwił mu podjęcie decyzji o postawieniu tej sprawy na priorytet.
Z pokoju, zabrałam gitarę i wymieniając Sigurdowi wodę, wróciłam na dół, aby po dobrej kolacji i po miodzie, zagrać coś miłego na swoim instrumencie.
I tak też się stało. Oto szanta, którą zagrała w ten sztormowy wieczór :

Nim na świecie zjawił się,
Nim sam wiedział czego chce
Los już szeptał o tym, że na morze w ślady ojca pośle go
W oknie jego domu w dzień
Główki portu uśmiechały się
Nocą światła falochronu migotały mu do snu

Ojciec jego szyprem był
„Całe szczęście, że to syn”
Szeptał cicho kiedy delikatnie szorstką ręką głaskał go
Ale kiedy w morzu był
W samotności matki łzy
I modlitwy o szczęśliwy koniec rejsu słyszał w każdą noc

REF. Mały chłopiec co się morza trochę bał
Taki mały był a morze wielkie tak
Czasem nocą kiedy słyszał jego szum
Myślał o tym jaki los szykuje mu

Może trochę winy w tym
Było babki co przed snem
O czeluściach morskich na dobranoc plotła mu
Może to, że podczas mszy
Widział smutek ludzi gdy
Tych żegnali, którzy z morza
nie wrócili nigdy już

Więc się wciąż morza trochę bał
Taki mały był a morze wielkie tak
Czasem myślał co odpowie ojcu gdy
Spyta czy w kolejny rejs popłynie z nim

Wolno mijał dzień za dniem
Los przebłagać nie dał się
Zmienił chłopca w marynarza, wiatrem mu osmagał twarz
Lecz minęło wiele lat
Zanim w jego sercu strach
Na szacunek i rozwagę powolutku zmienił czas
F. I choć zawsze się morza trochę bał
Co dnia małym kutrem wielkie fale brał
Z biegiem lat tak się mocno z morzem zżył
Że najlepszym spośród wszystkich szyprów był

Mały chłopiec co się morza trochę bał
Taki mały był a morze wielkie tak
Czasem nocą kiedy słyszał jego szum
Myślał o tym jaki los szykuje mu

Bo nie ten dobrym szyprem jest
Kto z żywiołem mierzy się
I w nierównej walce na ulotnej szali szczęścia ślepo z wiatrem gna
Lecz ten co przewidzieć umie sztorm
Ominąć lub przeczekać go
A w morze wtedy idzie, gdy za sprzymierzeńca moc żywiołów ma

<NN?>
<Tekst szanty : Dreke sea folk >

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz