wtorek, 24 stycznia 2017

Od Edany do Silyena #3

Przez długi czas, gdy to wszystko się działo nie bardzo potrafiła rozróżnić rzeczywistości od swoich myśli, na szczęście nigdy nie miała z tym większych problemów i ogarnęła szybko swój umysł. Prawdą było, iż łączyła fakty, wpatrywała się w mężczyznę wolno podążającego w ich stronę, a następnie spojrzała jednoznacznym i niepewnym wzrokiem w stronę stworzenia przed nimi. Które spowodowało, iż jej własny wierzchowiec nieźle się wystraszył, pomimo uspokajań swojej najbliższej przyjaciółki. Dziewięcioogonowy lis, znacznie większy, niż jego leśni odpowiednicy, znacznie groźniejszy i znacznie więcej warty w tym kraju. Przejechała spokojnie dłonią po całej długości szyi trójnogiego stwora, na co ten zareagował przeciągłym, ale ostrzegawczym mruknięciem. Jego głowa ciągle była skierowana w stronę dumnie obserwującego go lisa, ognistowłosa wyraźnie czuła, że coś tu jest nie tak, że jej przyjaciel się boi i choć bardzo by chciał stąd uciec, musi stać w miejscu. Tak zwana hierarchia stadna, u zwierząt jakże niezastąpiona. Ludzie to odczucie już dawno w sobie zatracili, a najlepszym przykładem była choćby i ona. Ciche, niepewne mrugnięcie wprawiające dwa śnieżnobiałe zęby w delikatne drgania, które były oznaką niepewności w stosunku do stojącej przed nimi istoty. W pewnym momencie duży stwór nawet cofnął się o krok, chyląc nieznacznie łeb, jednak wciąż powarkując w duchu, tak, jak robią to niejednokrotnie wilki, gdy samiec alfa próbuje stawić do pionu pozostałych członków stada. Zaraz za nimi zaś znalazł się zakapturzony mężczyzna, który wyciągnął ku niej dłoń. Nie trudno było się domyślić, co ten znak oznacza, jednak obróciła jedynie nieco głowę i wpatrywała się w niego przez krótką chwilę. Bo po tej krótkiej chwili jednym ruchem dłoni zdjął kaptur a długie, sarnie uszy wyprostowały się, zaś krótkie włoski falowały lekko pod wpływem lodowatej bryzy. Jej oczom ukazał się nie tylko młody, przystojny i niezwykle charakterystyczny mężczyzna, ale też i Książę, obecny Władca Drothaer. Nigdy nie widziała Księcia na własne oczy, nie na żywo, a tym razem, on był przy niej, dotykał ją i nawet, nieświadomie jego osoby, pocałowała go. Przez chwilę czas wydawał się dla niej zatrzymać, jednak tylko na krótką chwilę, bo zorientowała się, że jej usta spoczęły na nosie kogoś takiego. Odruchowo uniosła jedną rękę i delikatnie przejechała palcem po swoich wargach, wpatrując się w jego nos. Ten "gest" nie mógł uciec jego uwadze, mimo, iż robiła to zupełnie nieświadomie. Ale nie miała zbyt dużo czasu na przemyślenie tego wszystkiego, bo straż wydawała się niecierpliwić i w końcu, pod jej nieuwagą okrążyła zarówno ją jak i jej sporych rozmiarów towarzysza, który stanął wryty w jednej pozycji zaczynając być coraz bardziej zdenerwowanym tą sytuacją. Ognistowłosa nawet nie zdążyła spostrzec zbliżającego się do niej jednego ze zbrojnych, który ruchem silnej ręki zrzucił ją z wierzchowca i cofnął się wraz z nią o parę kroków, do kręgu. To jednak spotkało się z wyraźną nieprzychylnością dwuoogonowej istoty, która ryknęła niczym opętana i przełamując na chwilę całkowicie swój strach, zaskoczyła za oddalającym się strażnikiem, lecz wtedy spotkała się z co najmniej dziesiątką długich, wycelowanych w jej stronę włóczni. Wtedy uniósł łeb i jedną łapę, utrzymując się już tylko na dwóch, kręcąc głową aby przyjrzeć się wszystkim ludziom w mocnych, lśniących zbrojach. i dziewczyna nie była zbyt zadowolona z takiego przebiegu sytuacji, zanim jednak cokolwiek zrobiła, przyjrzała się każdemu z kolejna, mimo, iż mieli oni hełmy, jakby starała się rozpoznać choć jednego z nich. Faktem bez potrzeby ukrywania było to, że również i wśród miejskiej straży miała swoich "sojuszników", ale to nie była miejska straż. To był ktoś zupełnie inny, najprawdopodobniej gwardia królewska, o wiele bardziej wyszkolona do walk, niż zwykły psiejduch spod bramy. Z jej ust mimo to nie wydało się ani jedno słówko, ani jeden pomruk zniesmaczenia czy niezadowolenia, ba, wydawała się być nawet zbyt spokojna. Jedyne, co ją denerwowało, to fakt skrępowanych z tyłu rąk, bo nie było to zbyt wygodne. Spojrzała po wszystkich uzbrojonych dookoła, następnie wlepiła wzrok w oczy księcia, a na samym końcu westchnęła głośno, unosząc klatkę piersiową, i poświęciła uwagę swojemu przyjacielowi. Zręcznym ruchem wyślizgnęła jedną dłoń z objęć rycerza w mimo wszystko śliskiej zbroi, co pozwoliło jej na ułatwienie, a następnie uniosła wolną rękę i pokazała niezrozumiały dla większości znak w powietrzu.
- Teitheadh, Cian. - Uśmiechnęła się dość smutno do niego, a ten jak na zawołanie, pomimo strachu, przemknął głową pomiędzy włóczniami i zbliżył łeb tuż do swojej właścicielki, wydając cichy pomruk zmartwienia. Następnie jednym z dwóch ogonów wyrwał siłą włócznię jednemu ze strażników, którą następnie zbliżył do ognistowłosej i potrząsnął narzędziem w powietrzu, wydając kolejny pomruk, zupełnie tak, jakby coś jej mówił.
- Nie bój się, wrócę. Zawsze wracam. - Dodała po chwili, zamykając oczy i przykładając swoje czoło do siatkowej głowy stwora, a ten zrobił to samo, prostując ją niczym ścianę. Po tym krótkim, dziwnym, ale wyraźnie bardzo ważnym dla tej dwójki wydarzeniu, stworzenie łypnęło ostatni raz na dostojnie siedzącego lisa i podskoczyło wyodrębniając się z kręgu, a następnie niezwykle szybkim tempem pognał w stronę miejskich murów. Dziewczyna wciąż nie odezwała się ani słowem, ale po chwili poczuła obecność kogoś znajomego, kto pod żadnym pozorem nie powinien się wtrącać. Po krótkiej chwili milczenia dało usłyszeć się niewinny śmiech jakiegoś starca.
- Dajcie mili panowie spokój tej małej, ona naprawdę żałuje... - Odezwał się spoza kręgu, i stanął niebezpiecznie blisko uzbrojonych, mimo, że wszyscy pozostali "zwykli" ludzie trzymali się z daleka. Był to zwykły, podstarzały mężczyzna, lekko przyprószony siwizną na czuprynie oraz brodzie, ubrany w podarte łachmany, ale za to z przyjazną, zabliźnioną w kilku miejscach twarzą. Spotkał się on jednak z piorunującym złotym spojrzeniem smoczycy, która uniosła rękę i wyprostowała dłoń, aby następnie gwałtownie zamknąć ją w pięść, co wydawał się zrozumieć wyłącznie stary żebrak. Zmarszczył niespodziewanie brwi i westchnął z oburzeniem, a następnie machnął lekceważąco ręką i oddalił się w swoją stronę, przemieszczając pomiędzy zaciekawionymi i mocno przestraszonymi ludźmi. Chwilę po tym nie było go już widać.  I dopiero w tamtym momencie, dziewczyna, sama, naprzeciw Księcia, dziewięcioogonowego lisa i okrążona przez kilkorgu dobrze zbudowanych, a przede wszystkim ciężkozbrojnych mężczyzn, uniosła spokojnie głowę i spojrzała prosto w szare tęczówki, w końcu się odzywając.
- Z tymi Bogami to tak średnio mi się układa szczerze powiedziawszy. Ilekroć ja coś zrobię, to reagują, ale najwyraźniej zapomnieli o tym, co ktoś kiedyś zrobił mi. - Mruknęła, po czym spuściła znudzony wzrok i wpatrywała się przez chwilę w śnieżnobiały śnieg. Dmuchnęła nosem, przez co wilgotna i ciepła para uniosła się w powietrzu tworząc niewielką chmurkę między nimi, która następnie przerzedziła się pomiędzy hełmami. Wyciągnęła również i drugą rękę z uścisku strażnika, a następnie wyciągnęła wpierw zdobiony sztylet, a następnie swój własny, srebrzysty, może niezbyt drogi, lecz na pewno spełniający swoją funkcję. Zbliżyła się do księcia i podała mu oba przedmioty, a następnie jeszcze, patrząc z delikatnie zmarszczonymi brwiami i uniesioną głową w jego tęczówki, sięgnęła dłońmi za swoim karkiem i wysunęła spod zbroi niewielki wisior zakończony małą płaskorzeźbą smoka z okiem wysadzonym jakimś drogocennym, żarzącym się na pomarańczowo kamieniem. Również i to wręczyła mu do dłoni.
- Ty masz tego pilnować i oddać mi jak już się to wszystko skończy, bo im na pewno nie zaufam. - Opuściła ręce spokojnie wzdłuż swojego ciała, dobrze wiedząc, iż każdy z nich poszczególnie zrozumie, że chodzi o straż. Znała procedury więzienne, trzeba było oddać dosłownie wszystko, dostawało się jedynie starą więzienną szatę w zamian, czasem też onuce na zimę, jak w tym roku. Następnie jak gdyby nigdy nic okręciła nieznacznie głowę, spoglądając po nich wszystkich i ruszyła krok w stronę zamku. Jej ogniste włosy zafalowały na wietrze, unosząc dość charakterystyczny, ale bardzo przyjemny zapach w mroźne powietrze. Nie zwracała najmniejszej uwagi na gapiów czy na ludzi stojących dookoła. To było oczywiste, że ją zapamiętają, ale już niejednokrotnie tworzyła sytuacje, po których było "głośno". Nigdy jeszcze jednak nie zdarzyło się jej uczestniczyć w takim momencie, i to jeszcze jako główna bohaterka.

- To idziemy? Z drugiej strony, zawsze chciałam zwiedzić królewskie lochy. - Uśmiechnęła się lekko do siebie, jakby potrafiła znaleźć iskierkę dobra w każdej złej sytuacji, niezależnie od tego, jak okropna ona by nie była.

Spróbuj zrozumieć mnie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz