czwartek, 26 stycznia 2017

Od Silyena do Edany



Gest dziewczyny w stosunku do jej wierzchowca, a najwyraźniej i przyjaciela, znacznie poruszył oblane aktualnie powagą serce księcia. Sytuacja rozczuliła go, jednakże nie mógł okazać jej tego, ani nikomu innemu wkoło. Starał się zachować resztki swojej szlacheckiej dumy i jakiegokolwiek szacunku, pośród mieszczan. W pewnym sensie zazdrościł dziewczynie takiego przywiązania do wierzchowca. Może nie tyle co przywiązania, a po prostu uczucia. Jego i lisa o dziewięciu ogonach nie łączyło nic tak magicznego. Czasami wydawało się, iż jest to jedynie obowiązek obu stron, który nakazuje wzajemnego pilnowania się. Każdy miewa jednak złe i dobre dni, prawdopodobnie i tak, było u lisa oraz czarnowłosego mężczyzny normalne. Niekiedy wytłumaczenia nie istnieją i trzeba pojąć coś w takim stanie rzeczy, w jakim zostały przedstawione. Pomimo jednak czułego rozstania między ognistowłosą a jej wierzchowcem, Silyen nie mógł nic na to zaradzić. W tamtej chwili to ona na zbyt wiele sobie pozwoliła, a także dokonała przestępstwa, na oczach przyszłego władcy Drothaer. Bardzo często jednak osoby pewne siebie potrafiły go zainteresować i zaciekawić. Być może i tak było również podczas tego incydentu. Defacto nie mógł tego w żaden sposób okazać. Nie jako kolejna głowa rodu i z pewnością już nie w takich okolicznościach. Podczas dłuższego milczenia, zastanowił się, czy tego właśnie dnia na pewno powinien był opuszczać zamek. Co się jednak stało, tego nikt nie cofnie. Toteż z cichym westchnięciem przesunął wzrokiem po wszelakich zebranych mieszczanach. Dostrzegł to, jak rozśpiewane usta dwóch Lycanek szepczą o zaistniałej sytuacji. Ani trochę nie podobało mu się to, jednakże w tamtym momencie był bezsilny. W czasie późniejszym pragnął jakoś połatać nadszarpaną reputację. Znaczna bowiem część, zależała od niego i jego postępowania. To gryzło go najbardziej. Również to, jak ucierpi król wraz z królową, na dumie. Bowiem ich wnuk właśnie na oczach istot zamieszkających Falamor, dał okraść się jakiejś złodziejce spoza muru stolicy. Żałował, że nie jest nikim ważnym. Tak czy inaczej jednak, szarooki spojrzał raz jeszcze na dziewczynę i zamrugał, by przyjrzeć się jej dokładnie. Pomimo wcześniejszego kaptura, wyglądała tak pięknie jak i wcześniej. Dziewięcioogonowy towarzysz dwudziestopięciolatka znów zakręcił się wokół nóg swego pana i muskając go puszystymi wyrostkami, spojrzał na niego, jakże inteligentnym wzrokiem. Ich spojrzenia się skrzyżowały, a wyglądało to mniej więcej tak, jakby stworzenie chciało pocieszyć swojego pana. Dziwna między nimi była więź, bowiem nikt, kto nie był w nią wplątany, nie miał prawa zrozumieć symbiozy i zależności obojga. Tak czy inaczej, kiedy to dziewczynę ściągnięto z wierzchowca o trzech masywnych łapach, a także podprowadzono ją do księcia, ten spoglądając na nią z wyższością, zdawał się przejść ogromną metamorfozę charakteru w dość krótkiej chwili. Mężczyzna chciał jedynie jak najprędzej usunąć całe to widowisko z targu, by móc już wrócić do komnaty i zaszyć się tam na kilka dni, na potrzeby wszystkiego. Kiedy złodziejka tak przed nim stała i jakby nigdy nic, postanowiła się odezwać, niczym do kolegi, którego zna co najmniej kilka lat, jedynie prychnął. Publicznie ośmieszała go, a on nie miał zamiaru sobie na to pozwolić. Odebrał obydwa sztylety chowając je sobie za pas. Czuł na sobie ponaglający wzrok staży, przez co nie chcąc ich dłużej zatrzymywać, rzucił jedynie.
- Na zbyt wiele sobie pozwalasz, mówiąc do mnie w ten sposób. Może powinienem ci przypomnieć z kim tak naprawdę masz do czynienia i do kogo zaczynasz przemawiać. Jesteś tylko i wyłącznie parszywą złodziejką, ja jestem głową rodu. Zacznij dostrzegać różnice i przywiązuj do tego wagę. – jego ton głosu wydawał się oschły i twardy, taki jak zamierzał, aby był.
Fakt faktem, był zdenerwowany, choć wszelakie emocje trzymał na wodzy, na tyle ile było to możliwe. Chwyciwszy jej naszyjnik, bez zawahania i jakiegokolwiek sentymentu, oddał go jedenemu ze strażników, jako karę za odzywanie się bez udzielenia głosu, w taki sposób, jaki dla księcia był nie do pomyślenia. Jego sarnie uszy nawet na chwilę nie zadrżały w jakimkolwiek ruchu, natomiast oczy nieco się zmrużyły, jakby wypatrując reakcji Daconki, chcąc ją przenalizować. Straże jednak nie pozwolili na to, bowiem pochylając tułów młodej dziewczyny w przód, ku ziemi, poczęli odprowadzać ją w stronę zamku, gdzie miała zostać wtrącona do lochów. To jedno z najbardziej chłodnych i nieprzyjemnych miejsc w całej stolicy. Nie służyło w końcu do spędzania miłych chwil z przyjaciółmi, a do czekania na proces, a często po nim – powrocie w to samo miejsce, by spędzić tam długi okres swojego życia, w odpłacie i karze za winy jakie się ponosi. Księciu ofiarowano jednego z koni, który miał posłużyć mu za chwilowego wierzchowca w eskorcie straży. Niczym przesyłka lub telegram miał zostać dostarczony do zamku, bez większych problemów na drodze. Dotarcie w wyznaczone miejsce to jedynie kwestia przejechania połowy miasta, aby dotrzeć do murów otaczających „dom”. Również i w tą stronę podążała pojmana rudowłosa, z pewnością niezadowolona, iż spotkała się z taką odmową w stosunku do dziwnej biżuterii. Jeśli sądziła jednak, że książę w jednej chwili zostanie jej jakimkolwiek poplecznikiem, trzeba by stwierdzić surowo, iż się srogo myliła. Nie znała go i ledwo co znał go ktokolwiek. Niekiedy ukazywał się od strony jakże wesołej i z życia się cieszącej; czasami jednak odwrotnie. Podsumowując wszystko, Silyen to jedna z większych zagadek i tajemnic, jak można by go nazwać. Wszystko zależeć może od dnia i miewa tak prawdopodobnie każdy osobnik jakiejkolwiek rasy. Temu nie można prawdopodobnie zaprzeczyć. Po pewnym czasie, do lochów pod zamkiem wprowadzono rudowłosą. Te wydawały się być dość puste, gdzieniegdzie jedynie w celach dostrzegalni byli starcy, prawdopodobnie łotry, którym jak i jej, nie udało się uciec z łupem, bo ktoś wcześniej dostrzegł ich czyny. Książę w podobnych odstępach czasowych, stanął na dworze królewskim, zdejmując z siebie szkarłatny płaszcz i bez żadnych wyjaśnień udał się do swojej komnaty. Król wraz z królową z mało przychylnymi minami odprowadzili go wzrokiem, twierdząc, że czekali już na niego dość długo, więc zaczekają i jeszcze trochę. Czarnowłosy w komnacie cisnął peleryną w ziemię, jakby w ten sposób uwalniając choć w małym calu swoje emocje. Ze swoich włosów splecionych w warkocz zdjął rzemień i rozpuściwszy dokładnie włosy, wyszedł dążąc na spotkanie z dziadkami. Wiedział, co go czeka i wiedział jak to się skończy. Tym razem naprawdę jednak żałował. Czuł w sobie żal i to, jak bardzo lekceważył rodzinę. Oboje zasiadali już do stołu, gdy dwudziestopięciolatek dostał się do sali jadalnianej. Również wtedy dobiegł niewielki chłopiec o blond, nieco zakręconych w lekkie spiralki, włosach. Brat dorosłego już księcia, ten przy którym w połogu umarła matka obojga. On zawsze potrafił rozbawić księcia, nawet w tejże chwili, przez co szarooki uśmiechnął się słabo do młodzieńca. Kierował się emocjami i sumieniem, to bardzo ludzkie, bowiem ta rasa najbardziej kierowała się tymi wartościami w życiu.
- Przepraszam, tym razem najszczerzej jak potrafię. Przepraszam, że naraziłem was i siebie na brak szacunku i na obniżenie reputacji. Wszystko naprawię i także skory jestem, do wymierzenia kary dziewce, którą straże pojmały. – powiedział cicho, ale dosłyszalnie, tak, by każdy go zrozumiał, a w równowartości okazując swoją skruchę, dodatkowo kuląc uszy i schylając głowę, zanim to zajął miejsce przy długim stole, na którym leżało już jedzenie.

[Edano?]

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz