sobota, 28 stycznia 2017

Od Silyena do Edany



 Posępne spojrzenia, wymowne milczenie. Tak można byłoby zdefiniować spotkanie przy obiedzie rodziny królewskiej, po tym jak młody książę wrócił z targowiska. Ledwo tknął cokolwiek z talerza. Nie czuł głodu, ani nawet pragnienia. Wstyd mu było za to, co uczynił. Być może po raz pierwszy w życiu czuł, że winien był  słuchać tych, którzy tym krajem zarządzają. Młody wiek i jakże porywcza niekiedy dusza, nie są najwyraźniej zbyt dobrym połączeniem, jeżeli o dziedzica chodzi. Nigdy nie były to takie sprawy, aby jakakolwiek reputacja cierpiała, jedynie wzrastała, ze względu na częste i dobre czyny czarnowłosego. Tym razem jednak szala nieposłuszeństwa się przechyliła. Cały ten czas, kiedy to siedzieli pry zastawionym stole, głowa księcia, zamiast dumnie wyprężonej, kiedy to zawsze opowiadał i zachwycał się miastem, wspominając bratu o wszelkich przygodach pod postacią zakapturzonego mężczyzny bądź sarny, była opuszczona. Zapatrzona w talerz, a usta milczały, jakby skażone przekleństwem. Przypominał sobie wszelakie oczy, wpatrzone w niego, pełne rozbawienia i zdziwienia. Pośmiewisko? Wtedy drewniane krzesło ze zgrzytem odsunęło się od stołu, a krępy król wstał z niego. Wzrok pozostałej trójki zwrócił się na niego. Jedynie służki nie pozwoliły sobie na to. Wiedziały, że to nie dotyczy ich osób. Dlatego dolały raz jeszcze do kielichów królowej i króla, wina, a kolejno odeszły na swoje miejsca w rogach sali. Naznaczona wiekiem dłoń powędrowała w dół dość długiej brody, nieco już siwawej, niegdyś jednak czysto orzechowej. Starszy mężczyzna w szatach drogich w barwach kremowych oraz w ciemnej narzucie z aksamitu wzrok swoich ciemnych oczu zwrócił na starszego wnuka. Zmiennokształtny rysia o uszach ze szczotkami, które wystawały spod spiralnych włosów, sięgających do ramion, przybrał najbardziej możliwą ze wszystkich, poważną minę. Silyen czuł na sobie presję, której zwalczyć nie potrafił. Spojrzenie takie wbrew pozorom wypalało go od środka, jak nagrzane żelazo przytykane do krwawiącej rany. Skulił uszy jak mógł najbardziej. Jednak uniósł głowę tak, jak oczekiwał tego Aeron Talishaar, jego dziad oraz król Drothaer. Kątem oka dostrzegł jak blada dłoń kobiety o jasnych włosach opada na wolną od brody dłoń męża. Babka, która zawsze próbowała uchować ukochanego od wrogich emocji, nerwów i niepokoju. Potrafiła to zrobić, pod pewnym względem przypominała nawet matkę sierot. Jej blond włosy splątane były tak, że żaden kosmyk nie opadał na ramiona, a gładka, przyjemna twarz ułaskawiała oblicze męża. Oboje jednak wiedzieli, że należy się dziedzicowi jakaś kara. Taka, która nie powinna być rozgłoszona, taka, która zamykała się w czterech ścianach zamku. Starzec poruszył uszami i podrapał się po orlim, jakże dumnym nosie.
- Twoja biblioteka, ogromna wieczna zbieranina wiedzy, zamkowa forteca Bogini Mądrości od dziś, na długi czas zostanie pod moim kluczem, a ty drugiego nie otrzymasz. Wstępu mieć nie będziesz i żadnego skrawka kartki nie odczytasz. Kara to odpowiednia za brak posłuszeństwa, a w konsekwencji swojego zachowania, upokorzenie. Obecny będziesz również podczas sądu zbrodniarki, z którą to styczność miałeś. Sensu nie widzę, bym zabraniać ci miał opuszczanie murów zamku, bowiem uważam, że przy aktualnej kolizji zdarzeń, sam wiesz, co powinieneś uczynić. – powiedział, a jego ton głosu wydawał się być na tyle ostry, że Yedhel nawet zatrzymał swe wirujące pod stołem nogi – Skruchę twą widzę, Silyenie, wnuku mój, jednak brak ci jeszcze doświadczenia, boś młody i za błędy swoje odpowiadać musisz.
Król jednak nieco się rozchmurzył, kiedy wypowiadał ostatnie zdanie. Kochał czystą i piękną miłością swoją rodzinę i wszystko poświęciłby dla nich. Stracił już syna, którego miłował nad życie, i żonę jego, która też bliska mu była. Mimo swej zawziętości i rozwagi, dobry był to król, który rozważał wszystko i poprawne decyzje podejmował. W oczach wnuków, wzorem do naśladowania można go nazwać. Również i żona za czyny go podziwiała, jak i za serce, które oddał jej dawno. Młody książę spojrzał na dziadka w milczeniu, ale i z pokorą na twarzy. Nie wiedział co dokładniej odpowiedzieć na jego słowa, tak więc przytaknął początkowo i zgodził się z jego zdaniem, gdy po chwili zmiennokształtny rysia pozwolił odejść każdemu od stołu. Yedhel pochwycił dłoń swej elfiej babki i w ciszy odszedł z nią, prawdopodobnie patrząc jak ta plecie gobelin. Miał ukazywać przedstawicieli wszelkich ras, jeden przy drugim. Jako dama, lubiła to. Kiedy odchodzili, jej ciemnoniebieska suknia, z szerokimi, niemalże do stóp rękawami, dotykała podłogi. Wyglądała majestatycznie, niezależnie od pory dnia czy sytuacji. Czarnowłosy książę zdążył jeszcze zapytać czy może pójść do lochów, gdzie trzyma się złodziejkę, zanim król odszedł. Zyskał pozwolenie, dzięki czemu bezzwłocznie ruszył w stronę podziemi. Przechodząc po schodach, gdzie paliły się pochodnie, dołączył do niego lisi towarzysz. Silyen uśmiechnął się nieco widząc go. Gdyby nie on, straciłby prawdopodobnie swój sztylet i resztki godności, gdyby dziewczyna dowiedziała się czyje jest owe ostrze. Westchnął pod nosem, odreagowując wcześniejszy stres.
- Wiele ci zawdzięczam przyjacielu, a tak rzadko mogę ci się odwdzięczyć za to, co dla mnie robisz. – rzucił przesuwając lekko palcami po głowie Terhala, a kolejno stąpając już na ostatnim schodku kręconych wzniesień. Obaj zeszli na teren równy, wilgotny i nieco cuchnący. Nocy jeszcze nie było, jednakże w lochach nie istniały pory dnia, wszędzie było równie okropnie i ciemno. Nie istniały żadne wygody, bo nie był to przytułek, czy karczemny pokój, a podziemia dla tych, którzy na wolność nie zasługują. Istoty podchodziły do krat, zmęczeni i pragnący zazwyczaj śmierci po długich latach przesiadywania tam. Wzrokiem mierzyły dziewięcioogonowego lisa oraz jego pana. Po pewnym czasie marszu między celami, mężczyzna dotarł do celnika i spytał gdzie wtrącono nowego więźnia. Ten prędko podał lokację i wrócił zafascynowany do jedzenia swojego mętnego obiadu. Terhal jednak przystanął na chwilę patrząc niepewnie na mężczyznę, który był odpowiedzialny za wszystkich więźniów, na którym spoczywała tak wielka odpowiedzialność. Wreszcie następca tronu dotarł do rudowłosej, która naga leżała na skalnej półce, niby to łóżku. Nie było mu jej żal, patrzył jedynie z bardzo wymowną miną. Swoim wcześniej ukradzionym przez nią sztyletem, przesunął po kratach chcąc ją obudzić, o ile spała. Ucho towarzysza księcia zwróciło się ku niemu, a celnik odetchnął z ulgą kiedy stworzenie odeszło od niego wreszcie. Lis usiadł przy nodze właściciela, wyczekując tego samego co on, kiedy jego uszy nieco rozeszły się na boki przez przyjemny nacisk dłoni Silyena na jego głowę, który lekkimi ruchami począł głaskać najbliższego sercu przyjaciela. Z rudowłosą draconką chciał jedynie porozmawiać. Wyjaśnić kilka kwestii i wspomnieć  o uczciwym osądzie. Chciał usłyszeć jednak przeprosiny, nie te, za kradzież, a te, kiedy zwróciła się do niego bez jakiegokolwiek szacunku, na oczach ludu z targowiska, dając życie plotkom wszelkiego rodzaju. Mógł szurać ostrzem po kratach do momentu, kiedy nie podeszłaby. Wydawał się bardzo cierpliwy, więc nic nie byłoby przeszkodą. Terhal natomiast siedząc tak w miejscu, wciąż rozkładał swoje ogony, falując nimi, jakby poruszały się pod wpływem delikatnego i kojącego wiatru z północy podczas gorących letnich dni. Zawsze pozostawał majestatyczny, nigdy jak szczeniak nie merdał żadnym z ogonów, nie bawił się odkąd oboje dorośli, wydawał się być o wiele bardziej poważny niż Silyen, choć skrywali równą ilość tajemnic, które były ze sobą złączone.

[Edano?]

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz