niedziela, 22 października 2017

od Aenaina do Bezimiennego

Sądząc po reakcji obcego, pytania trafiły w samo sedno. Aenain siedział nieruchomo, obserwując z uwagą, jak na twarzy chłopaka grają targające nim emocje; chwilowy spokój pękł niczym mydlana bańka, a z ponownie zezwierzęconego spojrzenia biły niepokój i desperacja.
Krokodyl poruszył się, gdy padły ostatnie słowa, i mimowolnie przyjął dogodniejszą do odparcia ewentualnego ataku pozycję. Poczuł, jak po jego kończynach powoli rozchodzi się mrowienie towarzyszące zmianie postaci; nie chcąc być tym, który jako pierwszy podejmie inicjatywę i rozpocznie ewentualne starcie, w ostatniej chwili wstrzymał proces, który jego organizm rozpoczął właściwie mimo jego woli.
Obcy wydawał się również prowadzić wewnętrzna walkę, zaciekle broniąc jakiejś racji przed samym sobą, a Talindyjczyk obserwując go zaczynał nabierać przekonania, że spór toczy się o coś niebezpiecznie z nim powiązanego. Na przykład o jego życie.
Właściwie w pewnym stopniu żałował, że zadał nurtujące go pytania w tak brutalny sposób. Nie chciał płoszyć chłopaka, ani tym bardziej zmuszać go do ostateczności. Zdecydowanie nie zamierzał też sugerować, że powinien odejść jak najszybciej.
- I tak już je mam - odpowiedział na zapewnienia swego gościa, wzruszając ramionami z cieniem uśmiechu na ustach. Spojrzał na niego. - I są całkiem podobne do twoich, więc nie robi mi to różnicy. 
Umilkł. Po chwili jednak coś pchnęło go do dalszych zwierzeń. Chciał, by jego historię znał jeszcze ktoś prócz starego, steranego życiem na ulicy psa.
- Moi panowie również mnie szukają - powiedział. Zaraz jednak się poprawił, a w jego głosie zabrzmiała nostalgia. - A właściwie rodzina mej pani. Nie jestem pewien, czy zależy im na mnie równie mocno, co twoim na tobie, jednak jak dotąd jeszcze mnie tu nie znaleźli. To miejsce to dobra kryjówka...
Ponownie przerwał, gdy gdzieś nieopodal cichy szmer rzeki rozdarł nagły plusk wody, co najmniej jakby wskoczyła do niej wydra lub bóbr.
Albo coś akurat w niej brodzącego straciło nagle równowagę.
Aenain rzucił obcemu znaczące spojrzenie i skierował wzrok w stronę, z której dobiegł ich dźwięk. Nasłuchiwali przez chwilę, ale nie dobiegło do ich uszu nic prócz zwykłych nocnych odgłosów lasu, rechotania mieszkających nad rzeką żab i koncertu świerszczy.
Krokodyl zaklął, gdy tuż nad uchem zabzykał mu komar.
- Właściwie to zabawne. Ukradliśmy chyba samych siebie, nie sądzisz? - stwierdził beztrosko, dogaszając ognisko. - Może sprawdzilibyśmy, czy nie mamy jakichś nieproszonych gości? - zaproponował szeptem, po czym dodał już normalnie: - Powinienem wymyślić sobie, jak chcę się do ciebie mówić?

<Ja też żyję! xD>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz