piątek, 13 października 2017

Noc płomienia #1 Kiler Van De Inversgern

Rudowłosa poczuwała się w obowiązku brania udziału w corocznym święcie. Tym bardziej, że była wiernym wyznawcą Boga Wojny.
Dzięki zasadą i ścieżce jaką wyznaczał Fearchar, mogła mieć zajęcie, które dawało jej tyle radości.
-I pomyśleć, że to wszystko przez brak skonkretyzowanego zawodu. -Westchnęła ciężko ocierając pot z czoła, z gorączką w oczach patrzała na brzeg gdzie paliły się już pierwsze ognie.
Życie najemnego, wędrownego czy czort wie jeszcze jakiego najemnika albo poszukiwacza guza, którym była rudowłosa, było dogodne i opłacalne puki wybuchały wojny.
Nic więc dziwnego, że z czasem biła czołem przed ołtarzami Fearcha i składała mu ofiary.
-Do jasnej anielki ! Może, z łaski swojej mi pomożecie !? -Zapytała, a raczej wykrzyczała na załogę, małego okrętu handlowego, na którym znajdowała się jako ochrona przed piratami.
Transakcja jaką miał kupiec do zrobienia w dalekim porcie, przedłużyła się i teraz z tego powodu, Kiler spóźniła się na rozpoczęcie uroczystości z okazji święta swojego patrona.
Czuła się temu winna po części, cóż jakby nie patrzeć to gdyby nie chęć obżerania się słodyczami, które oferowały zamorskie cukiernie, pewnie udałoby się wyjść z portu o pół dnia szybciej.
Załoga przez całą drogę widziała rudowłosą, jako leniwego, zbyt rozgadanego pasożyta. Teraz jednak jak z czasem zbliżali się do miasta, ten sam rudowłosy szkodnik okrętowy pracował z werwą i determinacją dwóch krzepkich marynarzy, których goni sam kraken.
Kiedy zbliżyli się do kei, skoczyła na mostek i uścisnęła dłoń kupca po czym potrząsnęła nią energicznie, tak samo postąpiła z kapitanem okrętu.
-Było mi bardzo miło, o swoje honorarium upomnę się kiedy indziej. Jeżeli będę znów panom potrzebna.. Jestem zmuszona oznajmić iż przez następnych kilka dni, będę poza wszelkim zasięgiem. Do widzenia ! -Rzuciła szybko, za jej prędkim językiem ledwie udało się nadążyć dwóm oniemiałym mężczyzną.
-Wiedział pan, że można tak szybko mówić ? -Zapytał po szyper, patrząc w zdumieniu jak rudowłosa wyskakuje na brzeg i ruszając pędem gwiżdże donośnie, aby przywołać swojego wierzchowca.
-Nie. I miejmy nadzieje, że następnym razem inni najemnicy nie będą już tak zajęci... -Kupiec złożył dłonie, a oczy wzniósł ku niebu.
~*~
-Udało się... cudem ale się udało. -Wysapała Kiler opierając się jedną dłonią o grzbiet swojego tygrysa.
Ledwie udało jej się zdążyć na końcówkę samego początku świętowania. Zdążyła odpalić stos, a po krótkiej modlitwie o łaskawe wlanie odwagi oraz męstwa w jej niewieścią pierś do Fearchara, postukała się w pierś dziękczynnie za obecną przychylność boga wobec niej i jej uczynków.
Wyprostowała się, nim wzięła do ręki rozgrzany patyk,  z ogniska musiała coś zrobić ze swoją zadyszką.
Sięgnęła więc do swojego boku i odkręcając manierkę z lubością ją przechyliła i osuszyła do dna. Aby dodać nieco szczęścia swoim następnym wyczynom strąciła kilka pozostałych kropel z szyjki manierki, które padły na ogień sprawiając, że ten buchnął.
Spojrzała zdziwiona na manierkę i pomlaskała chwilę, jej twarz przybrała filozoficzny wyraz kontemplacji.
-Od kiedy woda ma 60 % ? -Zapytała w zadumie samą siebie i wzruszając ramionami wyciągnęła patyk z ogniska. Cóż, nie ważne co piła, grunt że ugasiła pragnienie.
Jednak "woda" jaką się uraczyła, dała znać o swojej mocy dopiero przy drugiej prostej kiedy odpaliła udanie trzy pochodnie. Udała się jej ta sztuka, pomimo wyścigu o to kto dopadnie pierwszy niezapalonej pochodni.
Kłopoty zaczęły się później, dym z kija kuł ją w oczy, które nie dość że zaczęły łzawić i szczypać to jeszcze szwankowały dodatkowo rozmywając obraz jaki miała przed sobą.
Na domiar złego płonący badyl, niebezpiecznie zmniejszał swoją wielkość zbliżając się do dłoni dziewczyny. Spadający raz po raz, żar z wierzchołka kija na dłoń niewiasty trzeźwił ją coraz lepiej. Pomimo tego, wciąż jej bieg przypominał raczej slalom pod górę, z której ktoś złośliwy z rzucał beczki pod jej nogi, a te musiała omijać.
W tym demonicznym pędzie, zawadziła niechcący o czyjeś ramię.
-Ajaja! -Wydarła się w niebogłosy jak kot, którego właściciel kastruje bez znieczulenia. Podskoczyła żywo i upadając w ostatniej chwili złapała upadającą, płonącą gałąź.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz