wtorek, 11 lipca 2017

Od Ahmanet

Pływałam sobie po całym królestwie bez konkretnego celu. Lubie pływać to moja pasja, mogę dzięki temu często wzbogacić o różne piękne dekoracje moje mieszkanko. Często, gdy obserwuje ludzi to są strasznie zabiegani jakby kogoś gonił. Gdy już siada to za parę minut od nowa. Całe ich życie jest w biegu, to odrobinę nieludzkie. Gdy usłyszałam, że królowa będzie opowiadać swoje, jak i ludzkie historie, to wszyscy się zgromadziliśmy w Wielkiej sali i wokół królowej siedzieliśmy. Czyli jest kółko, które tworzą syrenki, trytony oraz zwierzęta morskie na środku jest królowa. Po pewnym czasie skończyła i musiała się zbierać do pracy. Mnie tymczasem porwała młodzież do zabawy. Jest kilka zabaw np. złap Meduzę bez dotykania, nakłoń, aby popłynęła z tobą, barek flagowy, szkarłatne jajo (czyli jest kilka jak ci, co ich nie znajdą odpadają), oraz taka spokojniejsza moja ulubiona używa się wtedy swojej mocy, każdy z nas tworzy coś z mocy postać/zwierze/rzecz/co chcą, a następnie oplatają się wokół ogona i staramy się zmienić jego barwę oraz wypłynąć na powierzenie, ale ta obręcz wokół ogona, która ściąga nas w głębię. Oczywiście są też inne gry i zabawy, ale to takie najciekawsze. Czasem także pomagałam królowej i reszcie.

Jestem jedną z tych o szlachetnym, jak i podłym sercu. Choć wiadomo jestem ucieleśnieniem dobra tylko blisko domu. Na lądzie, nie traktuje ich na równi z moim światem, gdyż to zupełnie inne typy w morskim świecie ludzie są weseli, szczęśliwi, nie lecą nigdzie z szybkością jakiegoś sokoła, odpoczywają, bawią się, mają wolność, czasem mamy gorsze dni, ale nie próbujemy nikomu zniszczyć dnia natomiast u ludzi oni się spieszą, nienawidzą, złoszczą, kłócą tak jakby ktoś im zabrał szczęście w życiu. Gdy jestem na lądzie zdarza mi się pomoc. Pomagam tylko niektórym, tym co dają mi zlecenia to praca mój obowiązek, mogę tego nie lubić, ale to robię. Czasem rybakom, ale bardziej je uwalniam i patrzę jak oni się wkurzają. Świat podwodny żyje w zgodzie. Gdy spojrzy się na niebo, rzadko ktoś z nich to robi. Niebieskie niebo, przysłaniają bielutkie chmury, czasem pojawia się chmury burzowe, a czasem nastąpi noc. Gdy spojrzy się na dwunożne stworzenia można zauważyć, że coś w nich jest; choć są mili widać w nich żądze krwi, cierpienia oraz zemsty. Czemu tak jest? W każdym innym królestwie, o którym opowiadała królowa różni, jest władcą, który utrzymuje porządek, a inni pomagają. W Drothaer jest król, rodzina królewska, oddane społeczeństwo... Mimo tego też są wojny, walki, czy też niszczą dobra, które są tu od tysiąclecia. Może my mamy jedną królową, był podobno król, ale nie wiadomo co się z nim stało. Królowa o tym nie mówi, nawet nikt nie pyta.
Może ich nie rozumiem i nigdy się tak nie stanie... Ludzie niczym nie różnią się od zwierząt. Są dzicy, agresywni, mogą wydawać się też spokojni. Może to kiepskie porównanie. Może ich nie znam i oceniam. Więc może zastopuje to mówienie o nich i wpierw ich poznam trochę bliżej. Nie będę obrażać przy tym zwierząt.
Po południu się wynurzyłam, aby poczuć promienie słoneczne na sobie. Zauważyłam z jakiś dwa metry niedaleko rafy usiadłam na głazie, który był w połowie w wodzie. Obserwowałam osobników w porcie, zbierali się, rozplatali sieci. leżąc na nim patrzyłam na ludzi. Kim są, czy są warci zachodu. Bo jeśli nie to po co oni żyją, skoro i tak się niedługo wszyscy wymordują.
Po dłuższym obserwowaniu zanurzyłam się, aby wpłynąć do mojej podwodnej jaskini, w której znajduje się moje miejsce zamieszkania. Choć mam pokój w pałacu, to jak chce wyjść na ląd też mam swoją jaskinię. Zanim wyszłam ma powierzchnię, wpierw się wysuszyłam. Gdy tylko pojawiły się nogi ubrałam się i wyszłam z jaskini. Szłam w kapturze ze schowana bronią. Był to specjalny kaptur do chowania broni. Miałam na głowie kaptur, dodatkowo miałam schowała broń w kamizelce, na pasku na udzie, w bucie, po obu stronach bioder, broń. Byłam w pełni przygotowana. Nigdy się z nią nie rozstaje, gdy mam wyjść do ludzi.
Droga zeszła mi szybko z podwodnej jaskini do miasta. Mijałam przechodniów, wtem ujrzałam znana mi karczmę.
***
Dostałam zlecenie z karczmy od pewnego pana. Aby przynieść martwego lisa oraz poroże jelenia. Czemu to chce nie pytam się, ja biorę i wykonuje następnie dostaje za to nagrodę. Gdy wyszłam z karczmy w lesie byłam po kwadransie. Wtedy zza drzewa zobaczyłam lisa. Leżał sobie może spał, gdy usłyszałam jakiś szelest obudził się i nasłuchiwał. Piękny, gdyż miał blado biało niebieskie plamy. A ja musiałam go zabić, szkoda, ale nie mogę ot, tak tego zostawić. Zlecenie to zlecenie. Czekałam dłuższą chwilę, a lis powoli kroczył w kierunku krzaków obok wielkiego drzewa. Wąhał jakiś ślad, miałam wtedy szansę wyjęłam mały nożyk do rzucania i trafnie rzuciłam w jego szyję. Przebiegł parę kroków, odskoczył i upadł. Leżał chwilę oddychając.
- Lanos la verità krōveria. Della si masvio kerissoris. - starożytny język syren, jest odpowiednikiem namaszczenia przed śmiercią. Wtedy musiałam skręcić mu kark, aby już nie cierpiał. Nie raz miałam krew na rękach. Nie da się tego powstrzymać. Tak już jest. Wzięłam nóż z lisa i wytarłam o liścia z krwi. Ostrze schowałam do pochwy na udzie. Następnie wzięłam martwego lisa podniosłam za kończyny. Wróciłam do karczmy i dałam starszemu panu, który z kimś rozmawiał. Gdy starszy pan/kupiec obejrzał. Dał mi zapłatę sprawdziłam.
- Tyle ile mówiłam, tu jest o połowę za mało. - otyły staruszek, dał mi tyle ile miał dać. Jest to pan mops, tak do niego mówią. Jest otyły, ma małe oczy i Blizne na czole. Widziałam, w jego oczach, że przepraszał za pomyłkę.

Po tym wróciłam do ładu, aby dokończyć zlecenie. Lecz wpierw dostałam kilka innych zleceń. Od karczmarki, handlarza, oraz parę innych osób dawali jej kartki. lecz przed tym dali mi kolejne kilka zleceń. Każdy z nich wiedział ile biorę i mimo to dawali mi te zlecenia. Na szczęście jeszcze się nie robiło się ciemno. Muszę zdążyć przed zmierzchem. Muszę być u królowej. Pośpieszyłam się, aby wyrobić się ze wszystkimi zleceniami wtem zauważyłam ową osobę. Przypominał jakiegoś Indianina. Pamiętam z książek, które dostałam od innych syren. Dziwnie wyglądał. On miał akurat najlepsze i największe poroże jelenia przyczepione do siodła w cudownym stanie. Idealnie.
Tylko teraz muszę je wziąć. Skradałam się jak najciszej, aby mnie nie zauważył i zabrać, lecz ten mężczyzna się spojrzał na mnie. Mogła sama znaleźć, ale im większa i w lepszym stanie, tym więcej dostanę. Ledwo co udało mi się je dotknąć, a owa osoba złapała mnie za rękę i odciągnęła. Próbowałam się wyrwać, wyjęłam sztylet i drasnęłam go, aby mnie puścił. Odskoczyłam kawałek. Stałam ze sztyletem i patrzyłam co on zrobi. Nie odezwałam się, tylko gotowałam się do boju.

Sarai?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz