- Kimżeś jest i czemuż to stajesz naprzeciw królewskiemu konwojowi bez żadnych skrupułów? – odezwał się jeden ze strażników, a drugi dobył miecza.
Ta sama sarna, którą przed chwilą widziała umykającą w stronę lasu, stała teraz przy pierwszej parze kół wozu, przypatrywała jej się uważnym, pełnym ludzkiej wręcz podejrzliwości wzrokiem. Zatupała małym kopytkiem, nie jednak ze strachu, a jakby z niecierpliwości. Nie bała jej się zupełnie, a wyglądało to raczej, jakby chciała ponaglić dziewczynę do odpowiedzi. Na szyi sarny świeciły klejnoty godne króla. Jakież dumne i pyszne było z niej zwierzę.
- Odpowiadaj więc. – warknął ten sam strażnik.
- Moje imię Thirra Ov'issadir. Pochodzę z elfiej wioski na dalekim wschodzie. - zaczęła spokojnie z melodyjnym akcentem swojej rasy.
- Jesteś zatem elfką? - powiedział woźnica, bystrym okiem patrząc na dziewczynę.
W odpowiedzi na jego pytanie zdjęła z głowy kaptur, by lepiej mógł przyjrzeć się jej uszom. Cierpliwie zniosła każde ciekawskie spojrzenie, także malca, który na dźwięk jej głosu wychylił się zza okna. Miał włosy koloru słomy i jasną cerę nieskażoną promieniami słońca. Zapewne mieszkaniec dworu, syn wysoko postawionego szlachcica.
- Żaden z nas tutaj nie jest głupcem - ciągnął woźnica, łypiąc na nią groźnie spode łba. - Każdy wie, że dzicy nie zapuszczają się w te rejony pojedynczo. Gadaj, gdzie się chowa twoja kompania?
- Przybyłam sama. - udała, że nie słyszy ubliżającego tonu mężczyzny, ani tego, jak nazwał ją "dziką". - Dlatego też chciałabym prosić, panie, o przysługę. Jeśli dobrze usłyszałam, konwój zmierza do Falamor... - tutaj urwała, zdając sobie sprawę, że jeden ze strażników uprzednio nazwał go "królewskim".
"Cóż za brak kompetencji!", pomyślała. Byle obcemu wyjawia, jak wielkiej wagi przewozi persony. Szybki napad, szantaż, porwanie... Nietrudno o nie w tych okolicach, zwłaszcza, jeżeli strażnik tak dobrze motywuje przejezdnych. Gdyby nie fakt, że potrzebuje ich wsparcia, zapewne obrzuciłaby go spojrzeniem pełnym pogardy. Dwór powinien go wymienić. Albo chociaż obciąć mu język.
- ...I ja także wędruję w tym kierunku. Jak dotąd przemierzałam las, dobrze znane mi ścieżki. Jednak puste drogi wrogie są samotnym pielgrzymom, pełne niebezpieczeństw. Dlatego proszę, błagam o przysługę.
Upadła na kolana, lewą dłoń kładąc na piersi, tak nauczono ją okazywać szacunek w jej wiosce.
- Dobrze usłyszałaś, ale nie przyjmujemy byle przybłędy...
- Zapłacę - przerwała woźnicy elfka, sięgając do pasa zapiętego u boku.
Rzuciła na jego kolana sakiewkę do połowy zapełnioną złotem. Mężczyzna przestał się krzywić, grymas niezadowolenia nagle zastąpiło nieme niedowierzanie. Szybko rozejrzał się na boki, żeby zobaczyć, w którym kierunku patrzyła w tym momencie straż.
- Nie przyjmę tego! - krzyknął, w tym samym czasie chowając jednak pieniądze za kożuch. - Wierzę ci jednak, elfy nie potrafią kłamać... Będę miał cię na oku, będziesz siedziała obok mnie, o tutaj - poklepał dłonią wolny kawałek ławki po swojej prawej stronie i zwrócił się do najbliższego strażnika. - Przeszukaj ją.
- To nie będzie konieczne - Thirra zatrzymała gestem dłoni zbliżającego się strażnika.
Zdjęła z ramion łuk i odpięła kołczan. Młody mężczyzna w zbroi zsiadł z konia, odebrał broń z jej rąk i odszedł. Widziała, jak kładzie je na wozie i okrywa ciemną płachtą. Nie zdążyła dojrzeć, co jeszcze skrywał materiał. Tymczasem strażnik był już obok niej.
- Proszę za mną. - powiedział niskim głosem, nie patrząc nawet w jej stronę.
Nie czekając, zaczął maszerować w stronę krawędzi lasu. Elfka spojrzała na woźnicę pytającym wzrokiem, ten tylko machnął na nią ręką, jakby wszystko było oczywiste, a ona tylko marnowała czas.
Skrzywiła się lekko, zaczynając rozumieć, co będzie musiała za chwilę zrobić. Niezbyt chciała żegnać się z ubraniami, a tym bardziej z ostrzami kryjącymi się pod nimi. Wiedziała, że musi jednak zaakceptować wszystkie warunki woźnicy, by ten zgodził się ją ze sobą zabrać. I tak była wdzięczna, że ten zgodził się to zrobić za sakiewkę złota. Jeżeli to prawda, co uprzednio mówił starszy ze strażników, że konwój był królewski, miała niezwykłe szczęście, że woźnica okazał się zwykłym kupcem widzącym w całym tym zajściu jedynie zysk. Zapewne musiał skazać ją na te "przeszukanie", by strażnicy nie zaczęli czegoś podejrzewać.
- Mam cię poinstruować, dzikusko, jak zdejmuje się ubrania, czy sama zaczniesz się rozbierać?
Młody mężczyzna zaśmiał się rubasznie, pokazując dołeczki w gładkich policzkach. Zostali sami, a od reszty konwoju oddzielało ich pasmo smukłych drzew. Jedynie gałęzie były osłoną dla elfki. Niestety nie przed strażnikiem.
Zdjęła skórzany płaszcz i buty, odsłaniając czarny pas z dwoma nożami ze srebra. U kostek wisiały małe strzałki o niejasnym zastosowaniu. Wszystko to dziewczyna ułożyła obok siebie na mchu.
- Więcej nie mam.
Mężczyzna tylko uniósł brwi.
- Teraz spodnie i koszula.
Thirra westchnęła i posłusznie zdjęła dolną część odzieży. Strażnik uważnie przyjrzał się jej nagim nogom, najwyraźniej tak właśnie nakazywała procedura.
- Góra - chrząknął.
- Nie ma takiej potrzeby, przecież widać, co jest pod spodem - powiedziała cicho elfka, odwracając wzrok.
I rzeczywiście miała rację, jako że cienka bawełniana koszula odsłaniała o wiele więcej, niż powinna. Na tle białego materiału wyraźnie odznaczała się linia bioder, wcięcie w talii i zarys biustu. Niczym nie zakrytego biustu. Wszakże zbyteczne usztywnienia bielizny damskiej tylko niepotrzebnie spowalniałyby ruchy samotnego wędrowca.
- Góra - powtórzył, a na jego usta wypełzł obrzydliwy uśmiech.
Policzki elfki zapłonęły rumieńcem, a ręce skrzyżowały się na piersi w geście protestu.
- Samuel, odpuść dziewczynie - usłyszała za sobą czyjś głos.
Strażnik nazwany Samuelem z niechęcią odwrócił się na pięcie. Dołeczki wraz z uśmiechem zniknęły z jego twarzy.
- Procedura zakończona. Możesz odejść, dzikusko - wymamrotał, a Thirra mogłaby przysiąc, że powiedział do siebie coś jeszcze. Coś o kolejnym przeszukaniu. Tym razem dokładniejszym.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz