Karczma, była zatłoczona. Przez co, pachniała jak karczma. Ale była o dziwo bardzo jasna i ludowo urządzona. Na ścianach można było zobaczyć tarcze ze znakami rodów, naszyjniki z suszonych kwiatów i tarcze z barwami Drothaer.
Sarai powoli skierował się w stronę dalszej części karczmy, która pozornie wyglądała na bardziej pustą. Udało mu się znaleźć wolną ławę, gdy ciżba zgromadziła się dookoła trzech rosłych mężczyzn, opowiadających jakąś pasjonującą historię.
Sarai przyjrzał się tarczy herbowej, wiszącej na ścianie nad oknem przy jego ławie. Przedstawiała niebieskiego ptaka. Sarai rozpoznał go po chwili. To ten śmieszny ptak, taki ozdobny, a jednak nie potrafiący latać. Paw. Czyli pewno jest to herb błękitnego pawia.
Wzruszył ramionami i starał się cierpliwie czekać, aż karczmarka go zauważy. Stukał rytmicznie palcami, na przemian gasząc i zapalając świece postawione na stole.
Nie doczekał się. Karczmarka, wraz z karczmarzem dali się ponieść historii mężczyzn. Dziki wstał, wściekły i zaczął przepychać się przez ciżbę. Nie zwracał uwagi, czy kogoś popchnął, czy nie. Rzucał jedynie brzydkie spojrzenie i tyle, między innymi rudej dziewczynie, która zwyczajnie przechodziła.
Po chwili pożałował, że nie zdecydował się poczekać jeszcze trochę. Ci trzej mężczyźni, to byli inni łowcy głów. Sarai doskonale ich znał. Trójgłowy Pies. Jeden, niemożliwe dumny, aż głupio dumny i pyszny. Najwyższy z nich i najsilniejszy, o kruczoczarnych oczach i włosach, a także i ciemniejszej karnacji, ramiona pokryte miał tatuażami. Pewno pochodził ze wschodu Talind. Drugi za to wariat. Maniak i sadysta. Wyglądał na wyspiarza z Inriael, z krótkimi, piaskowymi i kręconymi włosami i zielono-błękitnymi oczami. W jednej chwili można z nim rozmawiać, w drugiej - próbuje cie udusić. Biorąc pod uwagę, że nie wiele ustępuje masą i wzrostem swojemu przyjacielowi, najczęściej nie próbuje, a zwyczajnie dusi. Za to trzeci, trzeci jest niemożliwie inteligentny. I chciwy. Chciwość go zaślepia momentami. Ma kasztanowe włosy i wygląda najbardziej... stąd. Jest też najniższy, co nie znaczy, że najsłabszy. Każdy z nich jest niebezpieczny osobno, a razem są po prostu bestią. Trójgłowym Psem.
Sarai spróbował zawrócić, żeby ich ominąć, ale maniak go zauważył.
- Dziki! - Zawołał radośnie, szczerząc się przyjacielsko. Sarai już czuł, że coś się święci. Wyspiarz nie miał powodów do radości. - Widzisz, właśnie rozmawialiśmy o zleceniach - Dodał, mówiąc niedbale, niewyraźnie. Chyba nawet przeżuwał jakieś jedzenie. - O tych ciekawych. Jak ta dziewka ze stolicy! - Dokończył, szczerząc się.
Na'vescane zmarszczył się. Parę zleceń mu ukradli. I vice versa.
Najwyższy prychnął jedynie, uśmiechając się uprzejmie, za to inteligentny zabrał głos;
- W stolicy zaczepiła nas panienka - Poprawił, leniwie wpatrując się w talerz.
- Mówiła coś o złodzieju do schwytania, co to się "zmienia". I o! O starożytnym, ukrytym skarbie do odnalezienia. Jakimś ochotniku. - Wymieniał maniak, marszcząc nos przy każdym wyrazie.
- Nic, co by nas interesowało - podkreślił ten inteligentny.
- Ale może taką płotkę, jak ciebie zainteresuje - Wtrącił się ten dumny. Zaśmiał się potem, maniak mu zawtórował. Erudyta przewrócił oczami, ale uśmiechnął się. .
- Rozumiem, że w zamian za zdobycie informacji, jednak będę musiał wam odpalić z mojego zarobku? - Zapytał dziki, podejrzliwie. Rozejrzał się szybko, czuł, że czyjeś oczy wywiercają dziurę w jego plecach.
- Nie! Skąd! - Zaprzeczył szybko maniak. Za szybko. Uśmiechał się, obejmując Sarai'a ramieniem. Wyspiarz pachniał potem. - Dzielimy się, wiesz, tak po fachu! - Dodał, trącając dzikiego pięścią w pierś.
Sarai dziwnym trafem nie uwierzył. Pokiwał głową ze zrozumieniem, ale zamówił szybko u karczmarki coś na kolację. Drób jakiś. Nie brzmiał za dobrze, ale to szczegół.
Czekając jednak na zamówienie, zdecydował się wypytać o to zlecenie.
- Dziwna była, ta panienka. Wiesz, wiesz, jakby miała puste oczy. Jak lalka! - Powiedział szybko maniak. Jego kompan, ten dumny, prychnął na niego. Był małomówny i zachowywał się, jakby nie chciał, by pozostała dwójka opowiadała tą historię.
- A... gdzie ją spotkaliście? - Zapytał dziki, pozwalając się ponownie objąć przez wyspiarza. Ten chciwy, był niezadowolony z tego, że odrzucili to zlecenie. Nie ukrywał tego, wyłączając się z rozmowy.
- A, przecznicę od rynku, prawda, Caos? W zasadzie, nie pamiętam, byliśmy pijani. Ja byłem. Caosowi nie spodobała się ta panienka. Jak nic się skitrał. Dlatego nie chciał tego zlecenia, a teraz mu się nie chce wracać. - Zaśmiał się maniak.
- Isen, cholera, stul pysk chociaż raz. - Warknął Caos, przewracając oczami i stawiając piwo na blacie, na tyle gwałtownie, że niemalże się rozlało.
Isen, maniak, natychmiast doskoczył do Caosa, gotowy do bójki. Ostatni z mężczyzn wyglądał na zmęczonego tą sytuacją, jakby to nie była nowość.
Sarai zręcznie wyminął Trójgłowego Psa, który zaraz zacznie walczyć ze sobą, po czym odebrał talerz od karczmarki.
Wrócił leniwie do ławy, przy której wcześniej siedział. Wyczuł na sobie spojrzenie ciekawych oczu. Rozejrzał się, ale nie zauważył, by ktoś poświęcał mu teraz uwagę. Dwóch rosłych mężczyzn, szykujących się do bójki i trzeci, próbujący ich powstrzymać, to wystarczająca atrakcja. Sarai za to zauważył rudą dziewczynę. Nie dziwne, miała tak rzadki odcień rudego. Prawie ognisty.
<Kiler?>
(Czy historia opowiedziana przez Isena jest wystarczająco ciekawa, żeby zainteresować Poszukiwaczkę Skarbów?)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz