Choć drzemka wydawała się być wręcz pożądana przez
dziewczynę, nigdy nie nadeszła, a zimną posadzkę nie ogrzewało nawet dosadne
ciepło jej ciała. W dłoni trzymała stary, nieco przyrdzewiały kluczyk od swojej
własnej celi, który skrzętnie wykradła celnikowi w momencie, w którym ją tu
wrzucili. Dlaczego jeszcze się nie wydostała? Czekała na noc. Kiedy ten idiota zrobi
z siebie jakikolwiek pożytek i zaśnie, a ona niepostrzeżenie przekradnie się
obok. Nie rozumiała, jak w ogóle można nie dopilnować tak błahej rzeczy jak
strażnik więzienny; już w przydrożnych lochach spotykała się ze znacznie
bardziej wykwalifikowanymi osobnikami. Nie miała jednak co narzekać, bo każda
taka słabość była jej wyjątkowo na rękę, a jeszcze tej nocy miała zamiar
opuścić tę cuchnącą lepiankę. Drugim powodem, dla którego nie próbowała
wydostać się w tejże chwili, był również fakt, że przeczuwała małe odwiedziny.
Domyślała się od kogo a jej instynkt zawsze przeczuwał takie rzeczy, nie
wiedziała jednak, czy jest w jakikolwiek sposób zagrożona, czy będzie to
zwykła, rutynowa rozmowa. Mężczyzna, którego okradła wydawał się mieć nieco
zbyt przerośnięte ego, choć czego miała się spodziewać po królewskim synu? Dla
nich nie liczyło się pospólstwo i plebs. Niektórzy dbali o poddanych; gdy
chodziło jednak o sprawy jednostkowe, miażdżyli je jak mrówki. Całkiem możliwe,
że dlatego Edana tak bardzo nienawidziła życia w centrum miasta, a im bliżej
pałacu tym gorzej. Zawsze wolała trzymać się na obrzeżach, gdzieś w tle,
niezauważona, gdzie za murami roznoszą się o niej jedynie nic nie warte plotki.
Już chwilę później jej przeczucia się sprawdziły, a
parę metrów dalej, z wejścia do lochów usłyszała miarowe, regularne kroki,
które świadczyły o dbałość wydającego dźwięk osobnika. Szybko wsunęła kluczyk w
szczelinę między kamiennym "łóżkiem" a ścianą, wiedząc, że będzie zmuszona
do odzywania się, więc sposób z przedmiotem pod językiem tym razem nie byłby
zbyt skuteczny. Niedługo po tym do ludzkich kroków doszedł również dostojny
tupot czterech łap, a w całym pomieszczeniu rozległo się echo uderzającego
metalu o więzienne kraty. Rozłożyła pomarańczowawe skrzydło delikatnie
odkrywając swoje blade, miękkie ciało. Przez chwilę jeszcze się nie ruszała,
ale ilekroć mężczyzna ponawiał irytujący dźwięk, coś dziwnego w niej narastało;
jakieś nieswoje uczucie, niepokój, a może wręcz zdenerwowanie. Nie trwało to
zbyt długo zanim nie podniosła się powoli, owijając skórzastym, ciemnawym
ogonem dolne intymne części ciała wraz z biodrami, uznając, że to i tak
znacznie lepsze wyjście, niż noszenie tej obrzydliwej, przepoconej koszuli po
jakimś innym więźniu. Nie odzywała się i choć czas wokół mijał znacznie
szybciej, ta dwójka miała swój własny świat; przepełniony myślami,
zastanowieniem, niepewnością. Wpatrywała się w jego oczy a im dłużej ich wzrok
się spotykał, tym węższe wydawały się być jej złotawe, świecące jaskrawym żarem
źrenice. Ciężko było wyczuć aurę, która od nich była; zwykły śmiertelnik,
szczególnie tak zmęczony jak więźniowie w pozostałych celach z pewnością nie
byłby w stanie jej rozpoznać, ale oni, a także czworonożne stworzenie siedzące
u boku swego dostojnego właściciela, doskonale ją wyczuwała. Nastolatka jednak
krótką chwilę później, jakby za pomocą magicznego czaru przerwała tę dziwną,
niepewną ciszę delikatnym, niewinnym uśmiechem, a jej źrenice natychmiastowo
wróciły do normalnego, znacznie bardziej ludzkiego, matowej barwy stanu. - Dobry
wieczór, Wasza Wysokość. O ile jest wieczór, tutaj trochę trudno to rozpoznać;
nawet mój nos mnie zawodzi. - Odparła niemalże od razu z rozbawieniem,
nie pozwalając księciu nawet otworzyć ust, aby mógł coś powiedzieć. Wprawdzie
zawsze mógł wykonać słynny królewski gest podniesienia ręki i jakże dostojnego,
krótkiego acz stanowczego słowa "cisza". Pytanie, czy to by
jakkolwiek na nią wpłynęło? Raczej niedługo. W jej środku buzowały różne uczucia
i wiadomym było, że w tejże chwili jej umysł pracuje na pełnych obrotach. Dalej
jednak patrzyła w jego oczy, zupełnie się od nich nie odrywając, tak, jakby go
w jakimś znanym tylko sobie celu badała. Piersi miała na wierzchu i wydawała
się tym zupełnie nie przejmować. Hej, przecież to dorosły, odpowiedzialny,
pełen wdzięku książę, nieprawdaż? Pokusy spowodowane przez młode dziewczę,
które go okradło powinny być niewybaczalne. Przynajmniej tak to sobie mówiła,
chcąc dowiedzieć się o nim jak najwięcej, badać go, poznawać, obserwować. A, że
nie będą widzieć się długo, bo zapewne jest to ich ostatnie spotkanie, to
czemuż by nie skorzystać? - Czego szukasz? Błagania o życie,
przeprosin, a może chcesz po prostu sobie popatrzeć- Zapytała, a w
jej głosie było już nieco mniej rozbawienia; uśmiech jednak nie znikał z jej
delikatnych, bladych ust. Stawał się jedynie coraz bardziej stonowany, poważny,
groźny. Nie myślała teraz o mimice swojej twarzy. Właściwie to nawet miała mu
parę słów do powiedzenia. - Nie mam zamiaru Cię przepraszać. Nie mam
zamiaru też specjalnie się do Ciebie zwracać. Nie zasłużyłeś na mój szacunek. - W tym momencie założyła ręce na piersi delikatnie je przysłaniając, a
następnie całkowicie rozluźniła mięśnie i pokręciła głową, lekko wzdychając.
Odwróciła wzrok w chłodną posadzkę na skosie; wykrzywiła usta w nieco
niewinnym, sentymentalnym uśmiechu, jakby właśnie sobie coś przypomniała. Na
chwilkę zamilkła, aby po niespełna pięciu sekundach wolno przenieść chłodny
wzrok na jego twarz. - Wiesz co? Ja prędzej czy później albo się stąd
wydostanę, albo zdechnę. Trudno, najwyraźniej taki mój los. Ale Ty dalej
będziesz żył w swoim sztucznym świecie pełnym sztucznego wywyższenia ze
sztucznymi hołdami ludzi. Nie zrobiłeś nic, żeby zaskarbić sobie mój szacunek,
a samą pozycją go nie uzyskasz. Ludzie szanują Cię sztucznie, tylko dlatego, że
tak trzeba, bo boją się śmierci albo więzienia. Chcesz być szanowany? Zrób coś,
żebyś był. Nie rozumiem zupełnie, jak można szanować kogoś, kto nie ma nawet
pojęcia o Twoim imieniu. - Wypowiedziała spokojniejszym głosem, a jej
lekko spiczaste ucho przysłoniły żywo ogniste włosy, przesuwając się gdy
ruszyła głową. Może i mówiła dziecinnie, może i nie wiedziała wszystkiego, może
i śmiertelnym błędem było odezwanie się do Księcia w taki właśnie sposób. Nic
jednak nie denerwowało jej bardziej, jak bycie sztucznie wywyższanym przez
swoje pochodzenie, nazwisko lub inne rzeczy, na które zupełnie nie miało się
wpływu. Zawsze miała zdanie, że na szacunek trzeba zasłużyć sobie czynami, tym,
jakim jest się we wnętrzu, swoimi zasługami dla innych. Nie wystarczy wyjść na
ulicę i pokazać śnieżnobiałe zęby, a następnie wskazać na wszyty w zbroję herb.
Zachichotała parę sekund ciszy później, odsuwając ogon na chwilę aby żwawo
machnąć nim w przestrzeni za sobą. - Jasne, możesz mnie skazać na
powieszenie. Zdechnę, trudno. Przecież to takie dostojne mieć na rękach krew
dziesiątek ludzi. Mieć władzę nad ludzkim życiem. Życiem, którego nawet się nie
zna ani nie chce poznać. Bo po co robić sobie wyrzuty sumienia? -
Ostatni raz jej oczy błysnęły na złoto, a ona sama wzięła głęboki wdech i
odwróciła się aby tak po prostu usiąść po turecku na zimnym "łóżku".
Odwróciła wzrok w stronę, z której przyszedł mężczyzna, po czym dodała po
chwili nad wyraz spokojnym głosem, tak, jakby już dawno była pogodzona z
jakimkolwiek niesprawiedliwym osądem ze strony Silyena. - Swoją drogą,
radzę wymienić celnika. To królewskie lochy, a tego tutaj nawet pięciolatek by oszukał.
~Edana
Chot, chot!~ ^w^
~Edana
Chot, chot!~ ^w^
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz