czwartek, 13 lipca 2017

Od Sarai'a do Ahmanet

Nienawidził miast portowych. Morza. Zimnej bryzy. W ogóle zastanawiał się co wyprawia na północy i dlaczego jeszcze nie wrócił na południe. Odpowiedź znał, ale wolał ją ignorować. Zepchnąć gdzieś na kraniec umysłu
 Poprawił się na grzbiecie wierzchowca. Jechał już od dobrych paru godzin i zaczynał mieć dość. O tyle dobrze, że byli już w mieście. Dał nieco mocniejsze łydki,  koń nieznacznie przyśpieszył kroku.
Przynajmniej było lato. To o tyle lepiej, że nigdzie nie było lodu, śniegu i przynajmniej dało się żyć.
Przewrócił oczami, widząc zaciekawionych strażników,  idących pewnym krokiem w jego kierunku.
Uśmiechnął się wilczo, bardziej szczerząc kły niż się uśmiechając. Zawsze, w każdym mieście i w każdej wsi znajdzie się strażnik, mający ochotę go zaczepić. Powoli tracił do tego cierpliwość.
Zeskoczył z konia w chodzie, zanim żołnierze podeszli. Wyszedł im na spotkanie i nieznacznie przekrzywił głowę, z wyrazem znudzenia malującym się na twarzy.

Jeden ze strażników, ku zaskoczeniu dzikiego, okazał się być kobietą. Sarai jednak nie pozwolił sobie na okazanie zadziwienia. Jedynie wziął głęboki oddech, czekając na to, co zrobią strażnicy.
Kobieta, o włosach krótkich i białych, niemalże jak ten przeklęty śnieg, odezwała się;
- Czego szuka tu taki odmieniec? - Zmrużyła zimne jak lód, błękitne oczy i wyprostowała się. Niepotrzebnie. I tak była wyższa od dzikiego. O pół głowy nawet. Miała nietypowy głos. Dosyć wysoki, ale obdarzony chrypką.
Sarai przez chwilę unikał spojrzenia na wojowniczkę, patrząc gdzieś obok jej ramienia, ale po chwili zrezygnował. Spojrzał jej prosto w oczy, nie unosząc głowy. Właściwie nawet nie drgnął.
- Zleceń. - Wycedził przez zęby, nie spuszczając z niej wzroku. Czuł ekscytację. O, tak mało brakuje, dziewczyna wyciągnie miecz. Sarai musi wtedy odskoczyć, sięgnąć po sztylet, który ma na krzyżu. Albo od razu doskoczyć do niej i...
Drugi strażnik,  nieco niższy od niej mężczyzna o kasztanowych włosach i złotych oczach złapał ją za ramię.
- To łowca głów - powiedział do niej szybko. - Słyszałem o nim kiedyś - tu spojrzał z rozbawieniem na dzikiego. Sarai mimowolnie uniósł brwi delikatnie do góry. Rzadko spotykane, żeby ktoś patrzył na niego z jakimkolwiek innym wyrazem niż strach, niepokój czy gniew.
Wojowniczka prychnęła i uniosła podbródek. Jej niechęć do dzikiego niemalże promieniowała. Na'vescane uśmiechnął się szyderczo i wyminął strażników. Szkoda, że mężczyzna się wtrącił. Blondynka mogłaby być dobrym wyzwaniem. Na pewno walka z nią nie byłaby nudna.

***

Zawiedziony brakiem rozrywki ze znudzeniem przyglądał się towarom wystawionym przez kupców na straganach. W pewnym momencie obcy mężczyzna go zaczepił, wskazując dłonią na poroże jelenia, które Sarai przytroczone miał do juk. Dziki uśmiechnął się kącikiem ust. Trofeum, cześć nagrody za poprzednie zlecenie. W zasadzie, nie było mu na nic potrzebne, z chęcią by je sprzedał.
Zajęty targowaniem się o cenę korony, nie zauważył, gdy ktoś zbliżał się do Tsintaha. Dopiero gdy wierzchowiec tupnął, zaniepokojony, Sarai odwrócił się.
Młoda kobieta sięgała po poroże, którego cenę dziki właśnie ustalał. Furia natychmiast w nim wezbrała. Chwycił dziewczynę za rękę i szarpnął, żeby odciągnąć od konia i kupca. Ta jednak postanowiła się bronić. Syknął, gdy ostrze jej sztyletu przecięło mu przedramię. Przez to też bez zbytniego problemu wyrwała mu się z uchwytu i odskoczyła.
Wyszczerzył się w parodii uśmiechu i pochylił głowę, patrząc na nią spod byka. Zignorował pieczenie niegłębokiego draśnięcia na ręce i powoli, ale bez zawahania zrobił krok w stronę dziewczyny.
- Tam skąd pochodzę - zaczął powoli, cicho i złowieszczo. Przechylił głowę na bok i zmrużył oczy. - Karą za kradzież jest odcięcie ręki. - Dokończył, z poważną miną. Można było zauważyć, jak zacisnął szczęki, pochylając głowę. Nie sięgnął po własny sztylet. Jeszcze nie widział potrzeby. Przed sobą miał jedynie zaskoczoną i przyłapaną na gorącym uczynku, młodą dziewczynę. Nie duże zagrożenie dla doświadczonego łowcy głów. Postraszy ją trochę, może nawet powalczy. Dla własnej satysfakcji. Nie zależało mu na sprawiedliwości, nie będzie czekał na straż, zresztą, kary w tym kraju były tak pobłażliwe, że momentami chciało mu się płakać. Ze śmiechu.

<Ahmanet? Jak potoczy się pojedynek? >

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz