sobota, 23 września 2017

Noc Płomienia #1

Gdy pożar dłonią iskrzącą
W czerwień maluje obłoki

☀☀☀


   Kasztanowe kosmyki włosów sięgały postawnych ramion mężczyzny, raz w roku nadzorującego wszelkich obyczajów związanych ze Świętem Fearchara. Przyodziany był w długi płaszcz, barwy karmazynu, zapięty na ramionach, łopoczący na zrywającym się wietrze. Na jego głowie, okraszona piętnem czasu, widniała czaszka tura. Utrzymywała ona skórę odyńca, , dzielnie walczącego podczas jesiennych polowań, gdy śmierć przyszła i po niego. Energicznymi rucham zagarniał przychodnych, wierzących czy nie, nieistotne było dla niego. Ozdobne bransolety z metalu, dzwoniły przy każdym jego ruchu. Reszta ubioru mężczyzny nie była gorsza - odświętne, wspaniałe tkaniny mieniły się żywymi barwami przy najdelikatniejszym świetle. Promiennym uśmiechem, malującym się na ogorzałej wiatrem i słońcem, porośniętej ciemną brodą twarzy, a także i gestami dłoni, zapraszał ich do uczestnictwa w święcie, prowadził ich za sobą, prosto w ciemność, niemalże wymagając od nich zaufania i wiary.  Niebo powoli czerniało, a mieszkańcy schodzili się bez końca. A mężczyzna, który jako wysłannik boga doglądał Dnia Płomienia, patrzył na coraz to nowsze twarze, przyjemne  mu jak żadne inne. Dla tych osób, mężczyzna zdawał się niczym głos płomienny na ziemi, opleciony błogosławieństwem Fearchara.  Jego miedziano-złote oczy, choć względnie dzikie, idealnie pasowały do wydarzeń, co w kolejnych dniach nastąpić miały. Donośny głos kapłana niósł się daleko, mieszany raz za razem z radosnym śmiechem. Jak wieszcz, siedząc na skórach zwierzęcych, ze sztyletem ozdobnym u pasa i mieczem wojownika przy ogniu, gawędził i opowiadał. Jego historie, niczym żywe, widniały przed oczami słuchaczy. Trwały do czasu, zmrok zapadł na dobre, a najkrótsza noc roku zaczęła się w królestwie. 

   Mężczyzna dotychczasowo utrzymujący tłum w napięciu i zaciekawieniu, samotnie, jak co roku, powitał oficjalnie zgromaczenie słowami rytuału:Przez północnych sfer miliony, niechaj duch Fearchara spływa na wasze głowy”.  W całkowitej ciszy, która nagle zapadła,  odwrócił się do ułożonego przez siebie wcześniej stosu drew, obok którego spoczywała  jelenia czaszka i zioła z olejkami. Spoczywały one na skórze tura, odpowiednio wyprawionej i poświęconej. Złość boga przyniosłoby zbezczeszczenie jego symboli, gdyby na gołej ziemi je położyć. Opiekun święta zanurzył dłonie w glinianej misie, w której po brzegi było pachnącego olejku. Uniósł je, a krople olejku zaczęły leniwie skapywać na ziemię.  Wtedy to chwycił zioła w swe dłonie i pokazując je zebranym wykonał kilka ruchów, jakby ich zapach chciał zanieść ludziom. Zwrócił się w ciszy do stosu i na nim ułożył suszone rośliny. Sięgnął raz jeszcze w kierunku zaprawionej skóry tura, chwycił dwa krzemienie i uniósł je nad głowę. „Wielkość jego niezmierzona, co po światach ognia woła!” wtem, gdy kamień uderzył o kamień, buchnęły świetliste iskry, a w chwilę potem stos zabłysnął złocistym płomieniem. Rasom wszelkim zebranym ku czci, w oczach zalśnił ogień. Wieszcz ponownie zanurzył w misie dłonie, choć innej tym razem. Sięgnął po dumną jelenią czaszkę i bez wahania w sam środek ognia włożył, a na rękach jego, ani po żarze, ani smagających go płomykach, śladu nie pozostało. Świat ujrzał pierwszy ogień, rozświetlający ciemności, spowijające tej nocy całe królestwo. Czaszka rogacza, w ubiegłym  roku  zdobyta, mieniła się bielą pośród języków ognia. Nieście światło władcy mego, okolicę zdóbcie nim, niechaj Fearchar dojrzy z tronu, jaki podbój niesie  rytm!”, a po  słowach kapłana, zza stosu wyszło czterech rosłych mężczyzn, w czaszkach dzików na głowach, którzy w bębny poczęli uderzać, przygrywać i dogrywać muzyką, dla tych, którzy ogniska własne rozpalić powinni.

   Przemowa zakończyła się, ale wraz z tym rozpoczęło się dalsze świętowanie. Dookoła stosu z czaszką poustawiane były mniejsze ogniska, jednak drewno w nich było wilgotne od innego typu aromatycznych olejków.  Krąg ten również powinien zostać rozpalony, dlatego zarówno ci, którzy chcieli, jak i ci, którzy czuli powinność brania udziału w obrzędach, musieli podjąć się wysiłku, by rozniecić ogień  i nieść go jak najdalej, podpalając ustawione w pobliżu charakterystycznych miejsc, dróg i domostw pochodnie. Nigdzie indzie ognia nie było, a nawet nie wypadało rozpalać, dlatego tak ważne jest niesienie ognia Fearchara dla trwania całego święta. Jednak, rozświecenie pochodni do najłatwiejszym zadaniem nie jest, bowiem patyk rozżarzony z własnego paleniska trzeba wyjąć i to za jego pomocą szerzyć ogień.  To pierwsza z zabaw jakiej wieszcz miał doglądać, a jedna z jego ulubionych, ze względu na jej wpływ na kolejne obrzędy.

☀☀☀


Informacje ogólne: Witajcie zatem w pierwszym evencie na Drothaer. Jak widzicie powyżej, zamieszczony jest wątek fabularny dotyczący początku obrzędów. Zatem czas na was, by napisać opowiadanie dotyczącego ów początku święta, nie wybiegając w dalsze działania poza spisanymi. Przypominam, iż można uwzględnić wcześniejsze wydarzenia z życia postaci przed rozpoczęciem obrzędów, a także o tym, że warto czytać opowiadania innych uczestników, gdyż są one ze sobą powiązane. Kiedy każdy odpisze na część pierwszą, pojawi się odpis Mistrza Gry z dalszym wątkiem fabularnym oraz skierowaną do każdej postaci kwestią, do której trzeba się będzie zastosować. Pamiętajmy, iż nie możemy kontrolować postaci należących do innych uczestników, bowiem taki przywilej posiada jedynie Mistrz Gry. Opowiadania należy tytułować: "Noc Płomienia #[analogicznie numer opowiadania] - [imię postaci]". W razie pytań prosimy pisać.
Miłej zabawy!
Administracja Drothaer

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz