Wraz z moim przyjacielem,bardzo szybko uwolniliśmy dzieciaki, lecz on z nimi oddalił się dużo, dużo szybciej. Dzieciaki były przerażone i sparaliżowane strachem, co oczywiście rozumiałam, bo jak tu się nie bać, skoro zostało się porwanym przez zakapturzone postacie, a kolejne ich uwalniają i wyglądają tak samo przerażająco jak ich porywacze?
Uwolniłam dwóch chłopców i dwie dziewczynki. Wszystkie dzieciaki były elfami, więc pewnie złapali je kiedy się razem bawili w lesie, gdyż w domy elfów zawsze są bardzo dobrze strzeżone w ich świecie ze tak to powiem. Szybko pogoniłam dzieciaki, a konie uwolniłam też, rozcinając wszystkie uprzęże, przez co uciekły głębiej w las.
Jak było widać, też nie były za dobrze traktowane, lecz nie miałam czasu już o tym myśleć, tylko pognałam za przyjacielem bardziej w gęsty las. Troszkę nam to zajęło, kiedy ich znalazłam, lecz kiedy w końcu byliśmy w końcu razem.
Dopiero wtedy rozwiązaliśmy dzieciaki i wyjęliśmy całkowicie kneble z ich ust. Dzieciaki miały rany po grubych sznurach, którymi były związane, więc musiałam to odkazić…
- Nie bójcie się zabierzemy was do rodzin – powiedziałam spokojnie, a wtedy przydreptały znikąd nasze konie,wiec musiały uciec ze stajni. W sumie do dobrze, mam przy siodle w torbach potrzebne rzeczy – pomyślałam spokojnie.
Zagwizdałam cicho na Alkatrasa,który od razu do mnie przydreptał cicho parskając, tym samym się ze mną witając, a ja wyciągnęłam potrzebne mi zioła, moździerz, pistel, wodę i takie tam różne bandaże. Zaczęłam rozcierać powoli zioła, dodając do nich wody oraz specjalnych sproszkowanych rzeczy bo inaczej maść by nie powstała!
Kiedy uznałam po lepkości i lekko żółtawozielonej konsystencji, że jest już gotowe,podeszłam spokojnie do pierwszej dziewczynki z blond włosami. W sumie to tylko jeden chłopiec i dziewczynka mieli po brązowych włosach, a tak to wszystkie miały blond, co było u elfów bardzo charakterystyczne, a brązowe włosy były wielką rzadkością, wśród ich rasy…
Dzieciaki nawet nie próbowały uciekać, gdyż wciąż paraliżował je strach, lecz my byliśmy przyjaźnie nastawieni, lecz wciąż mieliśmy maski i kaptury na sobie. Nie chcieliśmy żeby wiedziały kim jesteśmy gdyż nigdy nie wiadomo, a poza tym elfy uważałam raczej za niebezpieczny gatunek i wolałam się trzymać od nich z daleka, lecz nie miałam serca zostawiać te maluchy same!
- Co z nami zrobicie? - szepnęła dziewczynka, której nakładałam maść na nadgarstki, co skoczyło się cichym syczeniem z bólu. Cóż… Zawsze tak było na początku, lecz po chwili czuło się ulgę, gdyż maść miała cudowne właściwości chłodzące, dlatego też świetnie nadawała się na poparzenia, ale o tym opowiem kiedy indziej. Spojrzałam na blondo - włosom dziewczynkę spokojnym wzrokiem.
- Zabierzemy was do domu – powiedziałam spokojnie – Mówimy prawdę, nie jesteśmy z tamtymi bandziorami – dodałam jeszcze i obwiązałam jej nadgarstki białym bandażem, a później pogłaskałam ją po głowie, przez co chwilowo się skuliła – Nie bój się – rzekłam i poszłam dalej opatrywać inne dzieci.
- Skąd pani umie to robić? - szepnął prawie niesłyszalnie ostatni z chłopców, któremu już też nakładałam resztki maści na poranione i krwawiące lekko rany.
- Chodzi Ci o maści? - spytałam spokojnie i spojrzałam na niego, na co skinął niepewnie głową – Nauczyłam się… Jestem zielarką, a przynajmniej uczę się – dodałam opatrując jego rany do końca.
- Moja mam jest zielarką – szepnął znowu cichutko i dzięki bogom że mam dobry i wyćwiczony słuch, bo inaczej nie usłyszałabym tego dziecka!
- Twoja mama musi być bardzo mądra skoro jest zielarką… Mnie jeszcze sporo brakuje – odparłam chowając wszystko do torby, poprzednio umywszy swoje przyrządy. Uśmiechnął się leciutko, a ja dopiero teraz spostrzegłam iż Reker upolował sarnę i już ją zrobił w takim sensie, że ją nawet upiekł na ogniu, a ja nawet nie wiedziałam kiedy on to zrobił!
Kuźwa szybka i szczwana z niego bestia… - pomyślałam sobie i rozdaliśmy dla każdego dziecka po kawałku mięsa, którego pewnie od dawna nie jadały i się rzuciły wręcz na jedzenie… Sami też zjedliśmy szybko i ciągle byliśmy czujni, bo nigdy nie wiadomo czy jakaś menda się blisko nas nie kręciła. Ponieważ jedzenia było dużo, daliśmy też dokładki tym co chcieli, a następnie wpakowaliśmy dzieciaki na swoje konie, które niezbyt były z tego zadowolone, lecz były grzeczne. My natomiast szliśmy pieszo i nawet nie musieliśmy trzymać naszych wierzchowców za wodze, bo były bardzo grzeczne i posłuszne, a poza tym słuchały tylko nas.
Nie wiem ile tak szliśmy ale w końcu poczułam się obserwowana, bo moje zmysły czy tam instynkty wręcz wariowały by jakoś zareagować, lecz wiedziałam że nie mogłam pozwolić by ten kto nas obserwował lub ci, wiedzieli o tym. Widziałam po przyjacielu, że czuje to samo co ja, więc to nie była tylko moja wyobraźnia! Jednak cały czas zachowywaliśmy spokój, no ale oczywiście mieliśmy poukrywana broń w gotowości, bo nigdy nie wiadomo. Coś czułam że były to elfy, lecz miałam nadzieję że nas nie ustrzelą, bo jeśli tak to marnie skończymy…
< Reker? ;3 elfy nas obserwują z ukrycia xdd >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz