Niedobrze, niedobrze - pomyślałem sobie przysłuchując się rozmowie mężczyzn. Jeśli dobrze to wszystko zrozumiałem to chodziło tutaj o handel ludźmi a dokładnie elfimi dziećmi... Wiedziałem, że trzeba im jakoś pomóc, ale z drugiej strony obawiałem się, że wraz z tą pomocą ja i moja towarzyszka możemy nieźle oberwać od przedstawicieli ich gatunku, ponieważ niesłusznie nas posądzą o to, że my stoimy za tym wszystkim. Zacząłem szybko analizować w jakiej sytuacji się znajdujemy, ale widząc, że beczki z "piwem" są już wnoszone powoli na wóz postanowiłem, iż nie będę jakoś specjalnie obmyślał szczegółowego planu. Za mało czasu... Za mało czasu... - mruknąłem w myślach poprawiając na głowie kaptur przy czym również spojrzałem na Kiarę, która tak samo jak ja nie chciała dopuścić do tego by konie ruszyły przed siebie.
- Działamy - szepnąłem cicho oraz bezszelestnie, niczym kot zacząłem iść w prawą stronę by zajść wrogów od tyłu. Przyjęło się już tak, że człowiek raczej nie spodziewa się ataku od tej strony więc jest dużo łatwiej przechylić szalę zwycięstwa na swoją stronę. Cały manewr zajął mi niecałe dwie minuty, a kiedy znalazłem się już na odpowiedniej pozycji, spojrzałem w stronę dziewczyny, która za pomocą gestu dała mi znak gotowości. Sam też nie czekałem długo tylko odpowiedziałem jej tym samym i nie myśląc już wiele zeskoczyłem z drzewa oraz od razu za pomocą ukrytego ostrza pozbawiłem życia jednego ze strażników, który padł bezszelestnie w krzaki. Cóż takie zajęcie ma wiele, wiele, wiele w sobie ryzyka... Wystarczy jeden szelest albo przewrócenie się a już praktycznie nie żyjesz. Początki zawsze należą do najgorszych, lecz z czasem jest coraz lepiej oczywiście jeśli przeżyjesz, bo inaczej patrzysz tam z góry na wszystko co dzieję się w naszym świecie. Wracając jednak do teraźniejszości to z pochyloną sylwetką ciała zabrałem się za kolejnego delikwenta, który najwidoczniej sam był znudzony tym co robią.
Wyjrzałem nieco z krzaków by złapać lepszą orientację w terenie, co stety bądź niestety było bardzo ryzykownym manewrem. Miałem już z powrotem się chować, lecz w tedy ujrzałem Kiarę, która rzuciła w stronę wrogów kulki z dymem. Wygramy to - rzekłem sobie w myślach szarżując już bez wahania na mężczyzn, którzy padali teraz niczym muchy. Nawet nie liczyłem ile, nowej krwi spływało teraz po moim ostrzu, które nie miało sumienia.
Nawet nie wiedziałem kiedy znaleźliśmy się przy wozie z beczkami. Korzystając jeszcze z osłony dymnej, otworzyłem pierwszą z nich gdzie ujrzałem przestraszoną, elfią dziewczynkę, która w usta miała wciśniętą oraz zawiązaną z tyłu głowy starą szmatkę. Małej na mój widok ponownie zebrały się łzy w oczach przy czym mocno się skuliła jakby chciała stać się dla moich oczu niewidoczną.
- Ciii spokojnie - szepnąłem nieco zmieniając swój głos, który cały czas był spokojny i przyjazny. Nie czekając na reakcje blondynki, wyjąłem ją z beczki oraz zająłem się jakimś chłopcem. Dzieciaki były tak bardzo przestraszone, że wolały się nawet nie ruszać by od nikogo nie oberwać co miało swoje plusy i minusy... Nie chciałem by się nas bały, ale z drugiej strony z nerwów nie pouciekają czyli nie będzie żadnej gonitwy po lasach.
Mając przy sobie trójkę dzieci postanowiłem zabrać je już do bezpiecznego miejsca z myślą, iż moja przyjaciółka uda się również tam gdzie ja. Było mi trochę trudno biec z trójką elfów, ale dawałem radę... Ponoć ich rasa to świetni wojownicy więc nie mam zamiaru z nikim zadzierać... Nie że się boję czy coś, ale wolę nie odnosić teraz ran... Dopiero tak niedawno się wykurowałem a już mam wracać z powrotem do łoża? Nigdy! Będąc już w przyjemnym zaciszu gdzie ryzyko wykrycia wynosiło równe zero, dałem dzieciakom trochę luzu, ale te z obawy przed tym co się z nimi stanie zaczęły powoli wycofywać się w głąb lasu.
- Nie bójcie się... Nie zrobię wam krzywdy tylko pomogę wrócić do domu - rzekłem w ich stronę a oni popatrzyli na mnie jak na istotę pozaziemską - Mówię prawdę - dodałem jeszcze pewnym siebie tonem głosu.
- Zrobicie nam krzywdę - pisnął jakiś niski zielonooki chłopak, który cały trząsł się jakby z zimna.
- Nie zrobimy... Obiecuję, a obietnic się nie łamie - stwierdziłem spoglądając na chwilę w czyste niebo. Miałem już coś powiedzieć, ale w tedy pojawiła się Kiara z pozostałą czwórką dzieci.
<Kiara? :3 Przepraszam, że takie nudne ;c>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz