wtorek, 29 sierpnia 2017

Od Bezimiennego do Sarai'a


Świat dookoła zaczynał majaczyć nieostrymi kolorami. Rozmazany jak wtedy gdy leci się zbyt wysoko i zbyt szybko. Jednakże oczy mężczyzny pozostawały niezwykle wyraźne. Wręcz odcinały się gwałtownie od tego wszystkiego. Drążyły jego ciało i duszę na wskroś. Białowłosy nie czuł bólu ręki. Tylko ciepło krwi spadające powoli w dół wzdłuż ręki. Kap. Kap. Kap. Niby dostrzegał tego pomalowanego mężczyznę. Niby słyszał co mówi. Ale cała ta sytuacja wydawała mu się tak niedorzecznie irracjonalna. Odległa od tego życia które do tej pory wiódł. Przecież zawsze zdawał sobie sprawę z dyszącego wilka na jego karku. Więc dlaczego tak strasznie go to przerażało? Czyżby dlatego gdyż w cieniu mężczyzny dostrzegał te okulary za którymi zawsze były skryte oczy pełne chłodu. Jego uśmiech przywodzący na myśl króla tyrana. Dostrzegał zarys jego postaci i dobrze wiedział co trzyma w swych dłoniach. Błysk metalu. Przyspieszony rytm serca. Bał się. Odchylił brwi do tyłu w niemym przerażeniu. Lecz jego oczy wciąż pozostawały puste. Można by nawet odnieść wrażenie, iż robiły się coraz bardziej ciemniejsze. Wpatrywał się w oczy mężczyzny. On go tam zaprowadzi. Zawlecze. Broń się. Nie. Miał dotrzymać obietnicy. Będzie trzymał Potwora na wodzy. Jego wzrok staje się odległy. Nie odwraca go od oczu mężczyzny nawet gdy ten sprawia, iż na jego dłoniach zaczynają tańczyć płomienie. Zupełnie jakby ich nie dostrzegł. Wtedy słyszy jego słowa. Dudnią w uszach przez dłuższą chwilę. A więc jesteś ich Potworem. Szeptem cicho do siebie powtarza “nie”. Nigdy nie przestałeś nim być. Lecz czy teraz zabijał w ich imieniu? Czy słuchał Pana dzierżącego jego los w dłoni? Opuszcza delikatnie głowę w dół i łapie się za ranę na swej dłoni. Słychać jak kość wskakuje na powrót na swe prawowite miejsce. Jednakże na twarzy chłopaka nie widać nic oprócz delikatnego marszczenia brwi od czasu do czasu. Jeśli go zabije czy wciąż będzie Potworem? Czy będzie to tylko samoobrona? Czy w ogóle da radę go zabić? Kiedy ostatnio smakował czyjejś krwi? Zakrwawioną dłonią łapie się za pochyloną ku dołowi głowę, zostawiając na białych włosach karmazynowe plamy. Ma to jakieś znaczenie? Ma… miało dla jednej osoby. Dla tej krótkiej obietnicy. Pociągnął się delikatnie za swoje włosy by później opuścić dłoń na klatkę piersiową w miejsce serca. Przez chwilę czuł jak jego blizny palą go znowu żywym ogniem. Słyszał jego spokojny głos mówiący mu aby nie zachowywał się jak dziecko. Chcesz wrócić? Podniósł nagle głowę do góry patrząc na mężczyzny który zdążył do niego się zbliżyć. Swoje przerażone oczy wbił w jego tęczówki. Miał tylko chwilę na decyzję ale wciąż chciał dotrzymać obietnicy. Wciąż widział jej jasne i spokojne oczy. Spiął mięśnie i wykonał szybkie salto w tył. Nie patrząc na mężczyznę rzucił się biegiem na najbliższe drzewo. Słyszał jak tamten ruszył. Słyszał jego szybkie bicie serca. Wbiegł po konarze w górę przeskakując energicznie z gałęzi na gałąź. Jego oczy znowu się wygasiły. Nie miał czasu na pomyłkę i wiedział, iż ta nie nastąpi. Był pewny, iż mężczyzna nie zdoła wspiąć się za nim z równą szybkością a to stanowiło dla niego szansę ucieczki. Lecz wtedy pojawiło się coś o czym kompletnie zapomniał. Poczuł niesamowity żar zaraz obok swego policzka i dojrzał jak dosłowna kula ognia przelatuje zaraz obok jego twarzy w momencie gdy ten wykonywał skok. Zatrzymał się i spojrzał na mężczyznę który celował w jego stronę płonącymi dłońmi. Nie pierwszy raz miał do czynienia z magiem jak i nie pierwszy raz z takowym walczył. Wpatrywał się przez moment w jego oczy. Tym razem jego oczy były spokojne. Puste. Nieobecne. Zupełnie jakby chłopak zdawał sobie doskonale sprawę z tego, iż go nie może uszkodzić. Oczywiście ta zasada nie tyczyła się drzew którym nagły wybuch ognia raczej nie przypadł do gustu. Gałąź na której stał zarwała się przez co zmuszony był do szybkiego złapania się innej gałęzi. Obiema dłońmi z przyzwyczajenia. Dotarło do niego jaki błąd popełnił gdy krew kapiąca do tej pory w dół zaczęła kapać mu na głowę. Ach. Jego ręka była przecież uszkodzona. Widział jak kończyna wykrzywia się delikatnie w spazmie bólu. Lecz on w ogóle nie zareagował. Zupełnie jakby dłoń nie należała do niego lecz do kompletnie obcej osoby. Podciągnął się już zdrową dłonią na gałąź. Nie czekając na jakąkolwiek reakcję ze strony maga puścił się sprintem do przodu. Biegnąc oglądał swoją rękę i ranę. Urwał kawał koszulki patrząc przed siebie i sprawnie zawiązał ciasno materiał zaraz nad raną aby powstrzymać krwawienie. Teraz wszystko jak go uczono. Szybki bieg po drzewie. Przeskoczenie na inny stały grunt a później ponownie na drzewo. Oszczędzał energię właśnie na tego typu sytuacje które nie będąc mu na rękę na pewno będą wymagać od niego ucieczki. Słyszał, iż za nim biegnie. Tym razem nie bawią się w kotka i myszkę. Jego czułe uszy wychwytywały jego równy oddech przyzwyczajony do pościgów. Raz za razem buchał ogień który najwyraźniej miał go przestraszyć. Lecz on odbijał tylko swój blask w jego pustych oczach. Zazwyczaj ludzie którzy nie mogli go dogonić mielili przekleństwo za przekleństwem. Z tym pomalowanym mężczyznom było inaczej. Biegł skupiony na tym aby dopaść zwierzynę. W jednej chwili wyskoczył w jego stronę. Wysoko w górze obrócił się głową w dół, patrząc na wilka który go ściga bez większego wyrazu na twarzy lecz z delikatnie zaczerwienionymi tęczówkami po rantach.

- Pamiętaj, iż to nie ofiara wybiera sobie przeciwnika tylko łowca. Pamiętaj również, iż te role niezwykle łatwo można odwrócić. Nigdy nie wolno Ci być pewnym swej wygranej czy też przegranej. Walcz zawsze do końca. Do jego lub Twego ostatniego tchnienia.

Zacisnął dłonie w pięści powodując, iż metalowe szpony zamontowane na nadgarstkach wysunęły się. Zapikował ostro w dół w momencie gdy wilk zadarł głowę do góry i go dostrzegł z swym uśmiechem pod tytułem “ale będzie zabawa”. Mężczyźnie udało się odskoczyć i nawet wystrzelić w stronę chłopaka kulę ognia. Ten uchylił się natychmiast przy jednoczesnym wystrzeleniu do przodu. W kierunku wilka. Lecz zamiast uderzyć przeciwnika gotowego na jego cios to zwinnie go przeskoczył i przejechał pazurami po całej długości jego pleców. A przynajmniej taki był zamiar białowłosego. Udało mu się go dosięgnąć ale nie tak boleśnie jakby tego oczekiwał. Uszkodził go ale to mogło jedynie spowodować delikatny grymas ze strony wilka. Rany może nie będzie nawet trzeba szyć. Chłopak jednak nie czekał na jego reakcję nawet pomimo tego, iż zauważył jak mężczyzna już otwiera usta aby coś powiedzieć. Z pozycji kucków ponownie rzucił się do przodu na wilka. Nie atakował jednak jego szyi czy ramion lub gorzej dłoni które płonęły. Zaatakował odsłonięte miejsca. W tym przypadku teraz nogi. Wyskoczył do przodu i ponownie mężczyzna zasłonił się przed atakiem. Lecz tym razem chłopiec szybko wylądował po to aby przeturlać się obok jego nóg i je również drapnąć. Nie mocno, zupełnie jak na plecach. Można by przypuścić, iż stanie na chwilę aby napawać się tym co robił lecz nauki które wpajano mu metoda kija i marchewki nie łatwo dawało się zapomnieć. Atakuj do momentu aż cel przestanie się ruszać. A nawet wtedy bądź w każdej chwili gotowy do kontrataku. Dwa razy już wystrzelił w powietrze więc wiedział, iż wilk mógł dostrzec tą zależność. Tym razem od razu przekulał się po ziemi w jego stronę i ponownie tylko nieznacznie zarył pazurami w miękką skórę. Krew z każdej ran sączyła się spokojnie. Teraz musiał uderzyć wyżej. Już planował kolejny cios lecz w tym momencie zaraz przed nim buchnął słup ognia. Zatrzymał się gwałtownie i zmienił tor biegu. Pomimo ciągłego ruchu nie wyglądał na w ogóle zmęczonego. Jego wzrok za to wyglądał jak te wszystkie dzikich zwierząt. Nie. Nie normalnych zwierząt a głodnego drapieżnika. Ponownie zrobił unik przed gorącą falą ognia. Było widać, iż pomimo jego zdolnych uników jego ubranie gdzieniegdzie zostało odrobinę przypalone. Ponowne wybicie w stronę wilka i ponowny cios. I odpowiedź od strony mężczyzny która kończy się o mało nie spaloną głową.
Trwają w walce niczym dwaj zażarci wrogowie. Oboje byli zmęczeni. Jednakże tylko jeden z nich jadł porządny posiłek w ciągu ostatniego tygodnia. Nogi chłopaka delikatnie drżały zupełnie jak po niesamowicie długim biegu. Walczą przecież ze sobą już od trzech godzin to mają być prawo obaj zmęczeni. Do chłopaka powoli dochodziło, iż sobie nie poradzi. Polegnie? Wrócisz do nich? Pomimo drżących nóg stał wyprostowany i gotowy do dalszej walki. Nie. Czekał na cios ze strony Wilka. I oto nadszedł. Uchylił się gdyż od pewnego czasu mężczyzna atakował tak samo. I wtedy wpadł w pułapkę rutyny. Bo oto Łowca zrobił coś kompletnie innego. Tym razem on biegł za gorącym płomieniem. Ostatnie co chłopak pamięta to jego uśmiech i wzrok mówiący “mam Cię”. Później nastała ciemność.
Gdy otworzył oczy stwierdził, iż musiał oberwać w głowę. Zadarł ją szybko do góry i spojrzał w niebo. Był może nieprzytomny z dwie godziny. Dostatecznie dużo aby powoli zaczynało się przejaśniać. Nie próbuje się nawet poruszyć gdyż zbyt dobrze czuje liny którymi został spętany. Patrzy tępo przed siebie w ziemię. Został pokonany. Znowu będziesz zabijał. Czuje jak ręka go boli w miejscu gdzie niedawno miał złamanie otwarte. Spogląda tam i dostrzega opatrunek. Delikatnie przekrzywia głowę i zdając sobie sprawę z tego, iż Wilk go obserwuje odzywa się swoim zachrypniętym głosem.
- Od kiedy Łowcy opatrują swe zarobki? - nie patrzy nawet w jego stronę. Zamiast tego odwraca się ponownie do przodu i powraca do tępego patrzenia przed siebie. Musi wymyślić plan jak uciec. Jeszcze ma szanse prawda? Jeszcze może… może… Zabić go. Pochyla głowę niżej. Jest pokonany. Upodlony. Nie po to tyle zostało poświęcone aby teraz miał tak marnie skończyć, nieprawdaż? Cicho się odezwał wciąż nie patrząc na mężczyznę.
- Ile… nie. Nie ważne. I tak Ci nie zapłacą. - chciałby krzyczeć. Chciałby biec przed siebie aż do złamania nóg. Po to tylko aby znowu dojrzeć te jej jasne tęczówki. Dodał bardziej do siebie niż do Wilka.
- Po prostu mnie zabij.


[Panie Łowco?]

(Ożywamy!~)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz