Wszyscy w komplecie - pomyślałem ze spokojem patrząc przez chwilę na migoczące na niebie gwiazdy, które chodź trochę rozświetlały tą ciemną noc. Księżyc chodź nie był w pełni też dawał ciut światła na naszą planetę, ale mniejsza już z tym! Na zachwycanie się urokami tej nocy będę miał jeszcze dużo czasu po skończonej robocie. Może uda mi się jeszcze porozmawiać z Kiarą? Wszystko się zobaczy, wszystko się zobaczy...
- Działamy po ciuchu, na spokojnie, ale nie za wolno... Staramy się zabić wszystkich, ale jeśli uważacie kogoś za niewinnego możecie go oszczędzić, ale już nie moja w tym głowa jak coś się stanie - rzekłem cicho, ale wiedziałem, że bardzo dobrze wszyscy tutaj obecni usłyszeli moją wypowiedź. Kiedy wszyscy pokiwali zgodnie głowami ruszyliśmy w stronę miejsca gdzie znajdował się nasz cel. Jak na razie nie chcieliśmy się rozdzielać, gdyż mogłoby stać się niebezpiecznie. Co jakiś czas zerkałem też na Arona, który nie wyglądał za dobrze więc pewnie nie spał wczoraj w ogóle co teraz odbija się na jego koncentracji. Musze go mieć na oku - westchnąłem w myślach, ale go za to nie obwiniałem, gdyż mogło chodzić o jego brata a wiem, że zrobi dla niego wszystko. W sumie to jeśli bardziej pomyśleć to zastępuje mu ojca i matkę jednocześnie. Może później opowiem o ich historii... Wracając jednak do rzeczywistości to znaleźliśmy się już w odpowiednim miejscu gdzie każdy zajął dogodną pozycję.
Wpatrując się w mały plac szlachcica, którego mieliśmy upolować od razu zauważyłem straż, która już prawie zamykała oczy co oznaczało, że ich czujność spadła do minimum. Przyjrzałem się jeszcze całej straży na szybko i dowiedziałem się w ten sposób, że ich wszystkich jest aż 26. Nie zastanawiając się długo na sam początek chciałem pozbawić życia tych co najbardziej by nam przeszkadzali, dlatego napiąłem cięciwę łuku i oddałem strzał do ludzi znajdujących się w cieniach. Strzała trafiła każdemu idealnie w krtań więc nie było kłopotów, że ktoś usłyszy ich jęczących z bólu. Jako pierwszy zacząłem powoli przemieszczać się w stronę budynku gdzie znajdował się nasz główny cel. Starałem się prowadzić całą grupę, ale Kiara za wszelką cenę próbowała mnie wyprzedzić co niestety średnio mi się podobało... Jestem przyzwyczajony, że jako morderca zawsze działam sam więc obciążenie innymi osobami jest dla mnie bardzo trudne... Jedyne co potrafię to współpracować ze swoją rodziną na polowaniach. Kiedy mieliśmy już przeskakiwać na następny budynek, Aron się potknął i prawie wylądował kilka metrów pod sobą jako trup. Na szczęście moja przyjaciółka zdążyła go jakoś złapać i uratować przed bolesną śmiercią a nas przed wykryciem.
- Dzięki - usłyszałem z ust chłopaka, który chyba pod maską lekko się uśmiechnął, ale nie zamierzałem o tym teraz myśleć. Ponownie szybko się zorganizowaliśmy oraz ruszyliśmy do budynku, do którego dostaliśmy się przez otwarte okno. Panował tutaj niesamowity mrok co było dla nas bardzo przydatne, lecz i tak musieliśmy zachować jak największą czujność.
Sunęliśmy przez mrok niczym węże po wodzie. Nie wywołaliśmy przy tym najcichszego skrzypnięcia deski ani niczego też nie zrzuciliśmy. Podczas wędrówki natrafiliśmy tylko dwa razy na strażników, którzy przeszli obok nas z lampami naftowymi totalnie nas nie zauważając. Widać jak szanuje ludzi - mruknąłem w myślach wiedząc, że jego służba jest już prawie na wykończeniu sił. Byli bardzo wychudzeni a na dodatek ledwo już stawiali kroki przez co miałem wrażenie, iż zaraz się wywrócą roztrzaskując lampy, które wywołają w całym domostwie ogromny pożar.
Będąc już blisko sypialni okrutnego typa, Kiara gdzieś mi zniknęła co bardzo mnie zasmuciło, ale starałem się skupić na swoim zadaniu dlatego wszedłem po cichu do pokoju gdzie zastałem śpiącego mężczyznę. Zadawał się niczym nie przejmować a na jego twarzy ujawniał się kpiący uśmieszek. Czułem jak z każdym krokiem gotuje się we mnie coraz bardziej krew, gdyż stety bądź niestety znałem tego drania! Mianowicie kilka dni temu zabił on niewinne dziecko dlatego, że przewróciło się podczas zabawy u jego stup. Chciałem je uratować, ale byłem zbyt wolny na skutek rany, która powstała po walce z przestraszonym zwierzęciem. Teraz za wszystko zapłacisz - pomyślałem i bez zawahania wysunąłem ukryte ostrze, które wbiłem mu prosto w bijące serce. Oczywiście zakryłem mu gębę od razu materiałem poduszki, ponieważ otworzył oczy i pewnie z bólu by się wydarł!
- Wracamy - rzekłem cicho w stronę przyjaciela, który skinął głową. Ciało mężczyzny było już praktycznie zimne więc nie mieliśmy już co tutaj robić. Nadal martwiłem się tym co się stało z niebieskooką... Może ją porwali gdy przechodziliśmy cieniami? Nie to na pewno nie to... Ona z pewnością by się im wyrwała! Wracając tą samą drogą minęliśmy kolejne osoby, które wyglądały jak chodzące ciała bez duszy. Było mi ich strasznie żal, ale nie miałem pojęcia co z tym można zrobić... Będąc już blisko okna, którym weszliśmy pojawiła się Kiara z jakąś książką, ale nie zamierzałem wnikać po co jej to i na co - Żal mi tych ludzi - westchnąłem cicho a ona rozejrzała się czujnie po pomieszczeniu.
- Mam na to sposób - stwierdziła po chwili szukając czegoś po kieszeniach a my patrzeliśmy na nią zdziwieni. Aron miał już się odzywać, ale w tedy ona wyciągnęła jakieś fiolki z niebieskim płynem na co zmarszczyłem brwi jakbym chciał dowiedzieć się przez obserwacje tego co to ma być - To ich uśpi - dodała dla sprostowania.
- Jeśli rozbijemy szkło zwabi to innych - rzekł Aron na co niestety musiałem pokiwać twierdząco głową.
- A kto powiedział, że mamy rozbijać flakoniki? Rzucimy je im pod nogi to same się otworzą... Musimy tylko wstrzymać oddech - powiadomiła nas co wydawało się bardzo sensowne i mądre.
- No dobrze - zatwierdziłem jej pomysł i po krótkich obradach każdy otrzymał po trzy eliksiry. Szybko się rozdzieliliśmy oraz ustaliliśmy miejsce zebrania dlatego nie było możliwości zgubienia się. Robota szła mi szybko. Już po pięciu minutach natrafiłem na pierwszy oddział, który dostał nagrodę za swoją ciężką pracę. Oczywiście stosowałem się do zaleceń Kiary czyli wstrzymywałem oddech za każdym razem gdy znajdowałem się w chmurze, usypiającego dymu. Oczywiście ludzi z lampami naftowymi szybko łapałem by nie wywołali pożaru przy czym gasiłem też źródło światła. Po około dwudziestu minutach moja część grupy już spała więc pobiegłem do okna przez, które szybko wyskoczyłem by znaleźć się na odpowiednim dachu gdzie czekała na mnie już dwójka przyjaciół. Bez słowa opuściliśmy teren martwego już szlachcica a wiedząc, że w bezpiecznej części miasta nikt nas nie usłyszy odetchnęliśmy z ulgom.
- Jednej gnidy mniej - mruknąłem pod nosem spoglądając w dół gdzie w krzakach ujrzałem swojego karego wierzchowca wraz z gniadoszem Kiary.
- Gdybym mógł wszystkich bym się pozbył - burknął dodając swoje Aron.
- Każdy by tak zrobił, ale nie jesteśmy herosami przecież - westchnęła dziewczyna na co przytaknęliśmy ruchem głów.
- Wracajmy już - zadecydowałem zeskakując na ugięte nogi z dachu przez co mój kary rumak od razu do mnie dumnie podszedł i zaczął szukać pieszczot dlatego podrapałem go za uchem. Jeśli chodzi o dawanie przyjemności to to lubił ponad wszystko - Dobry konik - szepnąłem mu na ucho przez co cicho zarżał a ja w mgnieniu oka wskoczyłem mu na grzbiet. Brązowowłosa też szybko poszła w moje ślady za to Aron rozejrzał się tylko dookoła i po cichym westchnięciu poszedł głębiej w las. No tak... Jego wierzchowiec ostatnio doznał kontuzji i nie może na nim jeździć jeszcze przez jakiś czas... Nie zastanawiając się ani chwili podjechałem do niego oraz zagrodziłem mu drogę by nie szedł dalej - Jedziesz z nami... Zanim tam dojdziesz to nam po drodze padniesz - westchnąłem a on popatrzył po nas niepewnie.
- Zrobię tylko kłopot... - mruknął patrząc w dal, chcąc pewnie znaleźć jakieś inne wyjście z tej sytuacji.
- Nie zrobisz i nie marudź! Wsiadaj na któregoś konia a nie gadasz - pogoniłem go ruchem ręki a on nie wiedząc gdzie ma się znaleźć wszedł na konia za Kiarą co nieco mnie zdziwiło, ale jednocześnie i spodobało, że jej nieco zaufał. Alkatras uniósł nieco głowę zdziwiony kolejnym ciężarem, lecz jakoś szczególnie nie protestował. Szybko poprowadziłem przyjaciółkę do miejsca gdzie mieszka Aron. Nie mieszkali w bogatym domu, ale najważniejsze było to, iż on i brat bardzo się kochali. Na miejscu czekał już na niego właśnie owy chłopiec z jego koniem, który widząc swojego właściciela nie posiadał się z radości. Mężczyzna szybko nam podziękował a my nie chcąc już zawracać mu głowy szybko odjechaliśmy w swoja stronę.
- Jak ci się podobała praca zespołowa? - zapytałem nagle spoglądając lekko w stronę niebieskookiej.
<Kiara? :3 Trochę się rozpisałam xd>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz