niedziela, 13 sierpnia 2017

Od Kiary cd. Reker

Dość niechętnie zgodziłam się na postój, gdyż złotowłosa dziewczynka miała bardzo mało czasu, a choroba postępowała. Owszem zostawiłam im zioła spowalniające działanie choroby, lecz to było tylko na krótką metę...
Z drugiej zaś strony musiałam uważać, gdyż mój koń też musiał odpoczywać a kilku godzinna jazda w szaleńczym tempie i tak była dla niego bardzo męcząca.
Nigdy go aż tak bardzo nie poganiałam, by przez tyle godzin jechać i musiałam być wyrozumiała. No nie oszukujmy się! Ja bym nigdy nie biegła tak szybko i w dodatku przez tyle godzin co mój wierzchowiec, w dodatku dźwigający na swym grzbiecie człowieka... Wracając jednak do tematu, to las był bardzo gęsty i w zasadzie promienie światła mało co tu się przebijały, co sprawiało iż wykrycie naszego ogniska było mało prawdopodobne.
Szybko zabezpieczyłam ognisko kimaniami w około, gdyż no lepiej żeby żar z ognia nie rozprzestrzenił się po lesie, bo była to by jedna, wielka katastrofa! Później naniosłam jakiś grubych gałęzi w czym pomógł mi mój gniadosz i rozpaliłam je. Ciepło... Nawet w swoim domu oszczędzałam na wszystkim, w tym na drewnie, gdyż no drwalem to ja nie byłam, a moja drobna postawa ciała nie miała tyle mięśni i siły co mężczyzna...
Podziękowałam Alkatrasowi, dając mu jedną marchewkę oraz poklepałam go po muskularnej szyi. Dodałam jeszcze troszkę drewna do płomieni z ogniska, a wtedy wrócił zamaskowany mężczyzna. W sumie to mnie dziwiło że ciągle nosi tą maskę, gdyż raczej nie jest poszukiwany za jakieś zbrodnie czy coś, ale było to dziwne zachowanie i raczej wolałam się do nieznajomego tak nie zbliżać, a przynajmniej nie na tyle, na ile to było konieczne.
- Kiara? - usłyszałam nagle, co mnie zdziwiło, więc spojrzałam na zamaskowanego mężczyznę. Nie podawałam mu swojego imienia, a i raczej mój ojciec tez by raczej tego nie zrobił... Ludzie w naszym mieście są przyjaźni, lecz dość niechętnie przekazują jakieś informacje obcym, gdyż nigdy nie wiadomo czy to nie jakiś wariat czy też psychol, więc na pewno się od nich tego nie dowiedział. Zaczęłam się nieco niepokoić, bo nie wiedziałam kim on jest oraz czego chce tym swoim nagłym odezwaniem się do mnie po imieniu, gdyż raczej odzywał się tylko, gdy miał jakąś sprawę... Cóż! Byłam też dla niego obca, więc w sumie się temu tak zbytnio nie dziwię.
- Eeee taaaak.... Znamy się? - spytałam zdziwiona i nieco podejrzliwie, lecz byłam też gotowa w każdej chwili skoczyć na grzbiet mojego gniadosza i odjechać czym prędzej, choć nie byłam pewna czy ogier dałby radę długo oraz szybko biec po takim ówczesnym wyczerpaniu maratończym biegiem.
- Swoją zdobycz raczej poznam wszędzie - rzekł i wskazałam głową na moje ramię, więc odruchowo tam spojrzałam i zobaczyłam moją bliznę. Skąd ją miałam? Ano z tego iż kiedy miałam sześć lat, bawiłam się w chowanego z innymi przyjaciółmi, jeszcze w poprzednim mieście w którym się urodziłam.
Niestety pewien chłopak wziął mnie za dzika skradającego się w krzakach, dlatego wystrzelił we mnie strzałę, która przecięła mi rękę i pozostawiła później tą oto bliznę. Przez dwa kolejne lata bawiliśmy się razem jako przyjaciele z innymi, lecz później z rodzicami przeprowadziłam się do Revele, co spowodowało że mój kontakt z dawnymi przyjaciółmi się urwał...
- Reker? - spytałem teraz ja niepewnie, patrząc na niego uważniej.
- Tak to ja - rzekł i odsłonił kaptur oraz maskę z twarzy i dopiero teraz zobaczyłam że to faktycznie on, tyle że starszy! Minęło trzynaście lat odkąd się ostatni raz widzieliśmy...
- A więc znowu się spotykamy... Wyrosłeś - rzekłam, gdyż nie wiedziałam po prostu co powiedzieć.
- Ty też - stwierdził patrząc na mnie.
- Myślałam że zostałeś z rodziną w Rithriad - powiedziałam nadal nieco zszokowana iż go widzę i stoi przede mną.
- Przeprowadziłem się niedawno... Jest tutaj więcej zwierzyny łownej i lasów - odparł spokojnie.
- No tak.... Myśliwi byli z was zawsze - westchnęłam siadając pod wielkim dębem. No porozmawialiśmy nieco, gdyż dawno się nie widzieliśmy, zjedliśmy no i ruszyliśmy dalej.
***
Do Falamor dotarliśmy po jakiś dwóch dniach szaleńczej jazdy i wiedziałam że mój wierzchowiec w domu dostanie solidny odpoczynek i więcej sianka z owsem w nagrodę. Na szczęście nie było problemów z tym żeby nas wpuszczono i od razu wjechaliśmy konno na wielki plac, gdzie było pełno stoisk z warzywami, kwiatami i innymi rzeczami takich jak chleb czy drogie tkaniny.
No nie oszukujmy się Falamor to w przeciwieństwie do Ravale było bardzo bogatym miastem, gdzie przeważnie mieszkali prawie sami arystokraci, którzy mieli mnóstwo pieniędzy. Nawet nie zsiadaliśmy z koni, gdyż w tak dużym tłumie ludzi byśmy się zgubili, a poszukiwania zajęły nam dużo więcej czasu niż gdy teraz siedzieliśmy na grzbietach swoich dzielnych wierzchowców, które słuchały się tylko nas.
- Widzę jakieś kwiatki - rzekł stary przyjaciel, więc podążyłam za jego wzrokiem i skinęłam głową żebyśmy tam pojechali i to sprawdzili. Podjechaliśmy spokojnie na koniach, lecz od razu widziałam że to podróby prawdziwych ziół których szukaliśmy. 
- Mamy je - stwierdził z entuzjazmem złotooki, lecz ja pokręciłam przecząco głową.
- To nie to! To podróby tych kwiatów... Mogłabym Ci to wyjaśniać czym to się różni, ale mamy zbyt mało czasu - rzekłam, na co skinął głową i podjechaliśmy do następnego stanowiska, lecz i tam były marne podróby. 
Niestety i tam nic nie mieliśmy i dopiero po siódmym razie trafiliśmy na właściwe stanowisko, gdzie były prawdziwe kwiaty których szukaliśmy, a nie jakieś podrabiane! Były drogie bo jeden kwiat kosztował aż 165 Oreinów, gdzie w porównaniu z innymi ziołami, których było pod dostatkiem i nie były tak rzadkie, kosztowały 35 do 50 Oreinów.
Na szczęście dzięki temu iż byłam złodziejem miałam pieniądze na te zioła, a potrzebowałam ich więcej niż jeden żeby mieć je w zapasie dla innych. Z każdych, z trzech ziół których potrzebowałam do wyleczenia tej choroby wzięłam wszystkie, czyli po 32 zioła, gdyż tyle tyle miał zielarz, a wyhodowanie ich było bardzo ciężkie z uwagi na to iż były to bardzo wymagające zioła. Sprzedawca bardzo się ucieszył. No zapłaciłam w sumie 15 840 tysięcy Oreinów! No Reker tam dołączył się do swoich dziesięciu ziół, wiec w sumie to razem za to zapłaciliśmy.
- Po co Ci tyle ziół i skąd masz tyle pieniędzy? - spytał podejrzliwie - Przecież jesteś zielarką - dodał.
- Może i jestem zielarką, ale zawsze sobie odkładałam swoje pieniądze, a w dodatku sobie dorabiałam to tu, to tam, wiec w końcu nazbierałam, a że jestem zielarką, to muszę mieć dużo tych ziół, zwłaszcza gdy zachorowania na tą chorobę się powiększają z niewiadomych przyczyn... Wiedziałam że muszę to jakoś zbadać, albo poprosić przyjaciół o pomoc w ustaleniu tego, gdyż była to bardzo niebezpieczna sytuacja!
- Dobra wracamy! Powrót zajmie nam kolejne dwa dni, a żeby zrobić leczniczą herbatę z tych ziół, musi się robić całą jeden dzień, więc mamy mało czasu... - rzekłam na co skinął szybko głową i ruszyliśmy znowu w szalone tempo. Wszyscy oczywiście byli niezadowoleni z naszej jazdy konno szybkiej przez plac i często ludzie nas wyzywali, albo odskakiwali na bok by ie zostać stratowanym przez końskie kopyta, lecz się tym nie przejmowaliśmy i po jakiś dziesięciu minutach wyjechaliśmy z miasta, kierując się znowu w gęste lasy.

< Reker? ;3 ktoś nas zaatakuje po drodze czy jakiś koń złapał kontuzję? xdd > 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz