W pewnym momencie oddaliłam się od chłopaków, znikając im z pola widzenia udając się tam gdzie mi kazano. Musiałam zdobyć dużą, brązową księgę ze złotymi zdobieniami. Widziałam że księga była zamknięta na mały kluczyk, więc otworzenie jej nie było łatwe, ale to już nie było moim zmartwieniem.
Czmychnęłam szybko na górę schodami, oczywiście bardzo po cichu by aby przypadkiem nie usłyszał mnie któryś ze strażników, a w razie czego chowałam się głębiej w cienie. Zdarzyło się też że musiałam się schować za zasłoną koło okna, gdyż w pewnym miejscu nie było w ogóle cieni, gdyż było bardzo dobrze oświetlone, lecz dałam sobie radę.
Po kilku minutach byłam już na górze, gdzie zaczęłam iść korytarzem, po czerwonym dywanie. Pochodnie płonęły po każdej stronie korytarza, dając jedyne źródło światła w ciemnościach, nie licząc oczywiście światła księżyca, lecz akurat tutaj ono słabo dochodziło, gdyż ten korytarz był inaczej umieszczony.
Właściwie to był taki jakby niby zamek, tyle że mniejszy… Ostrożnie wyjrzałam zza rogu i spostrzegłam przy drzwiach, które były moim celem, dwóch strażników. Byli wyczerpani i ledwie stali na nogach, a powieki co po chwilę im opadały.
Oczy mieli podkrążone i wyglądali dosłownie jak żywe zombie! Pokręciłam na to głową z niedowierzaniem i zaczęłam obmyślać plan. „To jedyny korytarz, więc nie mam zbyt dużego pola manewru. Mogłabym iść oknem, ale to by było za dożo hałasu i zaalarmowało by to wszystkich strażników, a do tego dopuścić nie mogę.
Ja bym jeszcze jakoś zwiała, ale nie wiem co robią teraz Reker i tamten drugi… Poza tym ten drugi jest niewyspany, a co za tym idzie ma zwolnione reakcje, nie mówiąc już o tym iż jest wolny. Cóż! Został mi więc tylko ten korytarz i parę opóźnionych i nie głośnych bombek dymnych”. Stwierdziłam, po czym wyjęłam dwie takie właśnie białe bombki, które poturlałam cichaczem do nich. Dopiero kiedy bombki wypuściły dym, je zauważyli, lecz nawet sienie odezwali, gdyż zaraz padli na podłogę nieprzytomni.
Kiedy dym zniknął, szybko podeszłam do drzwi, lecz kiedy chciałam je otworzyć, nie ustąpiły… Dlatego wyjęłam jeden ze swoich sztyletów i zaczęłam grzebać nim z zamku, aż w końcu zamek ustąpił i drzwi się otworzyły.
Uśmiechnęłam się pod nosem spod maski i weszłam do środka. Jak się okazało była to mała biblioteka połączona z biurem czy coś oraz mieścił się też tam skarbiec. „No tak ciężko coś ukraść gdy wszystkie najważniejsze rzeczy mieszczą się pod nosem”.
Stwierdziłam i zaczęłam szukać księgi. Tam gdzie stało niewielkie biurko, był znowu wielki czerwony dywan, a dalej była już drewniana podłoga, która się ciągnęła do skarbca, a tam już była kamienna podłoga.
„Oj no tak… Przecież w podłodze są szpary małe, to naszemu bogaczowi mogły tam wpaść pieniądze, stąd kamienna podłoga w tym miejscu”. W pomieszczeniu znajdowało się też jedno, wielkie okno, zza krzesłem biurka, dając w dzień lepsze światło do wypełniania jakiś dokumentów czy coś tam, a po obu stronach okna były też dwie wielkie, czerwone zasłony, które były obecnie zawiązane złotymi sznurami.
Były też wielkie regały z książkami, na których było pełno książek, czy też ksiąg.
Na ścianach zaś były takie pułki na lampy naftowe. Podeszłam do regału i zaczęłam wypatrywać szukanej przeze mnie księgi, lecz jej nie było, więc zaczęłam patrzeć na biurko, pod nią czy aby nie ma jakiś ukrytych skrytek, szufladach i takich tam, lecz nie znalazłam.
Postanowiłam więc poszukać w skarbcu i tam ją dopiero znalazłam! Leżała obok wielkiej góry złota, więc przeszłam przez kraty niczym w lochach i ją podniosłam. Nie wiem czemu krata była otwarta, bo raczej taki chytrus i zły człowiek nie zapomina zamknąć czegoś tak dal siebie cennego, lecz w sumie nie zastanawiałam się nad tym długo.
Spakowałam księgę do torby, a później uszkodziłam zamek by w razie czego służba mogła sobie wziąć swoją wypłatę, której pewnie nie dostawali biedaki… Później dołączyłam do chłopaków, gdzie wsiedliśmy na swoje wierzchowce, prócz tego gościa. Zdziwiło mnie to lecz Reker się o niego bardzo martwił i zagrodził mu drogę, więc biedak wybrał mojego konia, co mnie jak i Alkatrasa nieco zdziwiło, a jego to już w ogóle, bo zazwyczaj nikogo prócz mnie na swój grzbiet nie przyjmuje, lecz jak widać moje konisko postanowiło przymknąć oko na to iż chłop ledwie żył! Po odwiezieniu go do domu, zawróciliśmy szybko konie i pognaliśmy przed siebie.
- Jak Ci się podoba praca zespołowa? - zapytał nagle, lekko na mnie zerkając gdy jechaliśmy z powrotem do naszych domów. No… Ja właściwie jeszcze musiałam zawieźć księgę w pewne miejsce i przekazać pewnemu gościowi, więc dla mnie to jeszcze nie był koniec.
- Nawet dobrze! Pierwszy raz pracowałam w zespole, więc jest do dla mnie nowość nie ukrywam – rzekłam spokojnie – Nie wiem tylko jak ten ktoś mnie znalazł, że razem na połączył – westchnęłam.
- Ma swoje sposoby… - rzekł przyjaciel.
- Czyli go znasz? - spytałam, lecz tylko skinął głową, więc nie pytałam później, a reszta drogi minęła nam w ciszy. Po trzydziestu minutach jazdy rozdzieliliśmy się, gdyż drogi się rozwidlały, a każde z nas jechało w innym kierunku. Rzuciliśmy sobie krótkie na razie, a później po kolejnych trzydziestu minutach dojechałam do domu.
Zsiadłam ze swojego wierzchowca w stajni, a następnie rozsiodłałam go, nakarmiłam, napoiłam, wyczyściłam i jakoś tak mi zeszło że zaczęło powoli świtać. Westchnęłam tylko na to i weszłam po trzech schodkach, gdzie przeszłam przez drewniane drzwi wchodząc tym samym do domu. Rozejrzałam się po pomieszczeniu i się przeciągnęłam. Byłam strasznie zmęczona, więc poszłam po kolejnych schodach na górę, gdzie padłam na łóżko i zasnęłam.
< Reker? ;3 >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz