środa, 30 sierpnia 2017

Od Bezimiennego do Silyena



W jego mniemaniu “ludzkie życie” brzmiało kompletnie obco. Nie potrafił stwierdzić czy potrafiłby takowe życie wieść jeśli nadałaby się ku temu okazja. Skąd Potwór mógłby wiedzieć, iż istnieje więcej niż jedna droga? Dla niego wszystko miało z góry ustalony tor którego nie może zaburzyć interwencja jednego zwierzęcia czy nawet drugiego człowieka. Nawet jeśli by chciał… to jak ma to zrobić? Nie znając podstawowych czynności które formułują społeczeństwo? Może dlatego lepiej odpowiadało mu towarzystwo zwierząt które nie spojrzą na Ciebie krytycznym okiem bez względu na to co im powiesz. Więc tym bardziej nie zastanawiał się nad znaczeniem słów “przyjaciel”. Były poznane dusze. Te bliższe bądź dalsze jego sercu. Kiedyś pamiętał jak Elen próbowała mu wytłumaczyć tą zawiłość ludzkich relacji. Nie rozumiał jej i nie chciał zrozumieć. Pamiętał tylko gdzie jest jego miejsce w szeregu. Aby się nie wychylać z ustalonego porządku. To również ona zasiała w nim bunt który wykiełkował wraz z pierwszymi kroplami jej krwi. Prawdą jednak było, iż pragnął niektóre z dusz zatrzymać przy sobie. Te specjalne które chciałby zabrać ze sobą i pilnować aby nic im się nie stało. Pamiętał również wciąż o Nich. Przypominał mu o tym krzywy wzrok żebraka który wciąż za nim szedł zakurzoną drogą. Przypominał mu o tym zgiełk powstały gdzieś w mieście gdy on się do niego zbliżał bądź oddalał. Nawet noc nie przynosząc ukojenia straszyła go marami przeszłości. Może też dlatego starał się nie ufać nikomu… jednakże czy zwierzęta potrafią być tak samo bestialskie jak Oni? Nie wątpił, iż ich natura mogła zostać okiełznana właśnie przez Nich. Przecież okiełznali Potwora to cóż dla nich stanowiłaby dla przykładu taka sarna? Brał to na samym początku pod uwagę jednakże z każdym kolejnym dniem przekonywał się do tego, iż w tym przypadku mógł to wykluczyć. Więc gdy postanowił nareszcie ruszyć w dalszą swą podróż to czyż nie było mu smutno? Nie potrafił tego określić ale takie ciągnące uczucie które rozlewa się między palcami i uderza z łoskotem o ziemię. Wiedział jednak, że musiał. Tak jak zawsze podczas swej podróży. Pozostać w ruchu i nie dać się uchwycić nikomu. Otrząsnął się wewnętrznie szybko i był już gotowy do drogi. Wraz z postawionym pierwszym krokiem już rozmyślał w którą stronę się uda. Lecz wtedy najpierw wydawało mu się, iż czuje coś dziwnego. Zupełnie jakby nagle coś w powietrzu się zebrało lub też nagle zmieniło.  Napęczniało i nagle rozbiło na tysiące kawałków. To spowodowało, iż na chwilę się zatrzymał i delikatnie zadarł głowę do góry. Nagle poczuł czyjś dotyk na swym łokciu. Nie pomyślał “o sarenko”, gdyż zbyt dobrze rozróżniał ludzkie postaci od zwierząt. Dłonie automatycznie zacisnęły się w pięści sprawiając, iż pazury wysunęły się jeszcze bardziej. Mięśnie napięły się na całym ciele gotowe do szarży w każdej chwili. W jego głowie przewijały się wszelakiego rodzaju ciosy, przerzuty, skoki. Wszystko czego został nauczony w swych ciemnych czterech ścianach. Nogi w kolanach automatycznie ugięły się w gotowości do nagłego obrotu i zadania precyzyjnego ciosu. Jednak ten nie nastąpił. Nie dojrzał nikogo prędzej czy też nie usłyszał niczego podejrzanego. Z jakiegoś powodu tym razem postanowił zaczekać nawet jeśli oznaczałoby to uszczerbek na zdrowiu. Dzięki temu również otrzyma informacje o tym kto tam stoi. Wtedy usłyszał ten melodyjny głos oblany miodem wypowiadający tak przez niego znienawidzoną nazwę. Gdyż nie traktował to jak imienia. Jego źrenice się powiększyły a on sam zmarszczył brwi. Przed oczami ujrzał swych dawnych treserów którzy częstowali go batami i krzyczeli mu w twarz to czym jest. Lecz ten aksamitny głos tak bardzo do nich nie pasował. Był łagodny i mógł przysiąc, iż nigdy prędzej go nie słyszał co by oznaczało obcą osobę. Ale skąd obca osoba zna tą przeklętą nazwę. Pierwsze myśli skierowały się do zwierzęcia które przed chwilą chciał pozostawić. Słyszał o zmiennokształtnych a nawet zdarzyło mu się takowego zobaczyć jednakże nigdy nie miał z tym styczności w takich okolicznościach. Ponownie usłyszał jego delikatny głos. Tak bardzo odmienny od jego własnego który czasami wydawał się bliższy Potworowi. Ważniejsza jednak była treść słów który sprawiły, iż niemalże natychmiast się odwrócił. Gwałtownie czy nawet wręcz brutalnie. Gdyż to musiała być w tym momencie sarenka. Poczuł jak delikatne palce mocniej zaciskają się na jego łokciu w momencie gdy odwrócił nagle swą głowę i napotkał wzrokiem tego… obcego. Bo jakże mógł inaczej nazwać człowieka? A przynajmniej postać ludzką? Przeskakiwał szybko wzrokiem po całym jego ciele zupełnie jakby szukał czegoś znajomego lub jakby próbował dodać dwa do pięciu. Skronie pulsowały mu lecz nie był pewny z jakiego powodu. Wtedy zatrzymał swój wzrok na jego oczach. Są. Te same mądre oczy w których odbijały się gwiazdy. Nie rozumiał dlaczego sarenka go okłamywała przez ten cały czas. Lecz wspomnienia dobrze wiedziały. Podsunęły obraz Ich. Jak udaje im się nareszcie go usidlić. Zmarszczył brwi i zamiast wyszarpnąć się to okręcił się wokół własnej osi. Siła pędu sprawiła, iż chłopak by upadł gdyby nie to, iż Potwór pochwycił go jedną ręką by do jego delikatnego gardła przystawić metalowe ostrza. Bez emocji na twarzy patrzył mu wciąż w oczy. W te mądre sarnie oczy. Jak on mógł być po ich stronie? Jak…
- … możesz? - patrząc mu w oczy po chwili prychnął z rezygnacją w głosie. Puścił go delikatnie i pomógł się wyprostować już nie patrząc w jego oczy. Powinien go zabić. Przecież mógł być przynętą zastawioną tylko po to aby wpadł w sidła. Przejechał dłonią po swoich włosach. Nie musiał nigdy prędzej mierzyć się z tyloma ważnymi rzeczami. Prędzej wydawało mu się to proste. Coś jest podejrzane to pozbawiasz to coś oddechu bądź krwi. Musiał może najpierw się dowiedzieć o co tutaj chodzi. Zadarł delikatnie głowę do góry. Chłodno. Obrócił nagle głowę w kierunku chłopaka jakby nagle o czymś sobie przypomniał. Jednocześnie postąpił w jego stronę krok tak aby patrzeć znowu w te oczy które znał. Wychrypiał jak osoba która od dawna nic nie piła.
- Nie mam imienia. Nie nazywaj mnie tą… nazwą. - stał chwilę w bezruchu zupełnie jakby zastanawiał się nad swoimi następnymi słowami. Spojrzał gdzieś w bok. Wciąż był… oszołomiony. Tak, to było dobre słowo. Dalej musiał przetrawić to, iż ta sarenka do której tyle mówił jednak niekoniecznie musi milczeć. On potrafi mówić. Prawda? Otworzył trochę szerzej oczy. W jego głowie wybuchła istna batalia. Może donieść na niego? A czy nie zrobiłby tego prędzej gdyby tylko chciał? A może zamierza teraz go wydać? Nagle obrócił wzrok na te sarnie oczy i ponownie się odezwał.
- Mam Cię zabić? Bo nie chcę. - wpatrywał się teraz w jego oczy lecz w przeciwieństwie do pierwszego kontaktu teraz wydawał się całkowicie rozluźniony. Zupełnie jakby ta cała sytuacja była taka jaka być powinna. Zadarł głowę do góry i patrząc na gwiazdy ocenił ile zostało do świtu. Opuścił powoli głowę po czym zatrzymał wzrok na sarnich oczach. Będzie musiał się chronić. Skryć. Ale nie potrafił się ruszyć. Nie wiedział co miał zrobić gdyż nigdy prędzej nie został postawiony w takiej sytuacji. Wyda Cię. On? On nie mógł tego zrobić. Poznał wiele parszywych osób ale… Najbardziej boli zdrada tych po których najmniej się tego spodziewamy, nieprawdaż? Znowu poczuł jego dotyk na swoim łokciu zupełnie jakby nagle przypomniał sobie o tym, iż w sarenka w ogóle go nie puściła. Tym razem znowu poczuł to śmieszne pękanie w powietrzu. Spojrzał w dół na swój łokieć i na dłoń sarenki. Przyglądał się jak roślina owija się wokół ich rąk. Jak wypuszcza delikatne kwiatki. Żałosne. Nie. To było coś o czym miał pamiętać. Powiódł swoimi oczyma w górę do zmęczonych oczu sarenki. Czy ktokolwiek kiedyś chciał go zatrzymać? Oni na pewno by chcieli. Odezwał się ponownie.
- Oni mnie ścigają. Kiedyś mnie złapią. Ale to nie dzisiaj. Więc jak mam nie odchodzić Sarenko? - nie wyszarpnął się. Nie pociągnął go ponownie lecz trwał w bezruchu jakby naprawdę oczekując jakiejś magicznej odpowiedzi która sprawi, iż całe jego życie się zmieni. Zabij go i ucieknij. Zmarszczył delikatnie brwi. Nie. Nie potrafił tego zrobić. Oczekiwał więc na jego delikatne słowa. Trwając w bezruchu jakby miał czasu aż nadto.  

[Sarenko?]
(Proszę pokornie o wybaczenie V_V)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz