[muzyka]
Dlaczego jego życie musiało
wydawać się tak skomplikowanie, niemożliwie trudne? Ludzie cierpieli z wielu
powodów. Niektórzy głodowali, innym brakowało dachu nad głową w zimowe, mroźne
noce; czasami ktoś bliski sercu ginął. Życie toczy się kołem, chcąc nie chcąc
niekiedy nie zna się odpowiedzi na dręczące pytania, a im więcej istnieje
znaków zapytania, tym więcej znajduje się wielokropków. Noc, wciąż gwiaździsta
przyświecała głowie – teraz już – znajomego o jasnych włosach oraz sarnie. Spokojna,
przynosząca ukojenie i sen, choć nie w tym czasie. Mimo swego zmęczenia, książę
wciąż zaprzątał sobie głowę mężczyzną. Z pewnością mu współczuł, jednakże nie
miał prawa wiedzieć, czy swego rodzaju litość kierowana w stronę nocnego
przyjaciela, to coś, czego ten potrzebuje. Każda istota ludzka, myśląca przede
wszystkim, różni się niewyobrażalnie. Z zewnątrz niemal każdy charakteryzuje
się względnie podobnymi cechami. To dlatego nie można poznać kogoś w parę
chwil. Spędzamy miesiące i lata, ale nawet wtedy nie jesteśmy w stanie
stwierdzić, że poznaliśmy kogoś niemal na wylot - posługując się
kolokwializmem. Kiedy tylko głowa została odsunięta, połyskujące oczy zwróciły
się w jego stronę, spoglądał zadumany. Chwila względnej bliskości symbolizowała
dla niego swego rodzaju potrzebę ukazania słabości. Powiedział tak wiele
zwierzęciu, które mogłoby okazać się jedynie głupawym przypadkiem, który odłączył
się od stada w poszukiwaniu marnych korzonków. Silyen okazał się być znacznie
bardziej rozbity niż sam przypuszczał. Serce pragnęło pomóc w potrzebie, rozum
jednak podpowiadał, że niewiele może zdziałać. W jaki sposób? Zaproponuje mu
ochronę i życie w obrębie murów, zamkowej komnacie, domu przy bramie? Choć nie
mógł sobie niczego wyobrazić, nie potrafił bezczynnie przypatrywać się temu,
jak niedawno zdobyty przyjaciel odchodzi. Czy takie nazewnictwo miało w ogóle
prawo bytu? Pochłaniał z zafascynowaniem każde jego słowo, choć niekiedy
niedokończone, trudne do przetłumaczenia, poddawane filozofii. Uczył się go od
początku, dokładnie, pracowicie. Sam nie wypowiedział ani jednego słowa Odnosił
bowiem wrażenie, że tak delikatna forma posłusznego stworzenia pomoże
białowłosemu odnaleźć się w przytoczonej sytuacji. Speszyłby go swą naturalną
postacią. Teraz jednak nadszedł czas na ujawnienie. Gdyby pozwolił mu odejść,
definitywnie nie spotkaliby się już więcej. Młody książę nie chciał tego, wciąż
pragnął rozmów. Rozmów z nim, z osobą, która pokazała mu nieznaczny skrawek
innego świata. Nie tego usłanego kwiatami, które dostarcza szacunek ludu i ukazuje
świat we względnie optymistycznym ujęciu.
Sierść powoli zaczęła pokrywać
się mglistą poświatą, a ciało sarny ulegało deformacji. Parostki zanikały, a ciekawskie
uszy nieco przyklapnęły. Raciczki przednich nóg przybrały formę dłoni oraz
palców, a tylne analogicznie do poprzednich – stóp. Grzbiet, a po chwili jasne
plecy i kręgosłup osłonił szkarłatny płaszcz zapięty w okolicach szyi. To jedna
ze sztuczek magów nadwornych, tak dobrze wyszkolonych, którzy umilili przemianę
następcy tronu. Pomogli mu pozbyć się nagości, która temu towarzyszyła.
Szczupła choć wciąż widocznie męska dłoń jednym ruchem złapała drugi koniec
narzuty, zdobionej złotą nicią na szyciach, a także wyszywanym herbem państwa i
pierwszymi literami imienia i nazwiska księcia. Palce zamknęły się na materiale
od środka, uniemożliwiając ujrzenie nagiego ciała, zamykając materiał gdzieś na
środku brzucha. Płaszcz sięgał do kostek, a sarnie uszy znów ustawiły się na
sztorc, ciekawsko nasłuchując. Bosa stopa uniosła się bezszelestnie z trawy i
ruszyła naprzód, druga za nią i tak coraz prędzej, zataczając coraz to nowsze
kroki. Druga ręka wysunęła się spod okrycia i z krótką chwilą zawahania
chwyciła łokieć mężczyzny.
Gest wyjątkowo głupi, w końcu książę mógł spotkać się z jakże nieprzyjemnym ciosem, bądź czymś temu podobnym. Ręka białowłosego wyposażona została w metalowe szpony, czyż nie? Jeden zamaszysty ruch, a tętnica zalałaby się krwią, życiodajnym płynem, nieubłaganie uciekającym, pragnącym poznać świat dookoła. Teraz widział go pierwszy raz ludzkimi oczyma. Rozczochrane włosy, skąpane w bieli, niczym zimowy śnieg otulający przyjemnie śpiącą przyrodę. Względnie subtelna, wątła figura zanurzona gdzieś pod ubraniami. Niewiele mógł stwierdzić, choć dostrzegał go tak wiele razy. Nie znał wyrazu twarzy mężczyzny, bowiem stał do niego tyłem. Lekkim ruchem ręki Silyen zatrzymał go.
- Morte. – powiedział krótko, a jego głos; delikatny, kojący, gładzący płatki uszu, sprawiał wrażenie niemal anielskiego.
Gest wyjątkowo głupi, w końcu książę mógł spotkać się z jakże nieprzyjemnym ciosem, bądź czymś temu podobnym. Ręka białowłosego wyposażona została w metalowe szpony, czyż nie? Jeden zamaszysty ruch, a tętnica zalałaby się krwią, życiodajnym płynem, nieubłaganie uciekającym, pragnącym poznać świat dookoła. Teraz widział go pierwszy raz ludzkimi oczyma. Rozczochrane włosy, skąpane w bieli, niczym zimowy śnieg otulający przyjemnie śpiącą przyrodę. Względnie subtelna, wątła figura zanurzona gdzieś pod ubraniami. Niewiele mógł stwierdzić, choć dostrzegał go tak wiele razy. Nie znał wyrazu twarzy mężczyzny, bowiem stał do niego tyłem. Lekkim ruchem ręki Silyen zatrzymał go.
- Morte. – powiedział krótko, a jego głos; delikatny, kojący, gładzący płatki uszu, sprawiał wrażenie niemal anielskiego.
Choć był męski, wciąż pozostawiał
wrażenie przyjemnego i nieskażonego nieznaną chrypą i tym podobnymi aspektami.
Skądże, podobał się każdej rodzimej lady, która towarzyszyła rodzinie przy
interesach z królem. Jemu samemu nie przeszkadzał, bynajmniej. Lubił go, a
także samego siebie, potrafił jednak zwracać uwagę na nieco ważniejsze
przymioty, niźli te, które tyczyły się samego w sobie wyglądu. Owszem, był on
ważny i wywoływał pierwsze wrażenie. Niezależnie od tego, jak bardzo ktokolwiek
zapierałby się, iż zagłębia się wzrokiem tylko i wyłącznie w głąb serca –
kłamałby. Względny człowiek to istota materialistyczna. Przede wszystkim
posługuje się zmysłami, na nich się opiera. Wzrok, słuch, dotyk, smak. Dopiero
po nich występuje myślenie i kontemplacja. Nie zawsze ma jednak swoje miejsce,
co niekiedy wydaje się być okrutnym. Teraz ciemne włosy poruszały się na
delikatnym wietrze, kołysane w przód i w tył, jakby kołysane w kolebce dla
dziecka. Szum dobiegał do sarnich uszu gdzieś spomiędzy liści otaczającego ich
lasu. Co powinien powiedzieć? Jak się odezwać? Przecież tak naprawdę stał się
kimś zupełnie obcym. Bezwartościowym oszustem, którego Morte nie miał prawa
znać. Nie istniała już tylko sarna o mądrych oczach, bo to za nimi kryła się
osobliwość, ktoś zupełnie inny, w pewien sposób zakłamany łajdak i tchórz,
który nie ukazał się już pierwszego dnia. Jak miał to uczynić? Nie potrafił.
Wiedział, że istnieją dwie możliwe ścieżki. Jedna to ta, którą wolałby obrać
książę, a mianowicie, zatrzymanie jasnowłosego. Druga, mniej przystępna, ale za
o bardziej prawdopodobna – jego odejście. Zależność między tymi dwojga to coś
kompletnie niezrozumiałego, a przynajmniej tak odczuwał to Talishaar. Uparcie
zależało mu na tym, który mówił tak otwarcie do nic nieznaczącego zwierzęcia,
nie skrzywdził go, nie próbował do tej pory. To pokazywało Silyenowi prawdziwe
wartości, przecież nie mógł być potworem, nie widział go w nim. Chciał pokazać
mu, że nie ma racji, że istnieją inne wyjaśnienia, drogi. To niewielkie
światełko, za którym powinno się podążać. Że nie jest sam. Chciał udzielić mu
wsparcia. Same chęci jednak nie mogły wyimaginować odpowiednich warunków,
wszystko trzeba było wcielić w realny plan.
- Nie odchodź. – dodał po chwili, niechętnie spuszczając wzrok.
Czuł jakby przemawiał pierwszy
raz od wielu lat, do nieznajomej osoby. W pewnym sensie tak właśnie było. Czy
zmiana formy jakkolwiek wpływała na subtelną relację? Jasne palce nieco
bardziej zamknęły się na łokciu „potwora”, powstrzymując go od wszystkiego.
Mógł wywołać zaskoczenie, a i owszem, miał gdzieś w głębi nadzieję, że rozmówca
nie poczuje się urażony. Nie do tego pragnął doprowadzić, jednak cała sytuacja
mogła całkowicie zmienić swój bieg. Czy znał go, wiedział, że należy do rodu królewskiego i tak naprawdę jest wnukiem króla? Nie miał ochoty na wszelkie formalności, przecież to nieistotne w tak poważnej na swój sposób sytuacji. Poprzez dłoń zmiennokształtnego, aż po trzymaną część ciała Bezimiennego, zaczął przedzierać się niewielki pęd rośliny, owijający się wokół ich zetkniętych rąk. Mag ziemi, to nim był Silyen. Roślina w obrębie przedramienia jasnowłosego wypuściła niewielki, zaróżowiony kwiatek, który rozwinął się w przerażająco szybkim tempie. Młodzieniec zrobił to umyślnie, choć sam dokładnie nie wiedział czemu dany akt miał tak naprawdę służyć. Delikatność i swego rodzaju żałość płynąca z serca księcia owijała się dookoła pędu.- Nie odchodź. – dodał po chwili, niechętnie spuszczając wzrok.
[Mój Drogi?]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz