Pierwsze co usłyszałam, to piękne głosy śpiewających ptaków za oknem.
Rozchyliłam powoli powieki i od razu ujrzałam swój pokój w promieniach
słońca. Malutkie okno, łóżkiem, mini biurko oraz świeczka stała w moim
pokoju wraz z kilkoma książkami o zielarstwie.
Tak lubiłam czytać i
często kupowałam różne książki o leczniczych roślinach czy po prostu
żeby sobie jakąś książkę poczytać, bo biblioteki tutaj niestety nie
mieliśmy... Leniwie przeciągnęłam się na łóżku i wstałam od razu
podchodząc do okna i je otwierając na oścież, gdzie wzięłam głębszy
wdech nabierając do płuc świeżego powietrza.
Uśmiechnęłam się sama
do siebie i zeszłam na dół po schodach, gdzie ukroiłam kromkę chleba i
zjadłam z masłem. Nic innego nie miałam a to był rarytas zjeść z masłem
kawałek chleba ale cóż... Jakoś trzeba było żyć. No oczywiście jakoś
jajecznicę sobie też zrobiłam i ją zjadłam, ale rzadko coś takiego
jadłam. Po skończonym śniadaniu poszłam do boksu mojego gniadego ogiera
Alkatrasa. Osiodłałam go, wsiadłam na niego i pognałam w las.
Piękno
lasu jak zwykle mnie oczarowywało. Słońce przebijające się przez gęste
korony drzew, śpiewające paki, zwierzęta spokojnie się pasące oraz ja i
mój. Jechałam na jego grzbiecie spokojnie. Kwiaty nadal pięknie
pachniało, choć wiedziałam że niedługo znowu nastanie jesień i w końcu
zima. Przejechałam przez strumyczek i po chwili dotarłam w swoje
sekretne miejsce, gdzie rosły jedne z najwspanialszych leczniczych ziół.
Zsiadłam
z konia i klepiąc go lekko po szyi oraz przechodząc po trawie podeszłam
bardziej do lekko osłonecznionego miejsca gdzie rósł Radzik pospolity.
Rósł tylko na terenach naszego miasta i wokoło niego i była to bardzo
rzadka roślina w innych miastach. Wyglądał jak zwykły chwast i było go
bardzo łatwo pomylić z pokrzywą, lecz różnił się tym że pod liśćmi miał
białe plamki. Tylko po tym można go było poznać. Miał cudowne
właściwości lecznicze na zapalenie płuc, gardła oraz działał m
korzystnie na pracę nerek.
Trzeba było go ostrożnie zerwać, bo
inaczej roślina mogła nie odrosnąć. Miała bardzo delikatne korzenie,
więc urwałam troszkę liści, a łodygę zostawiłam, gdyż Radzik pospolity
bardzo szybko rósł i z nawiązką wtedy, prawie jak bluszcz. Schowałam je
do specjalnej torby zadowolona, po czym wsiadłam z powrotem na konia.
-
Dobra robota Alkatras, możemy wracać - powiedziałam zadowolona, na co
zarżał cicho i zawróciłam go w stronę miasta. Mieszkałam nieco na uboczu
gdzie było spokojniej, ale i tak ludzie do mnie przychodzili po
lekarstwa. Oczywiście daleko mi było do Elfów, którzy byli mistrzami
leczenia ale zawsze coś!
Jechałam sobie spokojnie, lecz nagle usłyszałam hałas w krzakach, więc wstrzymałam konia i moja czujność wzrosła.
Zsiadłam
bardzo powoli z grzbietu konia i łapiąc za rękojeść małego nożna
ostrożnie rozchyliłam krzaki i nagle zobaczyłam ranną sarenkę w sidłach
zastawionych przez myśliwych.
Co najgorsza obok niej była mała
sarenka, więc co zapewne była matka z młodym. Zezłościło mnie to, bo
nigdy nie lubiłam myśliwych, lecz postanowiłam teraz o tym nie myśleć i
podeszłam bardzo powoli do niej i odcięłam jej pętlę z nogi.
Była
bardzo słaba i nawet nie mogła już wstać... Było mi smutno że cierpiała,
a w dodatku jej młode nadal miło mleko, więc nie przeżyło by bez niej!
- Biedactwo.... - szepnęłam ze smutkiem, a wtedy w głowie zaświtał mi pomysł.
W torbie przy koniu miałam pełno leczniczych ziół, więc mogłam chociaż opatrzyć ranną nogę sarny...
Zagwizdałam cicho na gniadosza, który podszedł od razu do mnie bliżej, a ja wyjęłam szybko z innej torby Lemiszka Szkarłatnego.
Była
to wspaniała roślina na rany. Dzięki jej liściom rany szybciej się
goiły oraz poprawiał znakomicie krążenie. Świetnie też działał
bakteriobójczo, czyli chronił przed zakażeniem oraz pozwalał je
zwalczyć. Wzięłam również wodę i podeszłam do sarny znowu.
Szybko
zmieliłam w rękach liście, wiec miałam zielone i lekko różowe ręce ale
zmieszałam to z odrobiną wody i powstała taka jakby maść. Delikatnie i
ostrożnie posmarowałam nogę sarny wokoło rany i na nią, co pewnie bolało
bo się nagle poruszyła gwałtownie, ale to znak że lek działał i odkażał
ranę lecząc ją. Robiłam wszystko bardzo delikatnie, a później znalazłam
kawałek materiały czystego którym delikatnie związałam żeby lekarstwo
się trzymało.
Posiedziałam aż do południa przy niej i nawet jak
odzyskała odrobinę sił, to przyniosłam jej świeżej trawy i roślin które
pomogą odzyskać jej szybciej siły. Później widziałam jak wstała na lekko
trzęsących się nogach ale nakarmiła swoje sarnie dziecko, a ja później
je zostawiłam, wsiadając na grzbiet wierzchowca i wróciłam do miasta.
Tym
razem pogoniłam ogiera do galopu, gdzie szybciej dotarłam do domu.
Zsiadłam z konia, rozsiodłałam go, dałam świeżej wody i sianko oraz
pobiegłam na górę gdzie zjadłam sobie ziemniaczki ugotowane z jajkiem
znowu i poszłam sprawdzić co u rodziców w karczmie. Droga do nich zajęła
mi jakieś dwadzieścia sześć minut ale lubiłam chodzić, zwłaszcza w taką
ładną pogodę, a Alkatrasa nie chciałam ciągnąć znowu, bo wolałam żeby
odpoczął.
Weszłam do środka tylnym wejściem, gdzie od razu
przywitała mnie radośnie mama, która od razu pocałowała mnie w głowę jak
to miała w zwyczaju, a ojciec się uśmiechnął. Siostra zaraz też się
zjawiła z talerzami, więc musiał być niezły ruch!
- Witaj kochanie! Co Dziś porabiałaś? - spytała mama radośnie ale wróciła zaraz do robienia jedzenia żeby jej się nie spaliło.
- Byłam w lesie i nazbierałam sporo ziół, oraz pomogłam rannej sarence - powiedziałam prawdę - Pomóc wam? - spytałam jeszcze.
-
Jakbyś mogła... Dzisiaj jest bardzo duży ruch i nawet Twoja siostra nie
wyrabia - rzekł tata i zniknął już wychodząc z kuchni żeby zająć się
wydawaniem trunków, a ja po raz kolejny widziałam siostrę która zanosiła
talerze dla ludzi, więc owinęłam się fartuchem wokoło pasa specjalnym i
zaczęłam im pomagać. Praca była ciężka lecz się cieszyłam że mogę pomóc
rodzicom i młodszej siostrze.
***
Kiedy nastała w końcu
noc, ludzi nadal było dużo ale zdecydowanie mniej niż popołudniu. Byli
już praktycznie stali bywalcy z rodzinami i rozmawiali ze sobą po
sąsiedzku śmiejąc się albo i też z moim ojcem na plotkach.
Kufle z
piwem się rozlewały, lecz byli też nowi w naszym mieście, a w
szczególności jeden z przybyłych, który miał maskę na twarzy i czarną
jak smoła pelerynę.
Nikt go nie znał i wzbudzał taki nieco
niepokój, lecz w sumie jakoś się skupiłam na innych, a zajął się nim
ojciec, więc ja i Tija oraz matka nie musiałyśmy się przejmować czego
chce nowo przybyły.
Nowy zamówił tylko coś do jedzenia, więc moja
mama mu już to podała, gdyż ja zajmowałam się z siostrą innymi gośćmi
naszej karczmy.
< Reker? ;3 Co tam robisz? xdd >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz