Minął tydzień, który przeznaczyłem na porządny odpoczynek. Znaczy nie obijałem się całymi dniami, bo nocą wychodziłem załatwiać rzeczy związane z moja drugą profesją. Oczywiście nie było tutaj tak wielu zleceń jak w moim starym mieście, ale też ludzie potrzebowali kogoś kto załatwi raz na zawsze ich wszystkie problemy.
Była ciemna noc a ja miałem dzisiaj do zlikwidowania dwa cele, które jak na nieszczęście rozmawiały ze sobą o jakimś biznesie. Moja czarna jak smoła peleryna z lekkimi, złotymi zdobieniami wspaniale ukrywała mnie w mroku i żadne oko ludzkie nie miało prawa zobaczyć mnie, że właśnie teraz leżę na jednym z dachów oraz przypatruję się nowym nieboszczykom. Jak na razie wolałem poczekać. Szedłem powoli po dachach w tempie ich poruszania się aż w końcu zaszli do bardziej ciemnych miejsc na pewnego rodzaju odludziu. Wolałem już nie czekać ani sekundy dłużej. Zeskoczyłem szybko z dachu i za pomocą ukrytego ostrza zabiłem pierwszego faceta, który pożegnał się z życiem z cichym ujściem powietrza z jego płuc. Od Victora La Firię odskoczyłem na bezpieczny dystans, lecz ten jednak nie miał ochoty zostać łatwą zwierzyną dlatego wyciągnął swoje sztylety i zaczął we mnie nimi rzucać. Próbowałem jak najlepiej unikać latającej broni przeciwnika, ale ta niestety rozdarła mi lekko skórę na ramieniu. Nie poddam się tak łatwo - pomyślałem sięgając po swój łuk, którym strzeliłem w jego prawą nogę. Przeciwnik zajęczał jak trzy letnie dziecko a ja nie czekając ani chwili dłużej postrzeliłem też jego drugą kończynę dolną co poskutkowało upadkiem La Fire dzięki czemu mogłem wbić mu już sztylet w głowę i zakończyć to całe przedstawienie. Słysząc, że ktoś tu się zbliża szybko wskoczyłem ponownie na dachy i zakamuflowałem się w cieniu. Czułem się dość dziwnie... Ciężej mi się oddychało... Na dodatek ten potworny ból głowy! Nie chcąc przez przypadek zostać złapanym zacząłem się powoli wycofywać, ale ta noc nie mogła być już spokojna. Po drodze zaatakowało mnie trzech zbójników, którzy chcieli mnie zabić i okraść, ale ja się od tak nie dałem! Chociaż ponownie jakaś kanalia mnie postrzeliła z łuku i wbiła mi jeszcze jeden sztylet to ja im się odwdzięczyłem tym, że stracili życie kilka lat szybciej.
Z każdym krokiem jakim stawiałem przed siebie odczuwałem rosnący we mnie niepokój. Chociaż panowała cisza ja wiedziałem, że to jeszcze nie koniec mojej walki. Arrow czekał na mnie dobrze ukryty kilkanaście metrów stąd. Nawet nie wiecie jak bardzo pragnąłem teraz wsiąść na mojego karego ogiera, pojechać do domu, ściągnąć i schować ten diabelski strój oraz po opatrzeniu się pójść sobie spać.
Będąc już blisko swojego upragnionego celu nagle przed sobą zobaczyłem postać... Chciałem ją ominąć, gdyż z początku wydawała mi się tylko cieniem, ale gdy tylko postawiłem pierwszy krok przed siebie ujrzałem Victora La Fire! Tak tego samego mężczyznę, którego pozbyłem się z świata żywych z jakieś trzydzieści jak nie czterdzieści minut temu! Co tu się wyprawia?! - pomyślałem i bez zawahania natarłem na swojego wroga, który odparł mój atak, ale i tak czy siak zostawiłem na jego przedramieniu ranę po ukrytym ostrzu, które rozcięło skórę za jednym zamachem jakby była to jakaś tkanina. Victor zachowywał się jakoś dziwnie. Stosował więcej uników niż walki co wzbudziło we mnie pewne podejrzenia, ale nie mogłem teraz za dużo myśleć, bo jeśli mój zleceniodawca się dowie, że zabrałem pieniądze a nie wypełniłem zadania będzie chciał się mnie również pozbyć za wszystkie skarby świata. Blondyn pragnął zranić mnie swoim ostrzem, lecz ja za każdym razem blokowałem go na wszystkie sposoby a nawet raz kopnąłem go na tyle silnie w brzuch, że prawie spadł z dachu, ale to nic nie dało! Co z tym typem jest nie tak?! - fuknąłem w myślach napinając cięciwę łuku a gdy ją puściłem strzała uderzyła w nogę wroga, który syknął cicho z bólu po czym rzucił we mnie dwa sztylety. Jeden z nich trafił w moje udo, drugi zaś spadł gdzieś na następnym budynku. Długo na efekty tego wkucia czekać nie musiałem, gdyż zdążyłem tylko rozciąć dłoń faceta a już padłem nieprzytomny na ziemię. Super lepiej skończyć się to nie mogło - pomyślałem po czym odpłynąłem już całkowicie do krainy snów z nadzieją, że raczej dzisiaj nie zakończę swojego żywota. Wszystko było takie niezrozumiałe i dziwne... Coś mówiło mi w duszy, że ta sytuacja niedługo się wyjaśni i będzie to dla mnie pewnym zaskoczeniem.
<Kiara? :3 Trochę się poharatali xd>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz