Noc była bardzo ciepła i na dodatek gwieździsta więc mieliśmy co obserwować na ciemnym niebie. Siedzieliśmy w miejscu gdzie znajdowało się kiedyś potężne i wielkie okno a nasze nogi były spuszczone w dół. Jeden ruch mógł decydować o tym, że mogliśmy spaść... Jeśli nie dobralibyśmy odpowiedniej pozycji pewnie czekałaby nas śmierć.
- Jak ci się tu podoba? - odezwał się nagle przyjaciel, który zasunął bardziej na głowę ciemny kaptur.
- Ładne tereny, dużo zwierzyny... Mieszkam tam gdzie panuje tylko spokój i cisza... Żyć nie umierać - stwierdziłem na co niebieskooki się zaśmiał.
- Skąd ja to wiedziałem - stwierdził radośnie - Z tego co słyszałem to ponoć spotkałeś swoją starą przyjaciółkę - dodał jeszcze na co skinąłem głową.
- Tak Kiarę... Kto ci o tym powiedział? - ostanie słowa wypowiedziałem z mruknięciem.
- Słodka tajemnica! Ale kazałem mu już was nie obserwować... Szanuję prywatność ludzi - odpowiedział mi oraz położył się górną połową ciała na ziemi.
- To dobrze... - burknąłem spoglądając w gwiazdy. Zaczynało mi się już powoli nudzić. Cóż nie byłem człowiekiem, który mógłby przesiedzieć siedem godzin na tyłku więc powstałem oraz wszedłem nieco w głąb budynku.
- A ty gdzie znowu? - spytał zainteresowany przekręcając się na brzuch by mnie lepiej dostrzec.
- Przejść się... Wiesz, że nie lubię siedzieć ciągle w jednym miejscu - rzekłem na co pokiwał głową i też od razu wstał.
- Pojadę z tobą i pokaże ci ładne miejsce. Jest tam wodospad więc konie będą mogły się dodatkowo napić - poinformował mnie a ja bez wahania się zgodziłem. Ze spokojem zeszliśmy do naszych koni, które jak zwykle na nas grzecznie czekały. Nymeria, bo tak nazywała się kasztanowata klacz mojego przyjaciela próbowała jakoś zachęcić Arrowa do zabawy, ale ten tylko skupiał się na pysznej trawie. Niestety z mojego konia był niezły żarłok więc nie dziwiłem się, iż spotkałem go akurat jedzącego posiłek.
Nie czekając już dłużej, wiedliśmy na swoje wierzchowce oraz zaczęliśmy kierować się na południe. Oczywiście broń mieliśmy cały czas przy sobie więc w razie czego mogliśmy się łatwo obronić przed naszymi wrogami czy też zbójnikami. Nie zamierzaliśmy narzucać koniom jakiegoś potwornego tępa... To miał być tylko zwykła, przyjemna przejażdżka po lesie.
****
Będąc już przy zbiorniku wodnym od razu rozejrzałem się dookoła z uśmiechem. Było tu na prawdę ładnie i z chęcią zatrzymałbym się tutaj na dłużej. Może i by tak spędzić tutaj całą noc a rankiem wrócić z powrotem do domu? W sumie daleko nie miałem więc mógłbym to zrobić w każdej chwili.
Miałem już zsiadać ze swojego karusa, ale w tedy zobaczyłem na kamienistym brzegu jakąś postać. Spojrzałem na Arona, który też to zauważył po czym zacząłem powoli zbliżać się do ciemnej "masy".
Kiedy od nieznajomego dzieliły mnie zaledwie cztery kroki z krzaków wybiegł poraniony Alkatras Kiary! Konisko stanęło przede mną dęba, ale nie zrobiło to na mnie żadnego wrażenia. Miałem nerwy ze stali więc takie coś było dla mnie niczym strasznym.
- Spokojnie - rzekłem gdy zaczął walić kopytem o ziemie. Powoli zsiadłem z swojego wierzchowca i wyciągnąłem w stronę głowy zwierzęcia rękę. Z początku chciał mnie ugryźć, ale ja nie zamierzałem odpuścić. W końcu po paru minutach się uspokoił więc złapałem go za wodze, które wcześniej przerzuciłem przez jego łeb. Miałem zamiar już go zacząć oglądać a potem odprowadzić do jego właścicielki, lecz w tedy zobaczyłem, że nieznajomym leżącym na pisaku jest właśnie niebieskooka! - Zostań - wydałem gniademu komendę nie wiedząc czy się mnie posłucha oraz podbiegłem do dziewczyny, która ledwie żyła. Na ciele miała wiele ran, a niektóre noże do rzucania nad się w niej znajdowały. Nawet nie wiedziałem kiedy Aron znalazł się obok mnie, ale po jego oczach wnioskowałem już, iż jest źle... Bardzo źle...
- Trzeba ją szybko opatrzyć! Mamy mało czasu - odezwał się po chwili przez co skinąłem głową i od razu wziąłem przyjaciółkę na ręce. Nie czekając już dłużej chciałem usadowić ją na grzbiecie Arrowa, ale w tedy olśniło mnie, że trzeba zająć się jeszcze Alkatrasem dlatego oddałem ją blondynowi, który od razu ruszył w stronę kryjówki a ja natomiast złapałem gniadego za wodze i zacząłem na spokojnie prowadzić go w tą samą stronę.
Musiałem być bardzo ostrożny z powodu wielu ran jakie odniósł, ale też i jego nerwowości. Cóż to normalne u zwierząt jak są ranne więc nie miałem czemu się dziwić.
****
Na miejsce dotarłem dopiero po dziesięciu minutach. Od razu wprowadziłem rannego rumaka do środka i zacząłem go rozsiodływać. Znałem się trochę na opatrywaniu ran więc starałem się mu pomóc. Mieliśmy tutaj wszystko dobrze poukrywane więc nie musieliśmy się niczym martwić. Wszystko sobie szybko przyszykowałem, ale ogier nadal był strasznie niespokojny i ciągle się kręcił przez co zadawało sobie jeszcze więcej bólu. Arrow starał się go jakoś uspokoić co nawet pomagało, ale i tak moja praca była bardzo ciężka i skończyłem ją dopiero po czterdziestu minutach. Podczas wykonywania zabiegów przy Alkatrasie ciągle martwiłem się o Kiarę.
Byłem wściekły, że ktoś zrobił jej coś takiego... Cóż była złodziejką więc narażała się na wściekłych bogaczy, ale nie sądziłem, że aż tak bardzo zalezie im za skórę. Znajdę tych co jej to zrobili i zabiję - pomyślałem zły zostawiając ogiera na dole.
Wszedłem po cichu na górę gdzie mój przyjaciel zajmował się ranami Amitachi. Jakoś mu szło, ale było tu bardzo dużo krwi i bandaży więc jej stan musiał być jeszcze bardziej poważniejszy niż sądziłem. Używał też często magii co mnie niepokoiło, ale wolałem dać mu wolną rękę.
- Będziesz tak stał czy mi pomożesz? - westchnął nie odrywając wzroku od rannej dziewczyny.
- Pomogę tylko mów mi co mam robić - odpowiedziałem mu a on pokiwał głową oraz machnął szybko ręką w powietrzy, żebym do niego podszedł.
Trochę nam zajęło zanim uspokoiliśmy na nowo konia. Gniadosz nie był zachwycony obecnością blondyna dlatego musiał się on trzymać z daleka by czasami nie zostać kopniętym. Będąc już w moim domu zaprowadziłem koniska do stajni a sam udałem się z niebieskooką do domu gdzie położyłem ją na łóżku w swojej sypialni oraz przykryłem ją grubym kocem. Po chwili przyleciał też kruk z wiadomością od kogo pochodzą te noże. Czytając uważnie nazwy zacząłem myśleć gdzie mogę ich znaleźć. Po ustaleniu wszystkich szczegółów opuściłem mieszkanie i udałem się na łowy. Jeśli chodzi o dziewoje to zostawiłem ją z psem, który często przychodzi do mnie na jedzenie i szczerze mówiąc to zaczynam go już traktować jak członka rodziny.
Dzięki ciemnej nocy zakamuflowałem się na tyle, iż nie mogło mnie zobaczyć żadne, ludzkie oko. Po cichu niczym z gracją kota wdarłem się na dzieciniec i zacząłem szukać swoich celów. Pierwszego znalazłem już po upływie trzech minut. Bez wahania zasłoniłem mu ręką usta, przewróciłem jego ciało oraz wbiłem mu najpierw sztylet w serce, potem płuco a następnie w potylice. Był to według mnie najskuteczniejszy sposób zabijania tych ścierw.
Nie minęło dwadzieścia minut a wszyscy leżeli już martwi tak samo jak ten nadęty bogacz. Jedyne co to ocaliłem służbę, gdyż byli to dobrzy ludzie pracujący tam z przymusu. Nie siedziałem tam już długo tylko wróciłem do siebie gdzie po przebraniu się i schowaniu rzeczy pod jedną z desek podłogowych gdzie były nie widoczne, wróciłem do czuwania przy Kiarze wiedząc, że dopóki się nie wyleczy jej stąd nie wypuszczę.
<Kiara? :3 Jak się czujesz? xd On się martwi xd>
Byłem wściekły, że ktoś zrobił jej coś takiego... Cóż była złodziejką więc narażała się na wściekłych bogaczy, ale nie sądziłem, że aż tak bardzo zalezie im za skórę. Znajdę tych co jej to zrobili i zabiję - pomyślałem zły zostawiając ogiera na dole.
Wszedłem po cichu na górę gdzie mój przyjaciel zajmował się ranami Amitachi. Jakoś mu szło, ale było tu bardzo dużo krwi i bandaży więc jej stan musiał być jeszcze bardziej poważniejszy niż sądziłem. Używał też często magii co mnie niepokoiło, ale wolałem dać mu wolną rękę.
- Będziesz tak stał czy mi pomożesz? - westchnął nie odrywając wzroku od rannej dziewczyny.
- Pomogę tylko mów mi co mam robić - odpowiedziałem mu a on pokiwał głową oraz machnął szybko ręką w powietrzy, żebym do niego podszedł.
****
Po godzinie walczenia o życie niebieskookiej w końcu udało nam się doprowadzić ją do normalnego stanu. Chociaż ran było dużo przy czym wdarło się kilka komplikacji to my nigdy się nie zamierzaliśmy poddać. Dziewucha ciągle spała dlatego postanowiliśmy przenieść ją wraz z jej koniem do mojego domu gdzie były o wiele lepsze warunki. Poza tym Aron miał też swoje życie na głowie i wiele różnych zleceń, które musiał wypełnić, żeby przeżyć.Trochę nam zajęło zanim uspokoiliśmy na nowo konia. Gniadosz nie był zachwycony obecnością blondyna dlatego musiał się on trzymać z daleka by czasami nie zostać kopniętym. Będąc już w moim domu zaprowadziłem koniska do stajni a sam udałem się z niebieskooką do domu gdzie położyłem ją na łóżku w swojej sypialni oraz przykryłem ją grubym kocem. Po chwili przyleciał też kruk z wiadomością od kogo pochodzą te noże. Czytając uważnie nazwy zacząłem myśleć gdzie mogę ich znaleźć. Po ustaleniu wszystkich szczegółów opuściłem mieszkanie i udałem się na łowy. Jeśli chodzi o dziewoje to zostawiłem ją z psem, który często przychodzi do mnie na jedzenie i szczerze mówiąc to zaczynam go już traktować jak członka rodziny.
Dzięki ciemnej nocy zakamuflowałem się na tyle, iż nie mogło mnie zobaczyć żadne, ludzkie oko. Po cichu niczym z gracją kota wdarłem się na dzieciniec i zacząłem szukać swoich celów. Pierwszego znalazłem już po upływie trzech minut. Bez wahania zasłoniłem mu ręką usta, przewróciłem jego ciało oraz wbiłem mu najpierw sztylet w serce, potem płuco a następnie w potylice. Był to według mnie najskuteczniejszy sposób zabijania tych ścierw.
Nie minęło dwadzieścia minut a wszyscy leżeli już martwi tak samo jak ten nadęty bogacz. Jedyne co to ocaliłem służbę, gdyż byli to dobrzy ludzie pracujący tam z przymusu. Nie siedziałem tam już długo tylko wróciłem do siebie gdzie po przebraniu się i schowaniu rzeczy pod jedną z desek podłogowych gdzie były nie widoczne, wróciłem do czuwania przy Kiarze wiedząc, że dopóki się nie wyleczy jej stąd nie wypuszczę.
<Kiara? :3 Jak się czujesz? xd On się martwi xd>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz