No te cholery to są wszędzie jak ich nie potrzeba! Tak to się kryją w
tych swoich norach i nie ma ich jak zabić, a tak to teraz wyczuli że
mamy kasę i cenne zioła... Cholera wie, czy tamten sprzedawca nie jest z
nimi powiązany! No ale nic mu z tego!
Chytry dwa razy traci!
Podczas gdy Reker strzelał z łuku, ja wyjęłam swoje sztylety do rzucania
i mu pomagałam najlepiej jak tylko umiem ale i tak prosto nie było...
Mogłam wziąć ze sobą więcej ekwipunku - pomyślałam sobie, gdyż najwięcej
rynsztunku złodzieja miałam w innym stroju oraz innych sakwach.
Wracając
jednak do teraźniejszości, to nagle usłyszałam świst grotu
przecinającego powietrze z zawrotną prędkością i zaczęłam widzieć
wszystko w zwolnionym tempie... W jednej chwili rzuciłam sztyletem, a w
następnej powoli widziałam zbliżającą się w moim kierunku strzałę, która
była wymierzona wprost w moje bijące serce.
Wtedy też nagle
zasłoniła mnie czyjeś ręka i usłyszałam jakby chrupnięcie, a następnie
huk upadającego ciała na ziemie z dużej wysokości. Później nastała
cisza... Dopiero po chwili dotarło do mnie że to właśnie chłopak mnie
ochronił przed pewną śmiercią, lecz sam został teraz ranny!
- Nic Ci nie jest? - spytał spokojnie jakby nigdy nic.
-
Nie.... Dlaczego to zrobiłeś? Głupi! Teraz sam jesteś ranny! - rzekłam
niezadowolona i zmartwiona jednocześnie. Owszem byłam m wdzięczna za
uratowanie życia, lecz nigdy nie lubiłam kiedy ktoś się dla mnie
narażał, gdyż wtedy czułam się jakbym była sierotą, która nie potrafi
sobie poradzić i w dodatku zajmować czas innym.
- Nie ma za co - mruknął i spojrzał na swoją ranę.
- Opatrzę Ci to, nie ruszaj ręką, bo uszkodzisz mięśnie - rzekłam i zaczęłam szukać miejsca gdzie by można go opatrzyć.
- Nic mi nie będzie - rzekł i chciał wyjąć grot z ręki.
-
Nie rób tego! - powstrzymałam go w ostatniej chwili - Głupi! Jeśli
wyciągniesz w ten sposób grot, to rozerwiesz mięśnie i możesz stracić w
niej częściowo sprawność - rzekłam, na co wycofał swoją rękę niezbyt
zadowolony.
Podjechaliśmy do krzaków w których się
schowaliśmy, a następnie zsiedliśmy z koni. Reker usiadł pod drzewem,
ale i tak widziałam doskonale że nie jest zadowolony z postoju, co
doskonale rozumiałam, gdyż gdyby moja siostra była poważnie chora, to
też bym się nie chciała zatrzymywać, lecz teraz to było konieczne, gdyż
musiałam mu opatrzyć ranna rękę i miałam nadzieje że nie było tam żadnej
trucizny.
Bałam się też zakażenia, bo to bardzo ciężko wyleczyć,
lecz z drugiej strony strzała tkwiła w ranie krótko, więc miałam
nadzieję tego uniknąć. Wyjęłam szybko swoje zioła, oraz przybory do
usuwania ciał obcych z ran. Zaczęłam rozcierać zioła i dodałam do nich
wody, tworząc maść na rany.
- Wybacz ale muszę rozciąć Ci
materiał blisko rany - rzekłam i nie czekając na jego sprzeciw, szybko
rozcięłam sztyletem mu ubranie i dostałam się do rany.
Podałam
przeciwbólowe mu pod język co niezbyt znowu mu się podobało, ale lek
zaczął szybko działać i go znieczuliło. Owszem nie miało za dobrego
smaku, gdyż smakowało troszkę jak wymiociny, ale miało na szczęście te
dobre właściwości lecznicze. Szybko uporałam się z rozcięciem rękawa jak
już mówiłam, a następnie specjalnymi jakby szczypcami, rozchyliłam ranę
po obu stronach ostrożnie wyjęłam kawałek grotu z rany.
Później
oczyściłam ranę, dałam maść, zaszyłam ją i jak nieco odczekaliśmy, czyli
napiliśmy się wody, wsiedliśmy na konie i ruszyliśmy dalej. Po
męczących kolejnych dwóch dniach męczącej jazdy dniami i nocami z małymi
przerwami, w końcu dotarliśmy do domu Blackfreyów, wsiedliśmy z
wyczerpanych koni, podziękowałam Alkatrasowi za jazdę i wbiegliśmy jakoś
do mieszkania.
< Reker? ;3 jak tam siostra? wiem słaby opek ale się poprawię xdd >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz