czwartek, 17 sierpnia 2017

Od Kiler

Przeciągnęłam się ociężale, jak leniwy kocur wylegujący się na dachu w słoneczny dzień, choć mój dzień ani trochę takowego nie przypominał. Właściwie to nawet moje aktualne życie od jakiegoś czasu nie przypominało w żadnym stopniu tego, które wiodłam za oceanem… na ukochanej ziemi starego kontynentu…
Podczas wyciągania się, wszystkie przepracowane kostki, strzeliły donośnie. Odetchnęłam.
Spojrzałam, dość tęsknym spojrzeniem na załadowany żaglowiec, jaki pomagaliśmy załadować od dwóch dni, a  którego śnieżne płótno żagli było napinane przez sprzyjający żeglarzom wiatr. – Takie obrazki zawsze wywoływały na mojej twarzy cienkie uśmiechy zadowolenia i krzepiły dziwnie serce. Tak jakby żagle rozpostarte na rejach, oraz chłodna bryza przypominały o porzuconych z dawna marzeniach oraz sklejały pobrużdżone serce… Westchnęłam ciężko. 
Poczułam mocne klepnięcie w plecy, odwróciłam się z zaskoczeniem, by zaraz uśmiechnąć się pewniej.
Moim „napastnikiem” był Bard – jedyny chłopak, który znał prawdę o moim ciele, skrytym pod za dużymi, męskimi ciuchami i klatce związanej ciasno bandażami. Ten wesoły i zdecydowanie zbyt pewny siebie chłopak, zawsze poprawiał mi humor choć był dla mnie niczym brat.
-Hej! Chciałeś wypłynąć ? Jeżeli Tak, to właśnie uciekła Ci kolejna szansa. –Powiedział wskazując na odpływający żaglowiec. Pracowaliśmy w porcie już nie wiem jak długo, ramie w ramie, a ten idiota zawsze mówił to samo kiedy widział moją minę, i tęskne spojrzenie za żaglami.
Westchnęłam ciężko i odwracając się strzepnęłam jego dłoń z ramienia. 
-Nie żartuj. –Prychnęłam. –Nie z Tak drobnym ciałem. Raz dwa by się połapali, a potem robiłabym za umilacz w koi.
Bard objął mnie ciepłym przyjacielskim ramieniem, śmiejąc się w najlepsze.
-Daj spokój, w Tym przebraniu jesteś nie do rozpoznania. –Powiedział lekkim, zalotnym mrukiem. –Choć przyznaje – Złapał mnie dwoma palcami za jasny policzek i lekko naciągną moją skórę. –Że z Taką buzią, mogłabyś wpaść w oko nie jednemu miłośnikowi młodych chłopców. –Szepnął tak by nikt nie słyszał zaśmiał się zaraz i klepnął mnie w tyłek.
-Do później Bard. –Powiedziałam jedynie, posyłając mu naganne spojrzenia z oczu skrytymi za ciemnymi szkłami, umiejscowionymi tuż nad zaczerwienionymi policzkami. Podrapał się w głowę, i  z uśmiechem skierował się z kilkoma dolcami w kieszeni do portowego zamtuza.
*
Kiedy w swym męskim przebraniu przechodziłam w górę brukowanej ulicy „London streed” 
. No końcu, której mieściła się wynajmowana przeze mnie klitka. Jakiś facet – ojciec rodziny biegł w popłochu kryjąc się w bocznej uliczce, a kobiety podniosły szept o tym, iż znów wojskowe psy robiły „Brankę” – Westchnęłam, poprawiając pożółkłą od potu koszulę.
Byłam zbyt drobnej postury, by wzięli mnie do wojska na jeden z Tych okrętów królewskiej floty, który był dumą korony.
Najchętniej jednak, ten przymusowy przydział do wojska przeczekałabym w domu, rozcinając uwierające mnie w piersi bandaże. Wówczas, na pewno by mnie nie wzięli. – Prychnęłam, patrząc jednak z pogardą na mężczyzn bojących się królewskich psów. W Moim kraju… Nie przeszłoby to, jesteśmy zbyt dumnym narodem. – Ścisnęłam lekko swoje ramię, dłonią obleczoną skórzaną rękawiczką bez palców.
Niestety, moje wynajmowane mieszkanko, znajdowało się na początku ulicy, skąd zaczynała się łapanka.
Postanowiłam więc dla świętego spokoju, wpaść do pobliskiego lokalu i to przeczekać.
Zazwyczaj było tu gwarno, teraz poza barmanem siedział werbunkowy, i chyba oficer królewskich psów, pijący coś przy barze. Poprawiłam swojego „samurajskiego koka” z ognistych włosów, i usiadłam na drugim końcu lady zamawiając kielicha.
Zauważyłam, że poza tymi dwoma wojakami, kilku panów brzęczało skutymi w łańcuchy rękoma, podchodząc kolejno z przerażeniem do werbunkowego, który dokładnie sprawdzał ich dokumenty i zapisywał dane w grubym zeszycie.
Prychnęłam pod nosem, co było dla innych bardziej jak lekkie kichnięcie…

<ktoś wypłynie ? XD>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz