Kiedy tylko rozsiodłałem w domu Arrowa od razu poszedłem się położyć spać. Sam nie wiem do końca dlaczego zmęczyła mnie aż tak bardzo ta misja... Do dziś pamiętam, że byłem sam na cięższych i potrafiłem po nich nie spać jeszcze z trzy a nawet cztery godziny. Z kolacji zrezygnowałem, ponieważ nie miałem na nic najmniejszej ochoty, ale się temu nie dziwiłem, bo często tak miałem... Mniejsza już z tym! Zrzuciłem z siebie szybko szaty mordercy, które ukryłem tam gdzie zwykle i rzuciłem się na łóżko zasypiając od razu po kontakcie z poduszką. Chociaż zapowiadało się, że będzie to przyjemny sen podczas, którego znajdę chwilę spokoju oraz solidnie wypocznę to tak nie było... Znowu miałem koszmar z dzieciństwa czyli za czasów mieszkania w moim starym mieście zwanym Rithriad... W tedy niewinna zabawa zmieniła się prawię w moją śmierć. Do dziś będę pamiętał ten okropny chłód wody i śmiechy tamtych dzieciaków... Dlatego właśnie nie lubię bachorów z rodzin szlacheckich chociaż sam z jednej jestem! Co prawda nie każde dziecko jest wredne i patrzy by komuś zrobić krzywdę, ale ja tylko takie poznałem i wolałem bawić się bardziej z tymi ubogimi co było dla innych niedorzeczne, lecz mój ojciec z matką nigdy mnie za to nie ganili ani od nich nie odciągali. Błąkałem się jeszcze trochę w swoich koszmarach aż w końcu otworzyłem oczy a nad sobą ujrzałem czarnego kruka, którego bym normalnie udusił! Wredne gadzisko tylko mnie straszy! Byłem cały spocony a na poduszce pojawiło się kilka plam spowodowanych łzami. Szybko podniosłem się do siadu i spojrzałem na ptaszysko, które miało do nogi przywiązaną jakąś wiadomość. Czego oni ode mnie znowu chcą? - pomyślałem wyciągając rękę do Galardo, który jak na złość wzbił się do góry i patrzył się na mnie z wysokości sufitu.
- Galardo chodź tutaj, bo nie dostaniesz śniadania - mruknąłem na swojego pupila, który po chwili namysłu wylądował na moim przedramieniu dając mi tą łaskę do przeczytania wiadomości.
Witaj przyjacielu! Piszę do ciebie w bardzo ważnej sprawię i chodć nie wiem kiedy to przeczytasz to proszę cię o wielką pomoc. Mój brat zachorował a nawet ja dzięki swojemu wykształceniu nie wiem za bardzo co to za choroba. Błagam Cię pomóż mi. ~Aron.
Kiedy skończyłem czytać list to aż wytrzeszczyłem ze zdziwienia oczy! On to mag i po części zielarz a tego nie może rozgryźć?! To na pewno będzie coś ciężkiego... Nie, że się na niego gniewam czy go obrażam, ale to dla mnie bardzo dziwne. Wiedziałem, że sam z tym rady nie dam, bo nie znam się na chorobach dlatego będę musiał pojechać do Kiary, która mam nadzieję mi pomoże. Wstałem szybko z łóżka oraz zacząłem się przebierać w nowe rzeczy, które bardzo dobrze się na mnie prezentowały. Poszedłem potem szybko do stajni gdzie rżeniem przywitał mnie mój kary wierzchowiec, który od razu po mojej minie wiedział, iż coś się dzieje dlatego nie sprawiał większych problemów przy siodłaniu czy też szybkim, ale porządnym wyczyszczeniu. Odpisałem jeszcze Aronowi, że niedługo u niego będę a sam ruszyłem w stronę domu przyjaciółki obserwując jeszcze jak Galardo znika gdzieś w oddali. Karus nie oszczędzał się w ogóle... Z resztą tak jak zwykle przez co był moim najukochańszym wierzchowcem jakiegokolwiek miałem, a uwierzcie mi, że miałem ich przed nim aż trzech! Były leniwe szkapy i specjalnie mnie zrzucały przez co prawie się zniechęciłem do tych zwierząt, ale Arrow mnie jakoś przed tym uratował. Pamiętam jak znaleźliśmy go jako źrebaka u tego okrutnego handlarza... Gdybyśmy go nie uratowali to pewnie już dzisiaj by nie żył biedaczek.
Wracając jednak do rzeczywistości to byłem już bardzo blisko swojego celu. Nie licząc tego, że prawie zabiłem się wjeżdżając przez swoje zamyślenia na drzewo to podróż minęła mi bardzo spokojnie. Ostatnio z tego co wiem większa zwierzyna się nieco pochowała więc ojciec musi się bardziej postarać by zdobyć jakąś większą zdobycz. Zresztą pewnie niedługo będę musiał wyruszyć z nimi na polowanie, ponieważ dawno tego nie było. W sumie to nie będzie mi to przeszkadzać, gdyż lubię te nasze rodzinne tradycje oraz spędzać czas z rodziną. Muszę przyznać, że czasami brakuje mi czasów dzieciństwa... Oj tak... W tedy każdy się o ciebie martwił i mogłeś bawić się z innymi kiedy chciałeś. Racja teraz też się martwią, ale jakoś brakuje mi tej przesadnej opiekuńczości.
Będąc już pod domem niebieskookiej zeskoczyłem szybko z wierzchowca i nie wahając się ani na chwilę wszedłem sobie od tak do jej domu. Może to i głupie włazić do kogoś bez pukania, ale sytuacja tego wymagała. Znalazłem ją szybciej niż przypuszczałem, ponieważ po dwóch minutach akurat w kuchni przez co chętnie bym coś zjadł... Tak mój żołądek właśnie teraz musiał przypomnieć sobie o swoim istnieniu, ale na szczęście nie zaburczał. Jej twarz wyrażała wiele uczuć, ale chyba największe było zdziwienie.
- Potrzebuje twojej pomocy - rzekłem szybko zanim zadała mi milion pytań co ja tu robię - Tak wiem wszedłem bez pytania jestem zły i niedobry, ale to później! Aron a raczej jego brat potrzebuje pomocy... Chłopiec zachorował a on nie wie na co... Pomożesz? - dodałem szybko patrząc prosto w jej oczy.
<Kiara? :3 Pomożesz? xd>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz